
Wspomnianego art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej nigdy jeszcze nie użyto. Jednak w środowe popołudnie wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans zapowiedział, że jest coraz bliżej tego, by zastosować to narzędzie do ukarania Prawa i Sprawiedliwości za zamach na niezależność sądów. Na co politycy i sympatycy PiS odpowiedzieli kpinami i świetnie znanym argumentem. Przypominają, że po ich stronie jest premier Węgier Viktor Orbán, który kiedyś publicznie dał słowo, że żadnych sankcji wobec Polski nie poprze.
2. Rada Europejska, stanowiąc jednomyślnie na wniosek jednej trzeciej Państw Członkowskich lub Komisji Europejskiej i po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego, może stwierdzić, po wezwaniu Państwa Członkowskiego do przedstawienia swoich uwag, poważne i stałe naruszenie przez to Państwo Członkowskie wartości, o których mowa w artykule 2.
3. Po dokonaniu stwierdzenia na mocy ustępu 2, Rada, stanowiąc większością kwalifikowaną, może zdecydować o zawieszeniu niektórych praw wynikających ze stosowania Traktatów dla tego Państwa Członkowskiego, łącznie z prawem do głosowania przedstawiciela rządu tego Państwa Członkowskiego w Radzie. Rada uwzględnia przy tym możliwe skutki takiego zawieszenia dla praw i obowiązków osób fizycznych i prawnych.
Obowiązki, które ciążą na tym Państwie Członkowskim na mocy Traktatów, pozostają w każdym przypadku wiążące dla tego Państwa.
Jak wielokrotnie opisywałem w naTemat, Orbán na Węgrzech od lat zagarnia dla siebie znaczną kontrolę nad państwem, mediami, a nawet biznesem. Wiele działań polskiej "dobrej zmiany" to kalki tego, co działo się nad Balatonem. Pomimo tego orbanowskie Węgry nigdy nie miały takich problemów, jak PiS-owska Polska. Dlaczego? Bo Viktor Orbán może i przyjmuje zaproszenia na obiadki z Jarosławem Kaczyńskim, ale na co dzień jest członkiem tej samej międzynarodówki, co Donald Tusk, Jean-Claude Juncker, Angela Merkel i wielu innych przywódców Europy. Ma więc z kim robić polityczne interesy.
Warto przypomnieć, że na ten status przywódca Węgier przez minione dwa lata ciężko zapracował już kilkukrotnie. Jego państwo nie protestowało zbyt głośno, gdy Polską zajęła się Komisja Wenecka. Później węgierski komisarz Tibor Navracsics nawet nie zająknął się ze sprzeciwem, gdy Komisja Europejska uruchamiała procedurę kontroli praworządności w Polsce.