Stało się. Zdzisław Kręcina ogłosił, że po raz kolejny ma zamiar kandydować na szefa PZPN. Stawia go to w doborowym towarzystwie, bo śmiało można powiedzieć, że w połączeniu z Grzegorzem Latą i Ryszardem Czarneckim tworzą "złotą trójkę". Czego możemy się spodziewać? Oto krótki przegląd zawodowych "sukcesów" kandydatów.
Zdzisław Kręcina jest barwną i rozpoznawalną osobą. Kojarzy go niemal każdy, z tym, że niekoniecznie pozytywnie. Ten doktor Akademii Wychowania Fizyczne w Krakowie i były piłkarz od początku lat 80. jest związany z PZPN. Tadeusz Dunat, który z Kręciną grał wspomina, że jako piłkarz nazywany był "Brazylijczykiem" swoich czasów. Przewyższał kolegów z drużyny wyszkoleniem technicznym. – Klepał aż miło – mówi. Ma bardzo pozytywną opinię wśród znajomych. Przedstawiają go jako osobę sympatyczną, skorą do pomocy, nigdy nie chowającą urazy. Prawda czy nie, Polacy znają go od nieco innej strony.
"Tylko kilka drinków"
Co prawda liczbą wpadek nie może konkurować z aktualnym prezesem PZPN Grzegorzem Latą, ale też ma ich sporo. W zeszłym roku wyprowadzono go pijanego z samolotu. "Grzegorz to taki burak", "Michał Listkiewicz to taki węgorz" mamrotał pod nosem były sekretarz PZPN wspomagając się licznymi przekleństwami. Jak przeszedł odprawę – nie wiadomo. Ciężko mu było utrzymać równowagę. Według relacji świadków, nie potrafił odróżnić szklanki z alkoholem od szklanki z "przepitką". Bohater tego zamieszania przeprosił za zdarzenie, lecz nie był przekonany co do swojej winy. Argumentował to tym, że "był zmęczony", "na lotnisku wypił kilka drinków" i "jedynym nieprzyzwoitym zachowaniem mogło być zbyt głośne chrapanie".
W 2008 roku startował na szefa Związku, lecz przegrał z Latą z powodu zarzutów, jakie na nim ciążyły. Prokuratura zarzucała mu niegospodarność. Utrudniał egzekucję mienia zabezpieczonego przez komornika i naczelnika urzędu skarbowego. Przekazał ponad 300 tys. złotych na konta bankowe powiązane z Widzewem Łódź. Mimo to Lato mianował go powtórnie sekretarzem generalnym.
"Zrzucimy się na Grzesia"
Odwołany został końcem 2011 rok po nagłośnieniu tzw. afery taśmowej, związanej z budową nowej siedziby PZPN. Grzegorz Kulikowski, były działacz Związku, opublikował nagrania z "szemranych rozmów". Do tego dochodzi słynna sprawa z łapówką w kopercie, której Lato nie otworzył, schował do sejfu i powiadomił o tym prokuraturę. Warto jednak dodać, że doniesienie złożył kilka miesięcy po zdarzeniu. Więcej o tej sytuacji przeczytać można tutaj.
Fragment taśm, które poświadczać mają o korupcji w PZPN: Rozmówca: - Z tym cymbałem, wiesz, rozmawiałem dzisiaj, nie, no bo jak widzę, że on tu kombinuje coś, to żeby potem nie było na mnie, Zdzisiu. Rozumiesz, o co chodzi. Że ja coś kręcę. Głos prawdopodobnie Zdzisława Kręciny: - Uhum (i szeptem): to trzeba będzie to... (niewyraźne) bańkę więcej ku... i już. Rozmówca: - Żeby dał? Od razu wcześniej, przed transakcją? Głos prawdopodobnie Zdzisława Kręciny: - No, ku..., no wiesz!
Zarówno Lato jak i Kręcina nie poczuwają się do odpowiedzialności. Utrzymują, że nie mają sobie nic do zarzucenia, mogą wszystko wyjaśnić, a Kulikowski ich szantażował i prowadził z Kręciną "wewnętrzną grę".
(Nie)odwołany i opłacony sekretarz
Kontrowersje wzbudziły także nietypowe zasady złożenia przez Kręcinę urzędu sekretarza generalnego. Jego okres wypowiedzenia trwa 12 miesięcy. Przez rok po odejściu dostaje normalną pensję. A jako że zarabia miesięcznie 37 500 złotych (75 proc. pensji prezesa wynoszącej 50 tys. złotych) dostanie "za darmo" 487 500 złotych.
Wydawać by się mogło, że skoro Kręcina dostaje pieniądze "za darmo", powinien się cieszyć i nie wychylać. Otóż nie. Po kilku miesiącach od odwołania wysłał do PZPN list, w którym zaznaczał, że jego odwołanie ze stanowiska sekretarza generalnego jest nieprawomocne. W trakcie głosowania zarządu naruszono statut związku. Kręcina ma rację, więc nadal jest sekretarzem generalnym.
Kręcina dał się także poznać jako "tancerz" oraz aktor. Wystąpił w krótkiej scenie w filmie "Poranek Kojota", za zadanie miał oczywiście "załatwić pieniądze". Ma także świetnie prosperujący fanpage na Facebooku, który w charakterystyczny sposób parodiuje Kręcinę.
Euro 2012 Poland&Germany
Druga kandydatura jest nie mniej barwna. Grzegorza Laty i jego wyskoków nie trzeba nikomu przedstawiać. Oprócz skandalu związanego z aferą taśmową, miał szereg drobniejszych wpadek. Jako świeży prezes PZPN powiedział w programie Moniki Olejnik, że skoro Ukraina ma problemy, Polska może zorganizować Euro 2012 z Niemcami. Rzecz jasna Ukraińcom nie spodobała się taka wypowiedź szefa polskiej piłki. Na marginesie można dodać, że taka zamiana byłaby niewykonalna, bo UEFA oficjalnie powierzyła organizację turnieju Ukrainie.
Niewidoczny orzeł
Szerokim echem w polskich mediach odbiła się sprawa nowego herbu reprezentacji. Orzełek został w dziwny sposób "wpisany" w logo związku. Trudno go było w tym znaku dostrzec, a polskiego białego orła w ogóle nie przypominał. Prezes zapewniał, że najlepsi graficy pracowali nad tym projektem. Piłkarze wybiegli w takich koszulkach na mecz z Włochami. Później jednak przyznał rację kibicom i stwierdził, że PZPN popełnił błąd wprowadzając nowy symbol.
Grzegorz Lato jak nikt w ostatnich latach zjednoczył wszystkich Polaków, zarówno "prawdziwych patriotów" jak i "kosmopolitów", którzy mimo różnic w poglądach politycznych zgodnie uznali, że orzełek na koszulkach być musi.
"I speak the polish"
Do tego dochodzi szereg innych kontrowersji. Lato rozdawał hojne premie dla zarządu PZPN. 310 tys. podzielili między siebie, a najwięcej z nich zgarnął Antoni Piechniczek (80 tys.). Gdy oburzeni tym kibice zbojkotowali mecz Polska - Słowacja, Lato puste trybuny tłumaczył "złą pogodą". Dał się poznać także jako wybitny "poliglota". Swoimi charakterystycznym angielskim akcentem i małymi wpadkami rozbawił wszystkie media. "I speak the polish" zwykł mawiać prezes.
Mecz Polska - Zambia w Rzeszowie? W mediach pojawiła się informacja, jakoby biało-czerwoni mieli rozegrać towarzyskie spotkanie na stadionie rzeszowskiej Stali. Prezes nie zaprzeczył, czym rozpętał kolejne medialne zamieszanie. Później rzeczniczka PZPN Agnieszka Olejkowska prostowała całą sytuację mówiąc, że do takiego zdarzenia nie dojdzie.
Nieładnie się zachował zwalniając Leo Beenhakkera. Holenderski selekcjoner reprezentacji Polski o tym, że stracił pracę dowiedział się z telewizji. Grzegorz Lato uznał, że dobrym sposobem zakończenia współpracy będzie udzielenie wywiadu.
Suchary prezesa
Grzegorz Lato potrafi się także wykazać poczuciem taktu. Przekonał się o tym Łukasz Fabiański, który udzielając wywiadu nie spostrzegł skradającego mu się za plecami prezesa. Lato wyskoczył zza pleców bramkarza, stwierdził, że "nie ma złych bramkarzy, są tylko źle trafieni", roześmiał się i oddalił się. Fabiańskiego żart prezesa nie rozbawił.
Europoseł na prezesa!
Za naprawę polskiej piłki chce się także wziąć europoseł PiS Ryszard Czarnecki. Słynny łowca "wpadek" polityków i PAP-u zarzeka się, że poprawi sytuację. Możemy się spodziewać, że nie zrobi tego szybko , bo – jak sam mawiał – "jak się człowiek cieszy, to się diabeł cieszy". Europoseł utrzymuje, że w 2008 roku wycofał się z kandydowania, lecz teraz miarka się przebrała i "mit Grzegorza Laty prysł". Utrzymuje, że prezesurę da się pogodzić z mandatem eurodeputowanego. Żeby przekonać do siebie kibiców obiecuje, że zrzeknie się pensji. W ten sposób co rocznie da 600 tys. złotych na szkolenia młodzieży. Beata Kempa na tropie
W to, że europoseł zmieni piłkę, nie wierzy Beata Kempa z Solidarnej Polski. Niestrudzona pogromczyni wszelkich nieprawidłowości w polityce przejrzała zamysły byłego partyjnego kolegi. Jak podaje dziennik.pl, posłanka utrzymuje, że Czarnecki kandyduje, żeby się wypromować na najbliższe eurowybory. Drugim powodem ma być blady strach członka PiS przed tym, że w przypadku wprowadzeniu jednej krajowej listy do Parlamentu Europejskiego znajdzie się on na jej szarym końcu. Pomysły Czarneckiego nazywa populizmem i przekonuje, że nie uda mu się niczego zdziałać, nawet jeśli jakimś cudem wygra z Latą.
Szanse Czarneckiego
Kandydaci na Prezesa PZPN spośród delegatów lub osób nie będących delegatami, powinni być zgłoszeni do Biura Związku nie później niż 30 dni przed terminem wyborczego Walnego Zgromadzenia Delegatów przez co najmniej 15 członków spośród wojewódzkich związków piłki nożnej, klubów dwóch najwyższych klas rozgrywkowych, przy czym każdy uprawniony podmiot może zgłosić nie więcej niż 3 kandydatów - czytamy w art. 23 statutu PZPN.
Ireneusz Raś z PO, szef sejmowej komisji sportu, krytykuje pobudki Czarneckiego: – Zgłosił się tylko po to, żeby być w mediach. Nie zbierze nawet pięciu podpisów potrzebnych do tego, by być kandydatem, a wymagane jest 15 – mówi naTemat Ireneusz Raś.
Podobnego zdania jest były tenisista i trener Tomasz Iwański. – Dla całej Polski byłoby lepiej, gdyby Ryszard Czarnecki trzymał się z dala nie tylko od piłki nożnej, ale jakiegokolwiek sportu. Niech się dalej bawi w europarlament – przekonuje.
"Lubię Zdzisia"
– Nie wiem czy kandydatura Kręciny jest w ogóle możliwa. Przeciw niemu toczy się postępowanie karne. Dopóki sąd mu nic nie udowodni, jest niewinny, ale czy w takiej sytuacji może kandydować? – zastanawia się w rozmowie z naTemat Jan Tomaszewski. – Ja lubię Zdzisia – dodaje. Czy poradziłby sobie na stanowisku prezesa, bo w końcu związek zna jak własną kieszeń? – Nikt w Polsce nie może być gorszym prezesem niż Lato – mówi twardo Tomaszewski. – Najważniejsza jest przecież poprawa wizerunku, dlatego potrzebny jest tam kurator. Najlepiej Boniek. Tam jest tyle nieprawidłowości. Skazań nie ma. Niech prokuratorzy zaśpiewają "nic się nie stało, Polacy nic się nie stało" – ironizuje były bramkarz.
Piękny obrazek,mafia PZPN-owska.
1.Lato - myśli że może trwać wiecznie.
2.Kręcina - jeszcze wszystkiego nie przekręcił,i już wie jak tego dokonać.
3.Czarniecki - ten jest od wszystkiego, jak byłby konkurs na ginekologa, też się zgłosi.
4.Listkiewicz - już był nie "dorobił się jeszcze.
5.Boniek - może za wyjątkiem "gadanego" nie posiada "intelektu" do kierowania czymkolwiek nawet samochodem. CZYTAJ WIĘCEJ
Jan Tomaszewski
śmieje się były bramkarz
Ja cieszyłbym się, gdyby wybory wygrał Lato. Wtedy przez najbliższe 4 lata dziennikarze ciągle by do mnie dzwonili, prosząc o komentarze.