"Halloween nie jest niewinną, beztroską zabawą, ale grozi otwarciem się na działanie złych duchów" – takie ostrzeżenie wydali kilka dni temu egzorcyści w diecezji płockiej. Zwrócili się z apelem do rodziców, nauczycieli oraz wychowawców, aby nie organizować i nie uczestniczyć w Halloween, bo z tego powodu rośnie liczba opętań wśród dzieci. – Liczba opętań wzrasta, a jest coraz mniej księży. Czyli jest taka potrzeba. Dla mnie choćby jeden taki przypadek, to jeden za dużo – mówi naTemat ks. Janusz Czenczek, koordynator księży egzorcystów w Polsce.
Dziś Halloween. Czym dla księdza jest ten zwyczaj, przed którym tak bardzo ostrzegają egzorcyści?
Przede wszystkim trzeba poszukać tego, co jest jego źródłem. To zwyczaj, który nie jest nasz. Ani europejski, ani polski. Ważne jest też to, z czego wypływa, skąd się to rodzi. Trudno byłoby to pogodzić z wiarą Kościoła rzymskokatolickiego i z jego tradycją. Ta tradycja ma źródła w kultach pogańskich, przed chrześcijaństwem.
Dla dzieci to tylko zabawa.
No właśnie. Problem polega na tym, że jak my będziemy coś traktowali po swojemu, to nie znaczy, że tak to musi funkcjonować.
To znaczy?
To znaczy, że jeśli ma to formę zabawy, to nie znaczy, że to jest zabawa. Jeżeli chcemy korzystać z pewnych zwyczajów, to musimy widzieć nie tylko ich zewnętrzną otoczkę, ale wiedzieć, po co to jest, skąd się wzięło.
Większość dzieci raczej o tym nie myśli. Albo nie ma to dla nich znaczenia. Po prostu się bawią.
Tak. Dzieci są tutaj ofiarą pazerności dorosłych. Ten zwyczaj został sprowadzony tylko z biznesowych powodów. Dziecko wielu rzeczy nie wie. Nie wie, że picie alkoholu jest dla niego niedobre, że narkotyki nie są dobre. To my jesteśmy odpowiedzialni za to, co dzieciom przekazujemy.
Ale co złego jest w tym, że dzieciaki chodzą w przebraniach i zbierają cukierki?
Dziecko będzie jeździło na cienkiej tafli lodu. Na początku nic się nie dzieje. Czy to znaczy, że to jest bezpieczne i mam na to pozwolić? Choć dziecko bardzo fajnie się bawi?
Na czym w przypadku Halloween polega ta cienka tafla?
Pierwsza rzecz to przebrania. Kościotrupy, wampiry, jakieś diabełki, jakieś wiedźmy. Dziecko oswaja się z pewnymi satanistycznymi, okultystycznymi sprawami. A traktuje to jako zabawę. Ale w pewnym momencie to już przestaje być zabawą, a dziecko nie umie tego wychwycić. I to jest problem.
Jaki to jest moment?
Kiedy dziecko zaczyna wchodzić już nie w zabawę, ale w praktyki okultystyczne.
Proszę księdza, nie każde dziecko po zabawie w Halloween zaraz zajmie się okultyzmem.
Jeszcze raz powtarzam. Dziecko na cienkim lodzie. Czy pod każdym lód ma się załamać? A ja co? Zakładam, że się nie załamie, to niech sobie dalej jeździ? Bo jazda po takim lodzie mu się podoba?
Lód się łamie, i co wtedy?
To jest taki moment, że mniej lub bardziej szeroko otwieramy drzwi, przez które szatan może przejść. I on, prędzej czy później z tego skorzysta. W takiej lub innej formie. Skutki nie muszą przyjść od razu. Przykład z lodem sugeruje, że skutek jest od razu, ale tu niestety dotykamy sfery życia duchowego. Po prostu zbierają się różne fragmenty. I nagle po 5, 10, 15 latach, a mi nawet zdarzył się przypadek po 60 latach, pojawiają się skutki.
I to ma związek z Halloween?
Mam dziś osoby dorosłe, nie z naszego kraju, które właśnie kiedyś się w to bawiły. I okazało się, że potem różne sprawy się u nich ponakładały. Wróżby, talizmany, amulety. Może gdyby to było samo Halloween, może nie byłoby żadnych efektów. A tu nagle okazuje się, że jest problem.
Jaki? Co się wtedy dzieje?
To są rzeczy objęte tajemnicą. Ale takie, w których ja, jak egzorcysta, muszę ludziom pomagać.
Sugeruje ksiądz, że zabawa w Halloween w dzieciństwie może wywołać taki efekt w dorosłym życiu?
Tak. Bardzo często.
Że gdyby nie bawiły się w Halloween to być może nie musiałaby potem szukać pomocy księdza?
Tak. "Być może" to bardzo dobre określenie. Ja nie mogę powiedzieć, że każde dziecko, które biega w przebraniu, będzie opętane, że każde dziecko będzie demoniczne. To byłoby z mojej strony kłamstwo. Ale jeśli zdarzy się choć jeden przypadek na 150 milionów to jest to o jeden za dużo.
Widzi ksiądz u siebie w parafii dzieci poprzebierane halloweenowo?
Nie. Nie mam takiego doświadczenia.
Nigdy ksiądz nie widział?
Nie.
Ani jednego dziecka?
Ani jednego. Ale przeraził mnie jeszcze jeden zwyczaj. Na przykład, jak ktoś nie dał dzieciom cukierków, to rozbiły mu jajko na wycieraczce. I pojawia się pytanie o szacunek dla jedzenia.
Czytam o przerażającym wzroście liczby opętań wśród dzieci. Czy dużo rodziców dzwoni do księdza z prośbą o interwencję?
Powiem tak. Nie prowadzimy statystyk, ale okres po Wszystkich Świętych to czas, kiedy idzie to w górę. Jest to zauważalne. Liczba opętań wzrasta, a jest coraz mniej księży. Czyli jest taka potrzeba. Dla mnie choćby jeden taki przypadek, to jeden za dużo.
Co najbardziej może być niepokojące w objawach?
Bardzo różnie, to kwestie indywidualne. Gdy zły zaczyna działać, to może to pójść w bardzo różnych kierunkach. Każdy przypadek jest inny. Ja po 15 latach bywam jeszcze zaskoczony.
Na przykład?
Te same objawy nie zawsze mogą oznaczać takie same przyczyny. Nie chciałbym mówić, żeby nikogo nie skrzywdzić. Stąd jest na tylu, ilu jest, żeby ludzie mieli szansę porozmawiać, jeśli coś ich niepokoi. I żeby ktoś kompetentny mógł rozpoznać, czy mamy do czynienia z elementem działania złego ducha, czy raczej są to problemy natury psychicznej.
Jak to można rozpoznać, gdzie przebiega granica?
Nie naciągnie mnie pani, jestem za stary wyga. Nie mogę powiedzieć. Po prostu, jak coś kogoś niepokoi, niech szuka kontaktu ze swoim spowiednikiem, księdzem, potem nas.
Od jednego spotkania do kilkunastu lat.
Zawsze się udaje?
Niestety nie...
Miał ksiądz takie przypadki?
Niestety tak...
Te osoby żyją?
Jedne tak, inne nie. Niektóre zrezygnowały, modlę się za nie.
Jak się zostaje księdzem ezgorcystą?
Jest się najpierw księdzem, a potem biskup stwierdza, że się nadajesz i mianuje.
Co trzeba mieć w sobie?
Wolałbym nie mówić (śmiech).
To musi być niezwykle wyczerpujące psychicznie.
Jasne. Proszę sobie wyobrazić, że ja na codzień mam nieustający kontakt z ludzkim cierpieniem i bólem. To nie jest łatwe.
Wróćmy do Halloween. Przeczytam księdzu opinię Polki z Kanady. "Odkąd przyjechaliśmy 30 lat temu do Kanady, nasze dzieci uczestniczą w Halloween. Nie jest to takie straszne". "Robienie afery z niczego" – piszą inni. Może Kościół przesadza?
Dobrze. Siedzę na beczce z prochem i bawię się zapałkami. Zapalę 99 i beczka nie wybuchnie. A jedna tak. 99 razy mogę być na Halloween i może nic nie być.
Czyli dmuchamy na zimne.
Oczywiście. Wirusy mogą krążyć wokół, ale to nie znaczy, że wszyscy będziemy chorzy. Ale żeby choroby nie mieć, musimy spełnić pewne warunki, dbać o pewne rzeczy, i wtedy prawdopodobieństwo zachorowania jest mniejsze.
Problem w tym, że nie zawsze nam się udaje. Ta zabawa, być może, skądinąd fajna. Sam pamiętam z dzieciństwa bale przebierańców, nikt się nie przebierał za wampiry, było fajnie. W "Biblii szatana" Antona Szandora La Veya jest napisane, że Halloween jest najważniejszym dniem w roku kościoła szatana. To coś znaczy.
Tylko potem Kościół starszy dzieci szatanem.
Nie, my nie chcemy przestraszyć dzieci. Dziecko jest dzieckiem i będzie się bawić. My chcemy uzmysłowić zagrożenia rodzicom. Od tego są dorośli, żeby umieli swoje dziecko wychowywać i przekazywać pewne wartości. Na przykład, że ręki do pieca się nie wkłada, bo się poparzy. Dziecko ma prawo tego nie wiedzieć.
Katecheci potrafią straszyć. Dzieciaki wychodzą po religii naprawdę przerażone, gdy słyszą, że otwierają się na działanie złych duchów, że Halloween promuje kulturę śmierci.
Sposób przekazu, jeśli taki ma miejsce, jest przesadzony. Ale to jest jeden katecheta, a 99 przekaże wiedzę dobrze.
Albo "wejście w przestrzeń demonów". To potrafi strasznie działać na wyobraźnię małego człowieka, a efekt może być jeszcze gorszy.
Proszę pani, wejście w płaszczyznę demonów nie jest abstrakcją. To nie jest żadna abstrakcja. My mówimy o rzeczywistych bytach. Owszem, może nie są bytami materialnymi, ale to nie znaczy, że ich nie ma. Właśnie cała złożoność tego polega na tym, że myśmy się zachwycili otoczką, pięknym papierkiem, ale nie patrzymy, że w tym papierku jest zapakowana słodka, ale trucizna. Oczywiście w wymiarze duchowym. Jeżeli ktoś mi poda heroinę zapakowaną jak cukierek, to znaczy, że on jest dla mnie dobry? Ja mogę nie wiedzieć, jak ten proszek wygląda, ale to nie znaczy, że on nie będzie działać.
Czyli pozwalając dzieciom na zabawę Halloween dajemy im taki cukierek z trucizną?
Tak. Narażamy je na ogromne niebezpieczeństwo natury duchowej. Podkreślam – narażamy. To nie jest tak, że każde dziecko, które było przebrane, będzie potępione. My najczęściej mówimy o zagrożeniach. To nie jest grzech. Ja nie mogę powiedzieć, że dziecko, które było na Halloween nie może otrzymać komunii. Ale to nie znaczy, że ja to akceptuję, że to jest dobre.
Podsumowując, co dla księdza jest najgorsze w Halloween?
Właśnie ta forma zabawy. Ja te dzieciaki doskonale rozumiem. Z zewnątrz wygląda to fajnie, to super sprawa. Które dziecko nie lubi łakoci? Ale to my, dorośli mamy wiedzieć, co kryje się pod płaszczykiem tych pięknych rzeczy. Proszę przeczytać sobie o grzechu pierworodnym. Jaki owoc zobaczyli Adam i Ewa. I dziś dokładnie mamy to samo.