www.shutterstock.com

Kino, seans, randka, seks, popcorn, noc, przyjaciele, lato – mamy sezon na kino samochodowe.

REKLAMA
Mało kto był w kinie samochodowym, ale każdy wie o co chodzi. By wziąć udział w seansie trzeba mieć samochód (koniecznie kabriolet) oraz towarzysza bądź towarzyszkę. Nie wyobrażacie sobie chyba oglądać filmu samotnie w aucie?
No właśnie – kino samochodowe jest przeznaczone dla randek. Pamiętacie fragment z „Grease”, gdzie Danny zabrał Sandy swoim wozem do kina i starał się do niej dobrać? Rezultaty były opłakane, ale wszyscy wiemy o co chodzi w kinie – jest ciemno, intymnie, a jak trafimy na wątek romantyczny to dodatkowo poczujemy nagły zew miłości. Gdy dodać do tego jeszcze księżyc i gwiazdy na niebie to romans murowany.
Pierwsze kino samochodowe powstało prawie osiemdziesiąt lat temu w New Jersey. Pomysł ten opatentował Richard Hollingshead Jr. wyświetlając „Wives Bevare”. Taka forma rozrywki szybko zyskała na popularności, stając się hitem za oceanem. Młodzież tłumnie przyjeżdżała swoimi kabrioletami z popcornem oraz Coca Colą z prądem, gziła się pod pretekstem nowego obrazu i w świetle lecącego filmu. Bajka!

Tak jak tradycyjne kino – samochodowe podupadło po wynalezieniu kaset VHS, później DVD, a później Internetu z jego nieskończonymi zasobami. Cały czas ma jednak swoich zagorzałych fanów i to nie tylko wśród osób, które pamiętają lata jego świetności! Tak jak polaroid, stare aparaty fotograficzne czy gramofony, kino samochodowe powoli staje się modne wśród młodzieży – wraz z retro piosenkami i sukienkami z lat 60-tych powróciła chęć dzielenia parkingu zamiast miejsca na designerskiej sofie w salonie taty.
W Polsce ciężko o tego typu rozrywkę. Po pierwsze – pogoda. Nigdy nie wiadomo kiedy piękne słońce zmieni się w ulewę trwającą trzy tygodnie, a trzy tygodnie zamkniętego kina to jego praktyczne bankructwo. Po drugie – samochód. Klimat nie sprzyja kupowaniu przestronnych kabrioletów, gdzie znalazłoby się miejsce dla dwóch osób i nie tylko. A ci, których stać na taki wydatek, nie zapełniliby pewnie nawet jednego parkingu i z pewnością woleliby inne formy rozrywki niż amerykański folklor.
Istnieje jednak możliwość wynajęcia specjalnej firmy, która zajmie się organizacją pokazu kina samochodowego. Załatwi miejsce i ekran, a naszym zadaniem będzie jedynie ustawić odpowiednie fale radiowe, by usłyszeć dźwięk filmu. Wydaje się być to ciekawą, letnią alternatywą do wszechobecnych dyskotek, ognisk czy grilli.
Kino samochodowe oczywiście zawitało do naszego kraju, ale bez znaczących sukcesów. Poznaliśmy je dopiero w 1994, gdy Dariusz Zawiślak, producent filmowy, uruchomił pierwszy tego typu obiekt na warszawskim Żeraniu. Wyświetlano tam seanse idealne na letnie szaleństwa – "Cztery wesela i pogrzeb" oraz "Gliniarz z Beverly Hills III". Łatwe, przyjemne, nieskomplikowane – kwintesencja drive – in theater. Następne próby uruchomienia sezonowego kina kończyły się wraz z brakiem zapału i budżetu sponsorów. W tym roku katowicki Festiwal Filmów Kultowych zaproponował jednorazowy taki pokaz obrazu Tarantino „Death Proof”. Liczba chętnych zaskoczyła organizatorów na tyle, by Patryk Tomiczek, dyrektor artystyczny festiwalu, zapowiedział kontynuację projektu przy kolejnych edycjach.
Czy mamy żałować, że kino samochodowe nie rozgościło się w naszym rejonie? I tak, i nie. Tak, bo to przykład wspaniałej, prostolinijnej amerykańskiej popkultury, której urok Polacy doceniają od dawna. Nie, bo zamiast seansów na parkingach mamy fajne projekcje filmów bez aut, a jednak na świeżym powietrzu. Można obejrzeć klasykę jak i nowości. Co prawda nie w kabriolecie, ale ciągle przy gwiazdach. Sprawdźcie propozycje w Waszych miastach!