Pogoda, jeśli chodzi o smog, rządowi na razie sprzyja. Przez Polskę przechodzi orkan za orkanem. Wieje, zatem powietrze jest znośne. Ale wystarczy, że powrócą warunki sprzyjające do tego, by dym unosił się nad miastami, i powróci też problem zanieczyszczonego powietrza. Choć przecież miało być inaczej – w styczniu ogłoszono 14 rekomendacji, których realizacja miała oczyścić powietrze nad Polską. Polski Alarm Smogowy właśnie dokonał podsumowania – przez 10 miesięcy nie spełniono ani jednej z obietnic.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Rządowy program nosi nazwę "Czyste Powietrze". Ale od początku roku zrobiono bardzo niewiele, aby to hasło nie pozostało wyłącznie na papierze. Tylko jedna rekomendacja została niemal zrealizowana. Na pochwałę zasłużyło ministerstwo rozwoju, które opracowało standardy emisyjne dla kotłów grzewczych. – Poza drobnymi niedoróbkami ta rekomendacja została wykonana – tak w rozmowie z naTemat działania resortu chwali Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Smogowego.
Jednak znacznie pilniejsza od wymiany kotłów wydaje się kwestia tego, czym Polacy palą w piecach. I wydawało się, że na początku roku rozumiał to także rząd. Druga z rekomendacji dotyczyła właśnie jakości węgla i zapisano w niej, że odpowiednie rozwiązania zostaną przyjęte jeszcze w I kwartale tego roku.
Rekomendacje Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów w sprawie działań niezbędnych do podjęcia w związku z występowaniem na znacznym obszarze kraju wysokiego stężenia zanieczyszczeń powietrza
(...) – pilne wprowadzenie rozporządzenia w sprawie norm jakościowych dla paliw stałych, które powinno zostać przyjęte jeszcze w I kwartale 2017 r., po wprowadzeniu zmian do ustawy o monitorowaniu i kontroli jakości paliw; (...) Czytaj więcej
premier.gov.pl
Mamy IV kwartał – i nic! – W tej chwili nawet nie wiemy, co kupujemy – ubolewa Piotr Siergiej.
Oczywiście, ekolodzy przyznają, że walka ze smogiem to nie jest coś, co da się załatwić w rok. Ale spełnienie akurat tej konkretnej obietnicy dałoby efekt odczuwalny.
Ekolodzy walczący o czystość powietrza w Polsce swoje hasła głoszą od lat. Jednak dopiero ostatniej zimy stały się one na tyle nośne, że rząd przyznał, iż działania są niezbędne. Jak to się stało? Przebudziła się świadomość społeczna. I nie ma wątpliwości, kto tę świadomość przebudził: oczywiście, media. Tylko że one dostrzegły skalę problemu dopiero wtedy, gdy smog pojawił się w Warszawie. Wcześniej aż takiego szumu nie było.
– Główne media mają swoją siedzibę w stolicy i gdy smog zaczął doskwierać warszawiakom, to nastąpiło przebudzenie świadomości. Ale pamiętajmy o tym, że te stężenia, które były w Warszawie w styczniu, to z punktu widzenia Rybnika, Gliwic czy Krakowa to nie były żadne stężenia ekstremalne. To, co się teraz działo w stolicy, to w Rybniku działo się od dziesiątków lat każdej zimy. Przy czym teraz, kiedy w Warszawie było 200 mikrogramów średnio dobowego stężenia pyłów, to w Rybniku w tym samym czasie 900! – tłumaczy ekspert Polskiego Alarmu Smogowego.
Jeszcze w listopadzie ubiegłego roku, gdy w "Kuchennych rewolucjach" Magda Gessler poradziła właścicielowi restauracji, by spalił całą swoją rupieciarnię w ognisku (bo to nic nie kosztuje), reakcja społeczna ukazała, jaka jest świadomość problemu. Ekolodzy wprawdzie zareagowali oburzeniem, ale obrońcy restauratorki stwierdzili, że walczący ze smogiem robią z igły widły, bo przecież w każdej wsi spala się w ogniskach wszelkie śmieci. Już w styczniu komentarze w internecie były zupełnie inne – ludzie wypytywali się nawzajem, gdzie kupić maseczki ochronne i czy można biegać, gdy na zewnątrz powietrze jest takie, że nie tylko czuć, ale i widać.
Wśród przyjętych rekomendacji walki o czyste powietrze są też takie, które rozpisane są na wiele lat. Choćby ta, w której mowa o "wprowadzeniu regulacji przeciwdziałających blokowaniu klinów napowietrzających miasta oraz rozważeniu rozwiązań podnoszących rangę zawodu urbanisty w kontekście zagospodarowania przestrzennego". – Tu chodzi o rozpoczęcie pewnego procesu, w którym przestaniemy zabudowywać miasta jakimiś nowymi osiedlami, które odcinają dostęp świeżego powietrza do centrum miasta. I tu pewnie w grę wchodziłyby nie lata a wręcz dekady, ale o tym trzeba myśleć – wyjaśnia ekspert Polskiego Alarmu Smogowego.
Piotr Siergiej sprawę niezrealizowanych przez rząd obietnic stawia jasno: "na pewno jeden rok zmarnowaliśmy". – Jeżeli działanie polskiego rządu polega na tym, że jedyne, co się udaje zrobić, to prawie zrealizować jedną rekomendację i do tego powołać zespół, który w końcu spotyka się raz w październiku, no to... Ja tego działaniem nie nazywam. To jest najwyżej działanie pozorowane – podsumowuje. Walka ze smogiem na razie jest walką od smogu do smogu. Na razie w tym sezonie smogowym sprzyjała pogoda – jest wietrznie, więc jest czym oddychać. Do tego było w miarę ciepło, więc piece w domach nie pracowały pełną parą. Ale powietrze nie staje się czyste od samego ogłoszenia programu "Czyste Powietrze". I nie da się zrealizować tego programu bez pieniędzy. Na ten cel przeznaczono bowiem 200 mln zł, czyli – jak wyliczył Polski Alarm Smogowy – mniej niż 10 proc. szacowanych wydatków na program "Strzelnica w każdym powiecie".
Jedyna rekomendacja, której realizację oceniliśmy pozytywnie, bo prace nad nią są zaawansowane, to decyzja, że od 1 lipca 2018 r. tzw. pozaklasowe kotły będą wycofane ze sprzedaży. To jest dobry ruch, który sprawi, że od tego momentu nie będzie można kupić "kopciucha" w sklepie. Co oczywiście nie znaczy, że takie "kopciuchy" w ogóle znikną. Takie kotły pracują 15-20 lat, więc jeśli ktoś go kupił wczoraj, to przez najbliższe dwie dekady będzie miał pełne prawo użytkowania tego kotła. Chyba że mieszka na terenie, gdzie obowiązuje uchwała antysmogowa. W przypadku Mazowsza czy Małopolski te uchwały skracają proces wymiany kotłów do 5 lat a w przypadku Śląska – do 8 lat.
Piotr Siergiej
Polski Alarm Smogowy
Kupujemy czarnego kota w worku. Płacimy jakieś 900 zł za tonę i wiemy tyle, że jest to czarne i służy do palenia. Potem najwyżej w piecu widzimy, że po jednym węglu zostaje więcej popiołu, po innym mniej. Gdyby sprzedawany w Polsce węgiel musiał mieć odpowiednie certyfikaty, to z pewnością węgiel ten nie byłby tak zasiarczony, z tak dużą ilością popiołu czy wilgoci. Wdrożenie tej rekomendacji najszybciej przełożyłoby się na jakość powietrza. Wprowadzenie zakazu na paliwo niespełniające norm sprawiłoby, że ono od razu znikłoby z rynku. Gdyby zrobiono to szybko, to już w tym sezonie oddychalibyśmy czystszym powietrzem.