Na jednej z wysokogórskich wypraw Rutkiewicz jeden z tragarzy, który uczestniczył w ekspedycji, tak się zakochał w Wandzie, że chciał za nią oddać całe stado baranów. To była prawdziwa fortuna. Pod koniec wspólnej podróży stwierdził, że nie dałby jednak za alpinistkę ani jednego zwierzaka. I ta anegdota chyba najlepiej opisuje pierwszą Polkę, która stanęła na dachu świata.
Podobno żyje, podobno jakiś czas temu polscy turyści znaleźli ją w jednym z tybetańskich klasztorów. Na Kanczendzondze miała rozlokować tajemny ekwipunek, by pozostawiona sama w górach mogła bez problemu dotrzeć do mitycznej Szambali. Podobno popełniła samobójstwo. W sprawie Wandy Rutkiewicz nic nie jest pewne, poza tym, że wciąż oddziałuje na wyobraźnię i wywiera wielki wpływ na tych, którzy mają z nią styczność. Nawet przez karty książki.
Racjonalny Zbigniew i Maria oderwana od rzeczywistości
Rodzice Wandy byli mieszanką wybuchową, na tyle, że nie dane im było spędzić życia razem. Dziś mówi się o takiej sytuacji, jako o niedopasowaniu charakterologicznym. On inżynier, sportowiec, społecznik. Wymyślający nowe maszyny ułatwiające życie, patentujący co rusz nowe rozwiązania, człowiek niezwykle ambitny. Ona zdystansowana, pochłonięta pismami dotyczącymi mistycyzmu i hinduizmu, niechętnie zajmująca się domem, lubiąca życie towarzyskie i przyjęcia. Wspólnie nie było im po drodze. Jednak, zanim Zbigniew Błaszkiewicz zamieszka z inną kobietą, a Wanda zacznie żywić urazę do ojca, żyją wspólnie najpierw na Litwie, następnie w Wisielówce pod Łańcutem, potem w rozpadającym się domu we Wrocławiu przy ulicy Dicksteina.
Ten dom, który rodzina Błaszkiewiczów przejęła po Niemcach, cały trząsł się w posadach. Był obcy i wypełniony przedmiotami zostawionymi przez poprzednich właścicieli. Budynek przeciekał i był niestabilny. Podobnie niestabilne było poczucie bezpieczeństwa Wandy i dwojga jej rodzeństwa. Rodzice nie tworzyli dobrej atmosfery. Ojciec coraz bardziej oddalał się od swojej żony, wspólne obiady nie były tutaj zwyczajem, a na całej rodzinie piętnem odcisnął się tragiczny wypadek, w którym zginął starszy brat Wandy Jurek. Zginąć mogła też ona.
Bo Wanda latała po zniszczonym Wrocławiu jak szalona. Po dziurawych dachach, drzewach, gruzowiskach. To właśnie tutaj zaliczyła swoje pierwsze wspinaczkowe doświadczenia. Była wściekła, kiedy jej brat Jureczek z dwójką zaprzyjaźnionych bliźniaków nie pozwolili jej wspólnie bawić się przy niewybuchach. Wanda pobiegła poskarżyć się rodzicom. W tym czasie jej brat z przyjaciółmi zostali rozerwani bombą z drugiej wojny światowej. To zdarzenie w rodzinie Błaszkiewiczów stało się tematem tabu. Szybko pojawił się na świecie młodszy brat Michał, a o Jureczku nie rozmawiało się wcale. Tak też Wanda została nauczona nierozmawiania o trudnych tematach.
Kujonka
Wanda od początku musiała być pierwsza. Zaczyna szkołę wcześniej niż powinna i od razu trafia do drugiej klasy. Jest prymuską, zarówno w nauce, jak i w dyscyplinach sportowych. Rzuca kulą, biega, po drodze na lekcje wspina się na każdą latarnię, przez co regularnie spóźnia się do szkoły. Ale nie jest towarzyska. W domu panuje napięta atmosfera, wiecznie brakuje pieniędzy. Jej ojciec ma pretensje do swojej żony, że ta nie idzie z duchem czasu i nie podejmuje pracy zawodowej. Sam gotuje sobie obiady. W domu Wandy każdy jest oddzielnym elektronem, każdy dba o swoje sprawy. Późniejsza himalaistka wyniesie z Dicksteina samodzielność i egoizm, które ustawią ją na całe życie i które będą zarówno przyczyną jej sukcesu, jak i tragedii. Na razie jednak realizuje się w nauce i sporcie. Mimo że ma wszystkie cechy pozwalające jej pretendować do bycia szkolną gwiazdą – jest zdolna, bardzo ładna i niedościgniona w sportach – Wanda nie prowadziła bujnego życia towarzyskiego. Miała jedną dobrą koleżankę z ławki, żadnych szkolnych miłości (raptem jedno nieodwzajemnione zauroczenie).
Zapisuje się do harcerstwa, a pod koniec lat 50. zdaje maturę i dostaje się na Politechnikę Wrocławską, na wydział łączności. W tym samym roku jej ojciec wyprowadza się z domu. Wanda nie potrafi mu tego wybaczyć.
Uzależnienie
Wakacje 1959 roku są nieprawdopodobnie gorące. Wanda podróżuje po Polsce autostopem ze znajomymi. Wtedy też ujawniają się jej umiejętności urabiania ludzi. Jest w stanie przekonać każdego, by pomógł jej w realizacji wytyczonego celu. Wanda chce pływać, ale nie ma kostiumu? To nie jest żaden problem. Przyszła alpinistka wprasza się do jednego z mieszkań, bo musi skorzystać z toalety, jednocześnie pyta, czy właścicielka mieszkania nie pożyczyłaby jej przypadkiem bikini– a ta oczywiście się zgadza. Wanda, wtedy jeszcze Błaszkiewicz, potrafi załatwić sobie strój na wesele, jedzenie, zmusić przypadkowo spotkanego mężczyznę, by postawił piwo wszystkim jej przyjaciołom. Zbałamuciła każdego. Jednak tego lata na jej drodze pojawiła się siła, nad którą Wanda nie miała panowania i która zaważyła na całym jej życiu. Tak wspomina swoją wizytę nad Morskim Okiem.
I wtedy usłyszałam, że góry szumią, że szumią kosówki, szumią sosny, mimo że nie było wiatru. Że góry szumią, że tam nie ma ciszy, że szumią strumienie, być może gdzieś daleko szumi wiatr na grani Mięguszowieckich Szczytów. Pamiętam, że siedziałam na brzegu Morskiego Oka i myślałam, że tu jest tak pięknie, że właściwie mogłabym tu być stale, że chciałabym zostać tutaj na zawsze.
Wyżej i wyżej
"Pierwszy dzień w skałkach przyniósł mi doznania, które osłabiły wszystkie moje dotychczasowe fascynacje" – powiedziała Wanda. W Góry Sokole zaczęła jeździć w 1961 roku. Zabrała ją tam jej studencka miłość, Bogdan Jankowski. Wanda przepadła całkowicie. Była zwinna, szybka, a koledzy wspinacze wspominają, że swoją sprawnością zawstydzała niejednego wspinacza. Równocześnie gra w AZSie. Jest świetną siatkarką. Przez długi czas próbuje utrzymać dwie swoje sportowe pasje. Z czasem góry jednak przyćmiewają wszystko, a Wanda coraz więcej czasu spędza w Tatrach.
To tam odnajduje drugi dom, który wbrew pozorom wcale nie różni się tak bardzo od jej domu rodzinnego. Nie wiadomo, co przyniesie następny dzień, trudno mówić o jakimkolwiek poczuciu bezpieczeństwa. I mimo pozornej wspólnoty – każdy musi liczyć na siebie. Przynajmniej tak to widziała Wanda. Jej ambicja i ogromne wymagania wobec samej siebie sprawiały, że na szlaku, czy na linie stawała się robotem. Nienawidziła odpuszczać. Sama mogła mieć sine palce, być przemoczona, poobijana, ale wycofanie się nie wchodziło w grę. Nie potrafiła zrozumieć, że ktoś inny nie wykazywał się podobną determinacją. Nie miał tyle siły. Wanda nie przyjmowała perspektywy innych. I tak rozpadały się jej przyjaźnie. Kiedy nie stawiła się na spotkanie z przyjaciółką, tylko poszła w góry, zamiast przeprosić, wściekła się, że nikt nie będzie jej ograniczał. Z podobnych względów rozpadło się jej małżeństwo z Wojciechem Rutkiewiczem, także wspinaczem. Poznali się w 1969 roku, po 12 miesiącach wzięli ślub. Wojciech Rutkiewicz uważa, że jego żona była kobietą, która musiała realizować własne cele, ale miała jednocześnie potrzebę ciepła. I on trafił na taki moment w życiu Wandy, kiedy tego ciepła potrzebowała bardzo mocno. I mimo że połączyła ich wspólna pasja, to bardzo różnili się w podejściu do wspinaczki. Rutkiewicz zaznaczał, że dla niego góry nigdy nie były miejscem rywalizacji z ludźmi, czy przyrodą. Dla Wandy były areną walki na życie i śmierć, którą bardzo poważnie brała pod uwagę.
On potrafił postawić granice, ona parła w góry jak szalona. On chciał rodziny, ona pojechała do Hindukuszu, gdzie spotkała wybitnego wspinacza Reinholda Messnera, który pomagał jej w organizowaniu kolejnych wysokogórskich wypraw. Czy to małżeństwo rozpadłoby się, gdyby chęć realizacji własnych ambicji wyrażał Wojciech, a nie Wanda? Trudno powiedzieć. Oczywiste było, że Wanda wyprzedzała swoje czasy.
Pamir, Hindukusz, Himalaje
Wyprawa w góry wysokie, to nie tylko konieczność zebrania funduszów, zespołu czy transportu. Przed każdą ekspedycją Wanda rozkręcała gigantyczną maszynę logistyczno organizacyjną. Ona nie tylko zbierała fundusze, lecz także szyła śpiwory, woziła puch i bele materiału. Organizowała kożuchy, które miały być wkupnym na międzynarodową ekspedycję. Jej umiejętność przekonywania bardzo się przydawała, jednak trzeba zaznaczyć, że Wanda nigdy nie zrzucała roboty na innych. Ona delegowała zadania, jednocześnie samodzielnie harując jak wół. Pierwsze wakacje bez męża spędziła w Pamirze i zdobyła tam Pik Lenina, następnie pojechała Starem A-29 do Hindukuszu, by zdobyć Noszak. Jej małżeństwo staje się coraz większą fikcją. Inne związki Wandy z nizinami się osłabiają. W 1972 roku jej ojciec zostaje zamordowany w domu w Wisielówce przez współlokatorów, którym wynajął pół domostwa, a w 1973 roku Wanda rozwodzi się z Wojciechem. I zaczyna śnić o Himalajach.
A to ku..wa!
Rutkiewicz nie ma łatwo. Męskie towarzystwo wspinaczy podcina jej skrzydła. Dlatego dochodzi do wniosku, że musi zacząć promować kobiecą wspinaczkę. Organizuje wyprawę do Karakorum, na które zaprasza Halinę Kruger-Syrokomska, Alison Chadwick-Onyszkiewicz, Leszka Cichego, Anne Czerwińską i Janusza Onyszkiewicza. Na wyprawie powstaje dokument "Temperatura wrzenia". Podobno atmosfera na wyjeździe jest tragiczna. Wanda nie jest kierowniczką zespołu, ale dyktatorką. Uznaje, że tylko taki sposób zarządzania sprawdza się w górach. Dodatkowo Rutkiewicz wchodzi na Gaszerbrum III w mieszanym zespole, a nie czysto kobiecym – jak to było zapowiadane. Podobno jedna z polskich wspinaczek, która się o tym dowiedziała, miała krzyknąć: A to ku..wa! Duet kobiecy: Halina Kruger-Syrokomska i Anna Okopińska zdobywają ośmiotysięcznik Gaszerbrum II. Założenia wyprawy zostały zrealizowane, ale niesmak pozostał. Wanda już wie, że najwięcej może osiągnąć jako solistka, dlatego na horyzoncie pojawia się kolejny cel – Mount Everest.
Dach świata
16 października 1978 roku Wanda Rutkiewicz staje na szczycie Mount Everest a Karol Wojtyła zostaje wybrany papieżem. Rutkiewicz jest w Nepalu od sierpnia. Męska ekipa z Polski też chciała lecieć, ale nie udało im się zebrać pieniędzy. Sukces Rutkiewicz boli więc podwójnie. Dołącza do ekspedycji Herrligkoffera, w skład której wchodzą zespoły niemieckie i francuskie. Koledzy dają Wandzie popalić, nie wspierają, wątpią w jej możliwości. Ona jednak wie, że nie wróci do Polski bez zdjęcia na szczycie. 16 października o 13.45 pierwsza Polka i trzecia kobieta na świecie staje na dachu świata. I zaczyna się szaleństwo.
Nie ma ucieczki
Po powrocie Wanda staje się gwiazdą. Chętnie udziela wywiadów, jej pies Yeti, przywieziony z Nepalu zostaje narodową maskotką. Jednocześnie Rutkiewicz rozpoczyna nową narrację, w górach osiągnęła już wszystko, czas zająć się życiem naprawdę. Ale myli się każdy, kto sądzi, że teraz himalaistka włoży ciepłe papcie, fartuch i będzie zajmować się domem. Zaczyna zabawę w rajdy samochodowe, ale ponieważ nie może być w nich niekwestionowaną liderką, wraca w góry. W międzyczasie zalicza kolejne nieudane małżeństwo, tym razem z Niemcem Helmutem Scharfetterem. Ta nieudolna próba stworzenia rodziny i oderwania się od wspinaczki kończy się kolejną wysokogórską wyprawą tym razem na K2. Wanda przestaje się oszukiwać się, że wspinaczka jest chwilowym kaprysem i godzi się z faktem, że to jej życie. Dlatego postanawia się jej całkowicie podporządkować. Jej mieszkanie na Sobieskiego zmienia się w sztab, po raz pierwszy ma agentkę Marion Feik, która załatwia sponsorów, organizuje wyprawy pomaga Wandzie zarabiać na jej wysokogórskich historiach. A Wanda ma już kolejny plan.
Karawana marzeń
"Nazywam mój plan "Karawana do marzeń", bo próbuję przeforsować coś, co zdaje się do zrealizowania tylko w marzeniach. Będę chodziła od doliny do doliny, poprzez różne szczyty, tak jak kiedyś robiły to karawany." Chce zdobyć wszystkie szczyty ośmiotysięczne. Na ten pomysł nie dostaje już urlopu w Instytucie Maszyn Matematycznych, gdzie pracowała przez całe swoje życie. Tym samym ze wspinaczki robi sposób na całe życie. Wszystkie szczyty zamierza zdobyć w ciągu roku. Koledzy i koleżanki po fachu pukają się w głowę. Rutkiewicz ma już 50 lat, daleko jej do dawnej sprawności. Jej sportowy szał związany z chęcią pokazania światu swojej siły podbija awantura z Annapurny. Współwspinacze twierdzą, że Wanda nigdy nie stanęła na szczycie. Teraz musi już wszystkim udowodnić, że jeszcze może wszystko. Na kolejne ośmiotysięczniki nikt nie chce wchodzić z Wandą – jest znacznie wolniejsza, opóźnia partnerów. Samotnie (choć oczywiście w większych ekspedycjach) zdobywa Czo Oju, Dhaulagiri. W końcu samotnie ginie na Kanczendzondze.
Dziś jej znajomi twierdzą, że przed ostatnią wyprawą wiadomo było, że coś pójdzie nie tak. Wanda zaniedbała pożegnalne rytuały. Miała problemy zdrowotne, nie wiadomo było, czy boli ją kamień nerkowy, czy guz. Nie przeszkodziło jej to w wylocie w Himalaje. W wyprawie towarzyszył jej Arek Gąsienica Józkowy i Meksykanin Carlos Carsolino. To on zostawił osłabioną Wandę w jaskini, podczas ataku szczytowego. Namawiał Rutkiewicz na powrót – zaparła się. Nie chciała wrócić bez zdobycia szczytu. Jej ciała nigdy nie odnaleziono, matka Wandy do końca wierzyła, że córka żyje. Co więcej, utrzymywała, że ma z nią kontakt telepatyczny.
Rutkiewicz karierę robiła w czasach, gdy kobiece osiągnięcia były rzadkością. Skupiała się na swoich celach, podczas gdy koleżanki zakładały rodziny. Bardzo trudno jest żyć dla samego siebie – to wymaga siły, determinacji i pogodzenia się z samotnością. Ponieważ wiele osób, zwłaszcza kobiet, tego nie potrafi – żyją dla innych. Żaden z tych scenariuszy nie jest ani lepszy, ani gorszy. Wanda wybrała swój. Bez kompromisów, tak jak to robiła całe swoje życie.
Pisząc tekst opierałam się na książce Anny Kamińskiej "Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci"
Najbardziej drażni ludzi to, że ryzykujemy życie dla czegoś, co wydaje się kompletnie bezużyteczne, nikomu niepotrzebne. Ale może to jest potrzebne tym, którzy to robią! Może oni po prostu potrzebują tego, żeby żyć.