Gdy wpiszesz w wyszukiwarce jego imię i nazwisko, wyskoczy ci słowo "wpadki". Dariusz Szpakowski z jednej strony świetnie buduje emocje, z drugiej - myli nazwiska piłkarzy. I coraz częściej słyszy, że powinien myśleć o emeryturze. Z czołowym komentatorem TVP porozmawiałem właśnie o tym, ale również o niedawno zakończonym Euro i problemach polskiego futbolu.
O ile się nie mylę, to był siedemnasty wielki turniej, który pan komentował. Widział pan kiedyś zespół grający tak jak teraz reprezentacja Hiszpanii?
Wie pan, co najbardziej imponuje mi w reprezentacji Hiszpanii? Fakt, że rywal biega za dwóch, że robi wszystko by unicestwić wszystkie ich atuty. Jak Włosi w finale. A jednak mimo to oni są w stanie tak łatwo sobie poradzić. Z takim polotem. Trochę tylko szkoda, że ten wspaniały mecz skończył się po 60. minucie. Włosi nie mieli już sił, a do tego musieli jeszcze grać bez jednego piłkarza.
Hiszpania to najlepsza reprezentacja w historii futbolu?
Zawsze unikam porównań z przeszłością. Tak samo nigdy nie powiem, kto według mnie jest lepszy, Pele czy Maradona. Powinno się patrzeć na konkretny turniej, na konkretny czas. Takie generalizowanie jest według mnie niewłaściwe, powinniśmy po prostu delektować się tym, co Hiszpania gra teraz.
Mówi się, że komentator powinien być osobą bezstronną, nie sympatyzować z nikim. Pan nie miał z tym nigdy problemu?
Ja nie jestem do końca bezstronny. Przecież nawet nie ukrywam, jak bardzo wspieram Polaków.
Fragment tekstu o Szpakowskim,
z serwisu Weszlo.com:
Żaden inny piłkarski komentator telewizyjny nie potrafi tak doskonale „sprzedać” dobrych momentów, chwil sportowego sukcesu. Ma atuty, których nie da się zatracić brakiem przygotowania i ignorancją. Ale właśnie, ignorancja to druga strona medalu, za którą przysługuje mu nota jeden. Za lekceważenie widza, za przejęzyczenia, pomyłki, nieznajomość nazwisk - pisaliśmy o tym kilka razy w „Telewizyjnych szpakach”. Niestety, świat „Szpakowi” ucieka, a on, choć mógłby, już nie próbuje go gonić.
Chodziło mi raczej o mecze, w których Polacy nie grają. Na przykład taki finał.
Ale przecież w tym meczu zachowałem obiektywizm. Nawet gdy Włosi wyraźnie przegrywali, nie odbierałem im szans.
Niczego nie sugerowałem. Chciałem po prostu zapytać o pana podejście do meczu.
Zdaję sobie sprawę z tego, że przed telewizorem zasiądą kibice jednej i drugiej drużyny. Ktoś wspiera Włochów, ktoś wspiera Hiszpanów. Ale jest też osoba taka jak ja. Komentator. A on musi być obiektywny. To jest mój zawód, a w nim po prostu trzeba być profesjonalistą.
Jakby pan skończył zdanie: "Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie było imprezą…"
Piękną. I wielka szkoda, że już się skończyło. Żyję w tym kraju już trochę lat i muszę przyznać, że takiego zjednoczenia narodowego w Polsce nie pamiętam od czasów Solidarności. Ludzie, z którymi się spotykałem, podkreślali nie tylko znakomitą organizację, ale również piękno obu państw. Myślę, że ta impreza spowoduje, że Polska i Ukraina dla ludzi z zewnątrz nie będą już białymi plamami na mapie.
Co pan czuł po przebudzeniu w poniedziałek rano?
Trochę żal, że to już koniec. Zresztą podobnie jak inni. Kogo teraz nie pytam o Euro, słyszę coś w stylu: "jakoś tak teraz smutno, jakoś czegoś brak, tego nastroju, tych przeżywanych emocji".
Szpakowski, komentujący mecz Niemcy - Włochy z MŚ w 2006 roku:
Szkoda tylko, że do poziomu imprezy nie dostosowała się nasza reprezentacja. Czy wierzy pan w to, że polska reprezentacja na kolejnych wielkich imprezach będzie się prezentować lepiej? Tu grała u siebie, miała banalną grupę. Miała wszystko.
Pamięta pan mecz ze Słowenią, przegrany 0:3? I takie podsumowanie, które wtedy wygłosiłem?
Myślę, że każdy kibic pamięta.
Przemówienie, znane też jako "Beenhakkera pamięci żałobnej rapsod":
Te słowa są niestety ciągle aktualne. Ja tam powiedziałem, co należałoby zrobić. I teraz my wszyscy o tym mówimy, ale niewiele robimy. A wątpliwe, by Salomon był w stanie nalać z pustego. Z czego my mamy zrobić ten sukces? Gdzie teraz są nasze kluby? By coś osiągnąć, trzeba mieć ku temu podstawy. Tymczasem my podniecamy się tym, że jakiś polski zespół wychodzi z grupy w Lidze Europy. A spójrzmy na taką Hiszpanię. Barcelona i Real odpadły w tym sezonie w półfinałach Ligi Mistrzów, ale za to mieliśmy hiszpański finał Ligi Europy. Do tego te ich juniorskie kadry, które wygrywają kolejne turnieje. A już niedługo jest olimpiada i myślę, że Hiszpania tam też będzie mogła się cieszyć. I co? Efekt jest prosty i dość logiczny. My nie wychodzimy z grupy, a oni znów są mistrzami.
Nie wykorzystano do końca naszego potencjału. Nie wiem, być może do końca nie sprawdził się Smuda. Przyczyn jest wiele. Mówiłem o Hiszpanach, to teraz powiem o Niemcach. Wie pan, ile tam jest osób w sztabie? 58. Mają nawet oddzielnego gościa od jogi, a pewien profesor wraz ze swoimi studentami analizował przed turniejem ustawienie taktyczne rywali. Trener Joachim Loew ma zagwarantowany komfort pracy. Po nieudanych turniejach z początku wieku Niemcy postawili na młodość i wielokulturowość. Tam chłopcy trenują na małych boiskach i nie ma potem sytuacji takiej, że środkowy obrońca ma w czasie gierki tylko kilka kontaktów z piłką. A to wszystko procentuje w przyszłości.
Mówi się teraz, że trenerem reprezentacji ma być Waldemar Fornalik.
Dla mnie to nie ma większego znaczenia. Ktokolwiek by został trenerem - Fornalik, Guardiola, czy nawet Mourinho - mam wrażenie, że wszyscy by osiągnęli z Polakami to samo.
W czasie Euro TVP stworzyła możliwość, by widz mógł wybrać kogo chce słuchać: pana czy Tomasza Zimocha. A zaraz potem telewizja chyłkiem się z tego wycofała.
Chciano po prostu pokazać pewne możliwości techniczne. Telewizja jest nadawcą publicznym, tak? Tamta zapowiedź nie była w żaden sposób uregulowana ani z Polskim Radiem ani z panem Zimochem. Zresztą jak ktoś na przykład jest niewidomy, to mógł sobie posłuchać komentarza Tomasza Zimocha.
A pan słucha swojego komentarza jeszcze raz, na spokojnie, po meczu?
Jak mam czas, to tak. A dlaczego pan pyta?
Bo jestem ciekawy jak pan reaguje gdy słyszy siebie mówiącego, że przy piłce jest właśnie John Lennon Lescott...
Ale przecież tych wpadek nie ma znowu tak wiele, jakby na to wskazywał internet. Podam panu przykład. Podobno ja kiedyś powiedziałem, że pani Irena Szewińska nie jest już tak świeża w kroku jak dawniej. A ja przecież nigdy nie komentowałem lekkiej atletyki! W internecie powstała teraz cała taka subkultura wmawiająca ludziom, że Szpakowski to ten zły. Że to ten, co ciągle się myli.
Wpadki komentatorów, w tym Szpakowskiego:
Niemal w każdym wywiadzie, gdy pada pytanie o wpadki, broni się pan tym, że w badaniach opinii publicznej zdobywa pan pierwsze miejsce wśród komentatorów.
To są badania, w których pyta się ludzi, którego sprawozdawcy najbardziej lubią słuchać. Ale tak, zgadza się, jestem w nich pierwszy.
Nie sądzi pan, że to może po części wynikać właśnie z tych wpadek?
Że co? Pan mi tu wmawia, że jak komentator jest kretynem to ludzie go lubią? Że ja tylko dlatego jestem tak wysoko?
Nie, nie tylko. Ale po części. Rozmawiałem jakiś czas temu z językoznawcą, dr Włodzimierzem Głodowskim, właśnie o komentatorach. Powiedział, że jego zdaniem te błędy są częścią pana tożsamości i sympatycznego wizerunku. A ludzie pana za to kochają.
Janusz Panasewicz powiedział mi kiedyś, że komentator sportowy jest jak wokalista, a Dariusza Szpakowskiego porównałby do Franka Sinatry. Jest pan trochę jak Frank?
(Chwila zastanowienia) To jest tylko i wyłącznie skojarzenie pana Panasewicza.