
Choć historia adopcji piłkarza Mario Balotellego jest z pozoru bajkowa, póki co nie kończy się jednak szczęśliwie. Na łamach tabloidów o czarnoskórego piłkarza walczą rodziny, a on sam nie radzi sobie z emocjami i relacjami z innymi. Tymczasem specjaliści od rodzicielstwa zastępczego przekonują, że to ta ostatnia kwestia decyduje o happy endzie adopcji.
REKLAMA
Balotelli po meczu z Hiszpanią wścieka się, płacze, popycha asystenta trenera, a później na kilka godzin znika. Komentatorzy zgodnie przyznają, że czarnoskóry zawodnik, choć jest wirtuozem piłki, ma wielkie problemy z opanowaniem emocji i ułożeniem relacji z ludźmi. Często reaguje na zachowania innych agresją, nie potrafi też znaleźć odpowiedniej partnerki. O swoich związkach zwykł mówić: "Gdybym mógł cofnąć czas, nie spotykałbym się z tyloma głupimi dziewczynami, które potrzebowały tylko mojej sławy. Wolałbym już pozostać singlem, niż zadawać się z bezmózgimi ludźmi, choć … ewidentnie sam jestem głupi, skoro ciągle na takie trafiam".
Niektórzy przekonują, że jego zachowania to pokłosie między innymi wychowania w rodzinie zastępczej.
Czytaj także: Mario Balotelli – wielki piłkarz, trudny człowiek. Na Euro jest grzeczny, zawodzi tylko na boisku
Kłótnia o dziecko?
Podczas Mistrzostw Europy prasa zachwycała się historią Mario Balotellego. Czarnoskóry piłkarz urodził się w sycylijskim Palermo w rodzinie imigrantów z Ghany. Szybko okazało się, że mały Mario ma poważne schorzenia jelit, które wymagają wielu operacji, a także trudnego i kosztownego leczenia. Thomas i Rose Barwuah nie mogli sprostać wymaganiom, które postawił przed nimi stan zdrowia syna, więc zdecydowali się oddać go pod opiekę rodziny zastępczej. Mario trafił do państwa Balotellich, którzy zadbali o jego zdrowie i wychowanie. Dzięki nim nie tylko wyzdrowiał, ale także zaczął grać w klubie Lumezzane i rozpoczął wielką piłkarską karierę.
Podczas Mistrzostw Europy prasa zachwycała się historią Mario Balotellego. Czarnoskóry piłkarz urodził się w sycylijskim Palermo w rodzinie imigrantów z Ghany. Szybko okazało się, że mały Mario ma poważne schorzenia jelit, które wymagają wielu operacji, a także trudnego i kosztownego leczenia. Thomas i Rose Barwuah nie mogli sprostać wymaganiom, które postawił przed nimi stan zdrowia syna, więc zdecydowali się oddać go pod opiekę rodziny zastępczej. Mario trafił do państwa Balotellich, którzy zadbali o jego zdrowie i wychowanie. Dzięki nim nie tylko wyzdrowiał, ale także zaczął grać w klubie Lumezzane i rozpoczął wielką piłkarską karierę.
Nigdy o nas nie pamięta. Ani na urodziny, ani w święta. To nie ten sam chłopiec, którego znałam, gdy był młodszy - zawsze uśmiechnięty i pogodny.
Tyle tkliwości. Jak zwykle, jest jednak także druga strona medalu. Państwo Barwuah opisali ja na łamach bulwarówki "Daily Mail", a później wielokrotnie odnosił się do niej także sam piłkarz. Z relacji biologicznych rodziców, wynika, że państwo Balotelli najpierw przyjmowali ich odwiedziny w weekendy. Później imigrancka rodzina widywała się z synem coraz rzadziej, a od kilku lat w ogóle nie utrzymują kontaktów.
"Nigdy o nas nie pamięta. Ani na urodziny, ani w święta. To nie ten sam chłopiec, którego znałam, gdy był młodszy - zawsze uśmiechnięty i pogodny" – skarży się na łamach "Daily Mail" Thomas Barwuah. – "Liczyliśmy, że kiedy wyzdrowieje, wróci do nas, ale zawsze kiedy próbowaliśmy go odzyskać, Balotelli przedłużali czas sprawowania opieki" – dodaje i przekonuje, że choć przez 10 lat walczyli, nie było ich stać na prawników, którzy wygraliby zwrot dziecka z "wpływowymi Balotellimi", więc Mario został u włoskiej rodziny.
W wieku 18 lat Mario dostał obywatelstwo Włoch, a później – mimo że nigdy nie został formalnie adoptowany – zmienił nazwisko na Balotelli. Rodzice biologiczni nie zostali zaproszeni na uroczystość.
Ta sama historia wygląda nieco inaczej z punktu widzenia samego piłkarza. Jego zdaniem rodzice po prostu porzucili go, kiedy okazało się, że jest chory i nie szukali z nim kontaktu. "Gdybym nie został Mario Balotellim, pan i pani Barwuah nie interesowaliby się mną" – opowiadał na łamach mediów.
Z jego relacji wynika, że rodzice zastępczy często zabierali go pod dom biologicznych, ale nigdy nikogo nie zastali.
Wyposażyć w emocje
Prawda, jak zwykle, pewnie leży gdzieś pośrodku. Jeśli jednak rodziny Balotellich i Barwuah faktycznie walczyły i walczą o względy piłkarza, nic dziwnego, że młoda gwiazda ma problemy w relacjach z innymi. Tymczasem Joanna Luberadzka-Gruca, szefowa Koalicji na Rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej, przekonuje, że to właśnie sposób, w jaki człowiek układa sobie relacje już w dorosłym życiu, jest wyznacznikiem tego, czy adopcja skończyła się happy endem.
Prawda, jak zwykle, pewnie leży gdzieś pośrodku. Jeśli jednak rodziny Balotellich i Barwuah faktycznie walczyły i walczą o względy piłkarza, nic dziwnego, że młoda gwiazda ma problemy w relacjach z innymi. Tymczasem Joanna Luberadzka-Gruca, szefowa Koalicji na Rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej, przekonuje, że to właśnie sposób, w jaki człowiek układa sobie relacje już w dorosłym życiu, jest wyznacznikiem tego, czy adopcja skończyła się happy endem.
– Trudno mówić o tym, by adopcja kończyła się sukcesem w chwili, gdy osoba znajduje dobrą pracę lub robi karierę, bo na to ma wpływ zbyt wiele czynników. Prawdziwą rolą opieki zastępczej jest właśnie to, by młodego człowieka wyposażyć emocjonalnie – mówi. – Bardzo rzadko dzieci trafiają do adopcji z dobrze funkcjonujących rodzin. Historia życia i ciąży matki ma wpływ na dziecko, objawia się później w najmniej spodziewanych momentach. Ludzie, którzy adoptują dziecko muszą być na to bardzo dobrze przygotowani i powinni otrzymywać wsparcie. Rolą rodziców zastępczych jest towarzyszyć dziecku w jego wyborach, życiu. – dodaje.
Trzeba zrozumieć, że sukces adopcji to kwestia więzi. Wyposażenia dziecka w silne i prawidłowe emocje.
Między innymi z tych powodów specjaliści przekonują, że przyjęcie dziecka w rodzinę zastępczą wymaga bardzo długich przygotowań. W Polsce to co najmniej dziewięć miesięcy spotkań i warsztatów prowadzonych przez ośrodki adopcyjne. Wszystko po to, by przygotować rodziców na wyzwania, jakie wiążą się z nowym członkiem rodziny.
– W tym czasie z potencjalną rodziną zastępczą pracuje między innymi psycholog, który sprawdza jej motywacje. Bardzo często wśród takich osób dominuje chęć posiadania potomstwa. To ważne, ale kluczową motywacją powinna być chęć pomocy temu dziecku, które przyjmujemy to rodziny – przekonuje Luberadzka-Gruca. – Trzeba też zrozumieć, że sukces adopcji to kwestia więzi. Wyposażenia dziecka w silne i prawidłowe emocje – mówi.

