Jacek Rostowski i jego resort zaskakują nowym projektem. Obecnie prowizje od płacenia kartą obciążają sklep. Ministerstwo finansów chce zaś, by część tych kosztów ponosił klient. Po co? Żeby… zmotywować banki do oferowania klientom promocji związanych z kartami płatniczymi. Okrężna logika resortu nie spotyka się jednak z uznaniem ekonomistów.
Rostowski i jego ludzie chcą znowelizować ustawę o usługach płatniczych. Do tej pory całość kosztów za opłatę kartą ponosił sklep. Część tej prowizji, w projekcie ministerstwa, miałby wziąć na siebie klient – o czym już informowaliśmy. W efekcie my płacilibyśmy więcej, a sklepy – mniej.
Pokrętna logika
Po co taki zabieg? Według resortu, klient, mając informacje o wyższej cenie przy zakupie kartą, zdecyduje się na płatność gotówką – żeby nie ponosić dodatkowych kosztów. A skoro wielu klientów przestanie płacić kartą, to zmniejszy się obrót bezgotówkowy, a zarazem – firmy takie jak MasterCard i VISA mniej zarobią. I wówczas, właśnie przez to, że straciły, zgodzą się na obniżenie prowizji, które pobierają. Obecnie prowizje te mamy najwyższe w Europie i wynoszą one średnio 1,6 proc. wartości transakcji, a w mniejszych placówkach i restauracjach nawet więcej.
Według ministerstwa, taki zabieg mógłby też zmusić banki do oferowania tańszych usług związanych z kartami płatniczymi, czyli – obniżyć koszty ponoszone przez klientów. – Niestety, tak czy inaczej koszty w jakiś sposób ponosi konsument – przypomina prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club. Faktycznie bowiem jest tak, że banki zawsze mogą tak uregulować ceny za korzystanie z kont, by to i tak klient ponosił koszty. Prof. Gomułka zaznacza też, że nie ma aż tak wielkiego znaczenia, jak płacimy: – To konkurencja doprowadzi do tego, że banki nie będą brać więcej, niż wynoszą koszty.
Podwójne ceny?
Innym problemem, który pojawia się przy okazji pomysłu ministerstwa, są podwójne ceny. Jak bowiem należałoby rozwiązać problem wyższej ceny przy płatności kartą i niższej przy gotówce? – Sprzedawca musiałby pokazywać podwójne ceny, bo przecież nie może być tak, że klient o wyższej cenie kartą dowie się dopiero przy kasie. To zmusza przedsiębiorców do poniesienia dodatkowych kosztów – dowodzi Jacek Wiśniewski, członek Rady Gospodarczej i dyrektor Domu Maklerskiego Raiffeisen Brokers.
– W efekcie nie doprowadzi to do żadnych obniżek, raczej spowodowałoby dodatkowe koszty dla funkcjonowania gospodarki – zauważa Wiśniewski. – A przecież Polska ma sporo korzyści z obrotu bezgotówkowego. Wydaje mi się, że to nie jest właściwe rozwiązanie problemu.
Ludzki mechanizm
Nie można też mieć pewności, czy zadziałałby proces, jakiego spodziewa się ministerstwo. Jeśli bowiem cena danego produktu przy płatności kartą byłaby wyższa o, powiedzmy, kilka złotych, to osoba płacąca kartą raczej nie przejmie się taką różnicą. Czemu? Bo z karty płatniczej czy debetowej korzysta ze względu na komfort, a nie ewentualne niższe lub wyższe koszty. – Karty służą głównie temu, żeby było nam wygodniej płacić, żeby pieniądz szybciej krążył i zwiększał swój obrót w gospodarce – przypomina Jacek Wiśniewski.
– Poza tym, te osoby, które unikają dodatkowych kosztów, raczej nie korzystają z kart – podkreśla dyrektor Domu Maklerskiego Raiffeisen Brokers. Wiśniewski przekonuje też, że już teraz banki starają się ograniczyć klientom dodatkowe koszty oraz oferują liczne promocje i usługi pozwalające oszczędzić czy – tak jak w przypadku zwrotów na konta – odzyskać część wydanych pieniędzy.
Czy banki posłuchają?
Trzeba też mieć na uwadze fakt, że nawet gdyby scenariusz ministerstwa do połowy się sprawdził – i ludzie zaczęli by w dużej mierze płacić gotówką – jego końcówka nadal wydaje się wątpliwa. To znaczy – ciężko jest zakładać, że instytucje finansowe ugną się pod tą presją i obniżą prowizje za płacenie kartą. Nie raz i nie dwa przekonaliśmy się bowiem, że dobro klienta niekoniecznie stoi na pierwszym miejscu w hierarchii finansjery.
Jedno jest pewne: pokrętna logika projektu ministerstwa raczej nie znajdzie posłuchu u ekonomistów. Resort finansów nie powinien też liczyć na entuzjazm obywateli. Ich bowiem projekt ten postawiłby głównie przed wyborem: ciągłe bieganie do bankomatu lub płacenie więcej.