
To miał być przedostatni etap marszu Niemców po tytuł. Ale nie był. Znów na wielkim turnieju zagrali z Włochami i znów z nimi przegrali. Tym razem 1:2. A ostatni mecz turnieju w Polsce był znakomity.
REKLAMA
Rozmawiałem dziś po południu z Paolo Cozzą. Znanego z programu „Europa da się lubić” Włocha, wielkiego kibica futbolu, zapytałem oczywiście o Balotellego. Powiedział, że wystawianie go w pierwszym składzie to totalna ruletka. Albo wygra w pojedynkę mecz albo co chwila będzie tracił piłkę lub dostanie czerwoną kartkę. Zostanie bohaterem albo obiektem krytyki medialnej. Nic dodać, nic ująć. W środowy wieczór na Narodowym sprawdził się pozytywny scenariusz.
Pierwszy gol? Fenomenalna akcja Antonio Cassano i świetne wyczucie Mario przy główce. Najpierw potworny błąd popełnił Hummels (dziwne bo to świetny obrońca), a potem Badstuber (tu brak zdziwienia). Tymczasem Balotelli zachowuje się jak profesor. Ktoś, kto piłką się nie interesuje i przeczytałby tekst o tym jak swego czasu w łazience odpalał petardy, widząc jak trafił do siatki, pewnie by zapytał: „To naprawdę jest o nim? Przecież on tak dojrzale wykończył tę akcję”.
Włosi perfekcyjni taktycznie. Zasłużyli na to zwycięstwo.
Bo ten mecz to trochę taka uniwersalna historia młodego, głupiego chłopaka, który nagle na boisku staje się mężczyzną. I robi rzecz, o ktorą mało kto go podejrzewał.
No i ta radość. Jakże specyficzna. W derbach Manchesteru po strzeleniu gola pokazał koszulkę z napisem „Why always me?”. Teraz koszulkę zdjął i nagi od pasa w górę pozostał w bezruchu. Co z tego, że zaraz dostanie kartkę? Liczy się ten moment, ta chwila.
Niemcy po meczu z Grecją zostali, nie wiedzieć czemu, uznani za głównego faworyta turnieju. Przecież Grekom dwa albo trzy gole mogli strzelić do przerwy Polacy. O Włochach mówiono, że po wyeliminowaniu Anglików, to zespół, który może się Niemcom postawić. Jak najbardziej słusznie, bo już tamto spotkanie pokazało, że mają dryżunę kompletną. Pirlo? Najlepszy piłkarz turnieju. Gra z gracją, luzem, dokładnie. Buffon? Najskuteczniejszy bramkarz, nie dość, że sięgnął piłki po strzale Reusa, to jeszcze ją wybił do góry. Do tego pewnie grająca obrona i znakomici De Rossi z Marchisio, zabezpieczający środek pola. Rację ma Zbigniew Boniek, który twierdzi, że to najlepszy włoski zespół od lat. Niesamowite, jak oni potrafili odrodzić się, gdy niedawno w ich kraju znów uderzyła afera korupcyjna. Co ich nie zabiło, to ich wzmocniło.
Włosi pokazali, że jest recepta na sukces na takim turnieju. Skandal korupcyjny - oto czego potrzebujesz.
Euro 2012 to turniej, na którym forma Balotellego idzie stopniowo do góry. Pierwszy mecz, ten z Hiszpanią, zupełnie mu nie wyszedł. Był najgorszy w swoim zespole i druga połowę spędził na ławce. Potem było stopniowo coraz, coraz lepiej, już w ćwierćfinale z Anglią pokazał, jak wielkie drzemią w nim możliwości. Aż wreszcie tak niesamowicie wystrzelił.
W niedzielę finał w Kijowie. Balotelli będzie mógł się zrehabilitować, bo tam na Włochów czekają już Hiszpanie. Ich mecz w fazie grupowej stał na bardzo wysokim poziomie. Mało było strat i niecelnych podań. Grano piłkę techniczną, po ziemi. Już wtedy niektórzy nieśmiało napomykali, że być może jeszcze ze sobą zagrają. I mieli rację.
Dwie drużyny, które mierzą się ze sobą w grupie by potem zagrać w finale. Euro lubi takie historie. Weźmy rok 2004, kiedy mecz otwarcia – Portugalii z Grecją – był też meczem ostatnim – o puchar.
Wtedy, w fazie grupowej, faworytem byli Hiszpanie. A teraz? Eksperci będą pewnie podzieleni. Ja stawiam na Włochów. Jestem też przekonany, że obejrzymy świetne spotkanie.

