W środowisku PiS panuje przekonanie, że Unia Europejska może im naskoczyć, bo każda próba zastosowania mówiącego o sankcjach art. 7 TUE wymaga jednomyślności Rady Europejskiej, więc zablokuje ją uwielbiany przez Jarosława Kaczyńskiego Viktor Orbán. Czy premier Węgier to jednak pewny sojusznik? Nic bardziej mylnego. Już kilkukrotnie stanął po stronie UE w działaniach przeciw PiS, a dziś Viktorowi Orbánowi głośno zasugerowano, że popierając ukaranie Polski może otrzymać immunitet na przeprowadzenie kontrowersyjnych zmian w swoim państwie.
Myślenie życzeniowe
Wspomnianego art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej nigdy jeszcze nie użyto. Jednak w środowe popołudnie wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans zapowiedział, że jest coraz bliżej tego, by zastosować to narzędzie do ukarania Prawa i Sprawiedliwości za zamach na niezależność sądów. Na co politycy i sympatycy PiS odpowiedzieli kpinami i świetnie znanym argumentem. Przypominają, że po ich stronie jest premier Węgier Viktor Orbán, który kiedyś publicznie dał słowo, że żadnych sankcji wobec Polski nie poprze.
Tyle że w PiS nie rozumieją dwóch spraw. Po pierwsze, nie doczytali chyba art. 7. TUE. A stanowi on, że jednomyślność członków Rady Europejskiej jest wymagana jedynie do tego, by przyznać, że w danym państwie członkowskim UE jest problem i dać mu ostateczną szansę na tego problemu rozwiązanie. Węgry mogą więc zachować niczym stary rabin i spróbować zadowolić wszystkich. Czyli głosować jednomyślnie z Zachodem, stwierdzając zarazem, że w kolejnym etapie nie poprą pomysłu ukarania Polski.
Wówczas głosy słabych w UE państw flirtujących z Polską w Trójmorzu nie będą potrzebne. O zawieszeniu państwa członkowskiego w niektórych prawach – łącznie z prawem do głosowania w Radzie – decyduje się już większością kwalifikowaną. Czyli taką, gdy za daną decyzją głosuje 55 proc. państw reprezentujących 65 proc. ludności UE. Wystarczy więc, że stanowcze ukaranie Polski poprą największe państwa tzw. starej Unii. Walczącym o nowy unijny ład prezydentowi Francji Emmanuelowi Macronowi, kanclerz Niemiec Angeli Merkel, czy premierowi Hiszpanii Mariano Rajoyowi nie powinno zabraknąć w tej sprawie determinacji.
Jest jednak jeszcze jeden ważny powód, dla którego Viktor Orbán raczej nie położy się Rejtanem w obronie prawa Jarosława Kaczyńskiego do przejmowania kontroli nad sądami i posiadania wpływu na decyzje o ważności kolejnych wyborów. UE ma dla przywódcy węgierskiego Fideszu bardzo atrakcyjną zachętę do "zdrady" Kaczyńskiego.
Dobry biznes Orbána
Jak wielokrotnie opisywałem w naTemat, Orbán na Węgrzech od lat zagarnia dla siebie znaczną kontrolę nad państwem, mediami, a nawet biznesem. Wiele działań polskiej "dobrej zmiany" to kalki tego, co działo się nad Balatonem. Pomimo tego orbanowskie Węgry nigdy nie miały takich problemów, jak PiS-owska Polska. Dlaczego? Bo Viktor Orbán może i przyjmuje zaproszenia na obiadki z Jarosławem Kaczyńskim, ale na co dzień jest członkiem tej samej międzynarodówki, co Donald Tusk, Jean-Claude Juncker, Angela Merkel i wielu innych przywódców Europy. Ma więc z kim robić polityczne interesy.
I między słowami w dzisiejszym wystąpieniu Fransa Timmermansa można było usłyszeć, że kolejny ważny "deal" z Węgrami jest właśnie robiony. – Sytuacja na Węgrzech nie jest porównywalna do tego, co dzieje się teraz w Polsce – oznajmił wiceszef KE. Po czym dał do zrozumienia, że odpowiednie porozumienie w sprawie zastosowania art. 7 TUE przeciw Polsce jest w RE realne. Prawdopodobnie właśnie dzięki temu, że popierając ukaranie Polski, Orbán dostanie immunitet, który przed problemami uchroni jego wersję "dobrej zmiany".
Cała seria "zdrad"
Warto przypomnieć, że na ten status przywódca Węgier przez minione dwa lata ciężko zapracował już kilkukrotnie. Jego państwo nie protestowało zbyt głośno, gdy Polską zajęła się Komisja Wenecka. Później węgierski komisarz Tibor Navracsics nawet nie zająknął się ze sprzeciwem, gdy Komisja Europejska uruchamiała procedurę kontroli praworządności w Polsce.
Najdobitniejszą dotąd "zdradę" wykonał jednak sam Viktor Orbán podczas głosowania nad przedłużeniem kadencji Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. Nie tylko poparł swojego wieloletniego kolegę z Europejskiej Partii Ludowej, ale i jednym zdaniem rozprawił się z wystawioną przez PiS kontrkandydaturą Jacka Saryusza-Wolskiego.
Reklama.
Udostępnij: 817
ART. 7 Traktatu o Unii Europejskiej
Stwierdzenie przez Radę ryzyka poważnego naruszenia przez Państwo Członkowskie wartości Unii
2. Rada Europejska, stanowiąc jednomyślnie na wniosek jednej trzeciej Państw Członkowskich lub Komisji Europejskiej i po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego, może stwierdzić, po wezwaniu Państwa Członkowskiego do przedstawienia swoich uwag, poważne i stałe naruszenie przez to Państwo Członkowskie wartości, o których mowa w artykule 2.
3. Po dokonaniu stwierdzenia na mocy ustępu 2, Rada, stanowiąc większością kwalifikowaną, może zdecydować o zawieszeniu niektórych praw wynikających ze stosowania Traktatów dla tego Państwa Członkowskiego, łącznie z prawem do głosowania przedstawiciela rządu tego Państwa Członkowskiego w Radzie. Rada uwzględnia przy tym możliwe skutki takiego zawieszenia dla praw i obowiązków osób fizycznych i prawnych.
Obowiązki, które ciążą na tym Państwie Członkowskim na mocy Traktatów, pozostają w każdym przypadku wiążące dla tego Państwa.