Internet płonie. Marek Jakubiak uznał, że feminizm kończy się tam, gdzie trzeba wnieść lodówkę na czwarte piętro. Nie będę dyskutowała z tym argumentem spod budki z piwem. Chciałabym tylko zaznaczyć, cytując klasyczkę, że lodówka jest potrzebna feminizmowi, tak jak rower rybie.
Założenie, że feminizm walczy o to, by kobiety miały tak samo, jak mężczyźni jest sprzeczne z jego założeniami. Co więcej jest grubym seksizmem. Zapewniam, że większość znanych mi feministek i feministów, to z reguły inteligentni ludzie, którzy przynajmniej pobieżnie zdają sobie sprawę z biologicznych różnic między mężczyzną a kobietą. Rozumieją też, że tężyzna fizyczna zwykle jest domeną mężczyzn, ale kobiety są np. znacznie bardziej odporne na ból.
Wsadzanie kobiet na traktory było domeną PRL-u, a nie feministek. Żadnej z kobiet walczącej o równość płci nie zależy na maskulinizowaniu dziewczęcych dziewczynek, czy kobiecych kobiet. Sęk w tym, by nawet najbardziej kobieca kobieta miała te same prawa, możliwości, dostęp do edukacji, czuła się tak samo bezpiecznie itp. co najbardziej męski mężczyzna.
Nie wypaczajmy feministycznych idei dyskusją o tym, ile sprzętów gospodarstwa domowego możemy samodzielnie albo wspólnie z koleżankami wnieść na jakieś piętro.
Jeden z moich kolegów, Marcin Sikora, w dyskusji tłumaczył, że owszem, były czasy, w których kobiety żarliwie parły do pracy w kopalni czy na traktorach – ale tylko dlatego, że były to lepiej płatne zawody.
Kobiety nie chcą być jak mężczyźni
Kobiety nie chciały nosić spodni, dlatego, by wyglądać męsko. Spodnie to wygoda, to nieskrępowane ruchy, to możliwość swobodnego poruszania się, jeżdżenia na rowerze, biegania, uprawiania sportów.
Kobiety nie żądały dostępu do edukacji, by być jak mężczyźni. Wiedza to siła, to możliwość obronienia się w trudnej sytuacji, wiedza to pieniądze, to pewność siebie, to umiejętność radzenia sobie w życiu.
Kobiety nie chciały mieć możliwości prowadzenia pojazdów mechanicznych, bo chciały mieć tak samo fajnie jak faceci (a nawet jeśli by chciały, to byłby to wystarczający argument). Samochód to niezależność, to swoboda przemieszczania się, to możliwość zrobienia cięższych zakupów bez konieczności dźwigania ich z miejsca w miejsce. To szybkie i bezproblemowe podróżowanie z dzieckiem.
Kobiety nie chodzą w garniturach, żeby wyglądać bardziej męsko. One w tych garniturach są po prostu poważniej traktowane. Tak to wciąż działa – facet w sukience jest śmieszny, kobieta w garniturze godna zaufania. Niestety.
Feminizm polega na tym, by dziewczyny bez skrępowania i strachu mogły się cieszyć swoją dziewczęcością. By kobiety bez ryzyka mniejszych zarobków, napastowania seksualnego, przemocy, mogły się cieszyć swoją kobiecością, a nie musiały się przebierać za chłopa, by w ogóle mieć coś do powiedzenia.
Panie Marku, polskie kobiety noszą różne rzeczy na różne piętra. Siaty z zakupami, wózki z dziećmi, wodę oligoceńską, schorowanych rodziców, ciążowe brzuchy. W naszym społeczeństwie nie ma litości dla kobiet. Matce z wózkiem raczej niechętnie ktoś idzie z pomocą, gdy ta wsiada do autobusu. Ciężarnej niechętnie ustępuje się miejsca. Samotnej podróżniczce niezbyt ochoczo pomaga się włożyć bagaż na półkę w pociągu. I to nie jest wina feministek, że tak się dzieje.
Sama znam matkę, która na drugie piętro wnosi swojego syna, który jeździ na wózku inwalidzkim. I feministki walczą o to, by państwo mojej znajomej pomogło. Zainstalowało na jej schodach specjalną windę dla niepełnosprawnych. By kobieta ze swoimi problemami nie została sama. Bez lodówki na czwartym piętrze poradzimy sobie bez problemu. Bez równych praw niestety nie.