Reklama.
Trochę ponad rok temu przygotowałyśmy pierwsze zestawienie przysmaków z tanich supermarketów. Miałyśmy wówczas wrażenie, że mimo wszystkich fajnych inicjatyw dostarczających pod nasze nosy produkty charakterystyczne dla różnych krajów, kupowanie w dyskoncie ma w sobie wciąż coś wstydliwego. Jak na początku lat 2000, kiedy zakupy w Leader Price’ie oznaczały niski status materialny. Szczęśliwie powoli wyzwalamy się z dyktatu logotypów. Uczymy się smakować i patrzeć zamiast uwieszać się na znanej marce. Wiemy, że kłapiący krokodylek nie oznacza już bogactwa, logo Chanel dobrego gustu, a produkt „no name” wyprodukowany dla sieci sklepów nie musi odbiegać jakością od tego reklamowanego w telewizji. Po raz kolejny przeszukałyśmy sklepowe półki w poszukiwaniu perełek w rozsądnych cenach.