Dla jednych prastara puszcza to niemal święty relikt. Ale dla innych – źródło dochodu. Dlatego nawet w Teremiskach, tej niewielkiej wiosce położonej u wrót Puszczy Białowieskiej, ścierają się na temat wycinki różne poglądy. Co jednak ważne, w puszczy nic nie jest czarno-białe, zwłaszcza w kwestii wyrębu, tak jak często to wygląda w mediach. Nauczył się czegoś o tym Jerzy Smoktunowicz, który trafił na słynną listę przedsiębiorców, którzy zaopatrują się w Puszczy Białowieskiej.
Kilkanaście domostw wzdłuż szosy i koniec. Teremiski z pozoru wyglądają jak kolejna z setek podobnych wiosek w całej Polsce. Ot, zwykła ulicówka. Ale podobieństwa tu się kończą. Bo kiedy wychodzisz z domu w Teremiskach, nie masz dwóch kroków na pole. Wystarczy przejść kilka metrów, żeby zanurzyć się w Puszczy Białowieskiej.
Wioska mogłaby też "obdarować" swoją historią kilka innych miejscowości – życie tutaj nigdy nie było łatwe. Osada powstała kilkaset lat temu w celach przemysłowych. Z racji swojego położenia była wyjątkowo cenna strategicznie. Dlatego XX wiek to historia kolejnych wysiedleń i pacyfikacji – czy to ze strony Rosjan, czy ze strony Niemców. Życie w Teremiskach jest trudne także teraz – w ogniu wojny o Puszczę Białowieską, która nadaje rytm mieszkańcom wsi. I tak jak w sprawie wycinki w prastarym lesie podzielił się cały kraj, także i tutaj nie ma zgodności.
Miejscowością wstrząsnęła opublikowana przez OKO.press słynna lista odbiorców drewna z puszczy, którzy kupili je już w tym roku. Na liście znalazły się podmioty głównie z Polski Wschodniej – także z Teremisk. Wśród nich państwo Smoktunowiczowie. W miejscowości, w której mieszka także dziennikarz i ekolog Adam Wajrak, wszyscy ich znają. Nie ma w tym nic dziwnego – to niewielka osada. Na podstawie listy jednak łatwo osądzać. Na "drugi rzut oka" nic już nie jest tak oczywiste.
Las zawsze dzielił
O Smoktunowiczach zresztą nie po raz pierwszy jest głośno w mediach. To dlatego zainteresowaliśmy się akurat tym konkretnym przypadkiem. Ponad dziesięć lat temu o rosnącym konflikcie w miejscowości pisał "Kurier Poranny". Osią nieporozumienia był oczywiście stosunek do wycinki w lesie. W osadzie było nerwowo – ktoś wybił wtedy okno w domu Adama Wajraka, a jeden z mieszkańców, Marek Poleszuk, został pobity przez Kamila Smoktunowicza, syna Jerzego, byłego pracownika Lasów Państwowych. Tego samego, który trafił na listę.
– On poszedł do zakładu dla umysłowo chorych i umorzono sprawę – wspomina tamtą sytuację w rozmowie z naTemat Elżbieta Poleszuk. Ale jak dodaje jej córka, po tylu latach nikt już nie rozpamiętuje tamtych chwil. – Nie można żywić urazy przez tyle lat – podkreśla i dodaje, że jest zaniepokojona tym, w jaki sposób rozwija się sytuacja w puszczy. A konkretnie chodzi jej o wzmożoną aktywność ekologów. - Prace pielęgnacyjne w lesie, które trwają, powinny być już dawno zrobione - zauważa Elżbieta Poleszuk.
Jednocześnie Poleszukowie rozumieją rodzinę Smoktunowiczów. Listę, która robi taką medialną furorę, uznają za niepotrzebną. – Publikowanie takiej listy… Równie dobrze można było ją opublikować 10 lat temu i mojej mamy firma też znalazłaby się. Mama kupowała wtedy 20 metrów rocznie, miała zakład stolarski. Wtedy też mogło dojść do takich ataków - dodaje córka pani Elżbiety.
Tymczasem drewno z Białowieży wywożono zawsze. Czasem mniej, czasem więcej. Ale zawsze. W tym, że ktoś je kupuje, jeszcze nie ma nic dziwnego. – Tam, jako że są lasy gospodarcze, zawsze jakiś przetarg na drewno był. Zakłady w Hajnówce i w innych miejscach brały stąd drewno. Ja się śmieję, bo to nie jest tak, że nagle wszystkie zakłady mają tyle drewna stąd. Zawsze je sprzedawano, bo to lasy gospodarcze. Chociaż czasem trochę boczkiem – mówi.
Poleszukowie, choć nie wtrącają się w prywatne sprawy Smoktunowiczów, dostrzegają także problemy, które teraz mają ich sąsiedzi. – Są atakowani z każdej strony. Także ich agroturystyka – przekonują mnie. W sieci można znaleźć opinie ich turystów wypoczywających u nich. Dotychczas byli zadowoleni.
Drewno puszczę w większości opuszcza
Wydarzenia sprzed lat pamięta także Adam Wajrak. – Okno wybił pan Dziedzik, został skazany za to. Ale pana Poleszuka pobił pan Smoktunowicz młody – mówi. I jak przyznaje, u Smoktunowiczów przeróbka drewna trwa na całego. – Z tego co widzę, zakład przeróbki drewna funkcjonuje – podkreśla. Zresztą wystarczy zajrzeć do internetu. W Google Streetview bardzo łatwo zauważyć ich zakład agroturystyki "Relax". Ładny dom przy drodze, a na drugim planie... stosy desek.
Niemniej jednak według Wajraka drewno z Lasów Państwowych posesję Smoktunowiczów raczej omija. Nie wypowiada się, czy oni naprawdę kupują drewno z puszczy. – Nie mogę na ten temat spekulować. Ale z moich obserwacji większość tego drewna odjeżdża. Ciężarówki nie zatrzymują się – mówi. Choć Smoktunowicz, jako były pracownik Lasów Państwowych, na pewno ma do niego dobry dostęp. – Też tak słyszałem, że był leśnikiem. To musiało być naprawdę dawno temu. Zacząłem mieszkać w Termiskach w 1997 roku. To musiało być przedtem. Ja nie przypominam go sobie w mundurze leśnika – kontynuuje Wajrak.
Wszyscy do jednego wora
Udało nam się skontaktować także z samym Smoktunowiczem, jednym z wielu przedsiębiorców z listy OKO.press. I jego relacja rzuca na sprawę zupełnie inne światło. Rzeczywiście, Lasy Państwowe to dla niego już historia, a tartak pracuje od wielu lat. Przyznaje również, że kupuje także świerk i to prosto z puszczy. I tu zaczynają się zaskoczenia. – Sporządzenie takiej listy bez większych danych nie ma wielkiego sensu. Ja do produkcji w ogóle nie używam drewna z puszczy, biorę drewno z Mazur i Lubelszczyzny, bo zajmuję się drewnem dębowym – mówi o swojej obecności na liście OKO.press i jeszcze raz podkreśla: – Od 23 lat nie kupuję tutaj drewna dębowego, bo go tutaj nie ma. Czasem kupuję z Rosji, czasem z Ukrainy. Ale głównie Mazury i Lubelskie.
– Ten świerk, który ewentualnie zostawiam sobie, to do zrobienia przekładek, żeby poskładać drewno dębowe. Dlatego jestem na liście. Ale dla mnie to jest bez żadnego znaczenia. Dla mnie może w ogóle ta sprzedaż nie istnieć. Kupuję to drewno, żeby mieć historię sprzedaży. To o to chodzi, żeby ją mieć. Potem sprzedaję je dalej – dodaje Smoktunowicz. Innymi słowy, równie dobrze obyłby się bez tego świerku, który narobił mu tylu kłopotów.
To, że firma rzeczywiście zajmuje się dębem, można znaleźć w sieci. Choćby na branżowym portalu drewno.pl Smoktunowicz swoją ofertę przedstawia tak: "drewno dębowe okleinowe i tartaczne, deska dębowa, fryzy dębowe, elementy dębowe". Czyli dąb, dąb, dąb.
Skontaktowaliśmy się z właścicielami serwisu. Okazuje się, że Smoktunowicze niczego nie ukrywają. – Profil tej firmy nie był aktualizowany od 2013 roku – mówi naTemat Dominik Jabłoński z drewno.pl. I od razu wskazuje na własne wątpliwości związane z listą.
– Byłbym ostrożny z wyciąganiem wniosków, co do tego kto i skąd kupuje drewno. Lasy Nadleśnictwa Białowieża nie są równoznaczne z Puszczą Białowieską. Nagonka na firmy, które kupują drewno z tych rejonów, jest moim zdaniem bezsensowna i nie przynosi żadnego pożytku, napędza tylko spiralę nieporozumień i zaostrza konflikt wokół Puszczy – zwraca uwagę.
To właśnie przypadek Smoktunowicza. Nie wiadomo ile kupił, po co kupił, ale informacja w świat i tak poszła. Ta negatywna. Naturalnie nasuwa się inne pytanie: skoro ten świerk taki niepotrzebny, to po co go kupowali?
Nie wypaść z biznesu
Tutaj istotna jest wspomniana przez Smoktunowicza historia sprzedaży. Trzeba bowiem wiedzieć, że drewno od Lasów Państwowych w Polsce najłatwiej kupić dwoma kanałami sprzedaży: poprzez Portal Leśno-Drzewny oraz portal e-drewno (to nie ta sama witryna, którą wspomnieliśmy wyżej).
Między oboma kanałami dystrybucji jest dużo różnic. Przede wszystkim na Portalu Leśno-Drzewnym drewno pojawia się rzadko. Nawet raz w roku. Jest tam mniejsza konkurencja, ceny też mogą być niższe – choć nie muszą. Ale żeby tam kupować, trzeba mieć właśnie historię sprzedaży. A taką najłatwiej uzyskać na e-drewno. Platforma spełnia funkcję swoistego Allegro dla pracowników przemysłu drzewnego. Aukcje na konkretne partie toczą się nieustannie – także teraz. Jednak to drewno jest droższe – dlatego każdy chce korzystać z Portalu Leśno-Drzewnego.
– Dany przedsiębiorca nabywa w ciągu roku drewno od Lasów Państwowych. Podpisuje umowę. Na początku czy na koniec roku odbywa się procedura w Portalu Leśno-Drzewnym, gdzie taka historia zakupów z roku ubiegłego czy lat ubiegłych daje wskaźnik zapotrzebowania danego odbiorcy na drewno. Ten odbiorca może wtedy w Portalu Leśno-Drzewnym ubiegać się o drewno mniej więcej w takiej wielkości, jakie zapotrzebowanie było wykazane poprzez zakupy w Lasach Państwowych – mówi naTemat Maria Bielecka z zespołu ds. promocji i mediów Lasów Państwowych w Białymstoku. Innymi słowy im więcej kupisz w ciągu roku drożej, tym więcej możesz kupić potem taniej. I tak w kółko.
– To taki wskaźnik dla lasów i dla portalu, jakie jest zapotrzebowanie – dodaje Bielecka. Co jest zresztą ważne, bo drewna nie można sobie kupić jak mleko – tyle, ile się chce. Są limity na każdy gatunek. Jednego roku jest go więcej, innego mniej.
– Jeśli się kończy limit na drewno dębowe, to są proponowane właśnie świerk lub sosna z puszczy, bo tu się nic innego nie pozyskuje, a które nie są mi potrzebne. Kupuję je, żeby mieć historię sprzedaży – podsumowuje Smoktunowicz.
Drewno z puszczy zawsze wyjeżdżało poza puszczę. Jedyną przerwą, zmniejszeniem tego udziału, był ten krótki okres ochronny, kiedy zmieniono zasady, kiedy zmniejszono cięcia. Te poprzednie 6 lat. Ale wówczas też większość wyjeżdżała. Nie tak dużo, ale większość. Zwykle 60-70 proc. drewna wyjeżdża.