To jedna z najgorętszych historii ostatnich dni. Pani Lidia, której dom został wyremontowany w programie "Nasz nowy dom", jest obrażana w sieci, a jej dom został zniszczony przez sąsiadów. Wiele osób pyta dlaczego wyróżniona została właśnie ona, a nie ja. Mało kto pamięta, że do programu może się dostać praktycznie każdy. A tych, którzy potrzebują pomocy, mogą zgłaszać nie tylko lokalne ośrodki pomocy społecznej, ale choćby szkoły.
Przypomnijmy: akcja ostatniego wyemitowanego odcinka programu telewizji Polsat toczy się w Szczytnie, gdzie budowlańcy pod okiem architekta i gospodyni programu Katarzyny Dowbor dokonali prawdziwej metamorfozy małego domu, w którym zamieszkuje trzyosobowa rodzina: samotna matka i dwie córki.
Sytuacja pani Lidii i jej córek: 13-letniej Darii i 18-letniej, niepełnosprawnej Małgosi, to historia wyciskająca łzy z oczu. Trzyosobowa rodzina od 16 lat była zmuszona mieszkać w warunkach urągającym ludzkiej godności. Połowa starego, nieremontowanego bliźniaka, w której zmieściły się dwa niewielkie pokoje, wnęka z maleńką dwupalnikową kuchenką i brakiem zlewu funkcjonowała jako kuchnia oraz mikroskopijna łazienka bez prysznica lub wanny – to warunki w jakich mieszkała pani Lidia z córkami. Dom został wyremontowany, co zobaczyli telewidzowie. A potem zaczęło się piekło.
Zwyczajowo w programie biednej rodzinie pomagają bowiem również sąsiedzi. Tym razem nie chciał pomóc nikt. A tuż po wyjeździe telewizyjnej ekipy ktoś oblał świeżo odmalowaną elewację domu pani Lidii niebieską farbą. Sama bohaterka w rozmowie z "Tygodnikiem Szczytno" opowiedziała o tym, jak jest szykanowana.
– Znalazł się jakiś zły człowiek, którego policja powinna ścigać za niszczenie mienia i w związku z tym jest hejt na program. Robimy dobre rzeczy, a na nas spadają gromy. Mieszkańcy miasta są zniesławiani, a przecież chodziło o to, że akurat nikogo tam nie było – wraca do tamtej sytuacji w rozmowie z naTemat Katarzyna Dowbor.
Niezadowoleni mogą sami się zgłosić
W mediach głośno wybrzmiewa niezadowolenie innych Polaków z niesienia pomocy pani Lidii. Na prostej, zawistnej zasadzie: mi się należało bardziej. Niektórzy burzyli się, że pani Lidii nie "wysłał" do programu miejscowy MOPS. Nikt jednak nie pamięta o tym, że do programu każdy może się zgłosić. Nawet sam. Nie trzeba być poleconym przez żadną instytucję pomocową czy "wybranym przez Polsat". Owszem, weryfikacja następuje. Ale nikt nie dostaje remontu mieszkania za ładne oczy.
To jak jest z tym zgłoszeniem? Prościzna. Wpiszcie w wyszukiwarce Google frazę "Nasz nowy dom zgłoszenie". Od razu wyskakuje opublikowany na stronach Polsatu formularz, który trzeba wypełnić, żeby mieć szansę na remont domu. Pytania są bardzo szczegółowe – od stanu technicznego nieruchomości po informacje o rodzinie – także te przykre.
– Szanse ma każdy, każdy może się zgłosić. Ale nie możemy każdego wybrać – tłumaczy Dowbor. Wydawałoby się, że proste rzeczy, ale jednak nie każdy przyjął to ze spokojem. – Nie można się mścić. Ta kobieta nikomu nie zrobiła krzywdy, nie ma sprawy w sądzie, a ma niepełnosprawne dziecko. Czemu mamy nie pomóc? Bo nie lubi jej sąsiadka? – pyta retorycznie Dowbor. Jak dowiedziała się o rodzinie ze Szczytna jednak nie zdradza. – W niektórych miastach współpracujemy z MOPS-ami, w innych mamy inne źródła. Nie musimy się tłumaczyć z nich – mówi i podkreśla: – Mieliśmy innych informatorów i weryfikatorów. Mieliśmy iść do kogoś, kto może nie zna akurat tych ludzi?
Jednak rzeczywiście są osoby, które same walczą o swój los – nawet w taki sposób jak zgłoszenie do programu telewizyjnego. I to pewnie jest wskazówka dla hejterów, którzy zazdroszczą pani Lidii. Tak było choćby w przypadku pana Piotra z Morąga, którego rodzina była bohaterami 103. odcinka (pani Lidia wystąpiła dwa odcinki później) programu "Nasz nowy dom". Pan Piotr w malutkim domu z dziurawym dachem wychowywał szesnastoletniego syna Mateusza, który uczy się w szkole specjalnej. Sam ojciec pracy nie może podjąć ze względy na bardzo zły stan zdrowia.
– Kwalifikowała go telewizja Polsat bez udziału ośrodka i gminy. Wiem, że pan Piotr nawiązywał różne kontakty. W telewizji był choćby w programie pani Jaworowicz, gdzieś miesiąc przed nagraniem budynku był odcinek "Sprawy dla reportera" o jego warunkach mieszkaniowych. Bodajże w lipcu była telewizja Polsat – wyjaśnia w rozmowie z naTemat Jadwiga Kosieradzka, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Morągu.
– Nie typowaliśmy tej rodziny, robił to pan Piotr i mieszkańcy Zatorza (osiedle w Morągu – red.). – kontynuuje Kosieradzka. Jednocześnie przyznaje, że ogląda program i w jej ocenie "większość rodzin spełnia warunki". Czyli zasługuje na pomoc.
Zgłosić mogą zatroskani
Warto też wiedzieć, że takie zgłoszenie nie musi być wysłane przez zainteresowane osoby. Równie dobrze może to zrobić ktoś inny, kto jest po prostu zatroskany losem danej rodziny. Tak było choćby w przypadku 84-letniej pani Genowefy z Nowego Miasta nad Pilicą, która samotnie wychowuje w trudnych warunkach swojego prawnuka. Bohaterka 95. odcinka została zgłoszona przez Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Grójcu – bo na terenie grójeckiego powiatu znajduje się Nowe Miasto nad Pilicą.
To warto podkreślić. Miejskie czy gminne ośrodki pomocy społecznej często same zgłaszają do programu swoich podopiecznych – dowiedziałem się o tym w zasadzie przypadkiem, kiedy dzwoniłem w sprawie pani Genowefy do Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Nowym Mieście nad Pilicą. – My typowaliśmy nasze osoby, ale akurat te z naszej gminy nie przeszły – powiedziała mi Lucyna Senator, kiedy dowiedziałem się, że pani Genowefa otrzymuje pomoc z Grójca. Ale nie jest to żadna reguła. Pani Lidia ze Szczytna nie została rzeczywiście zgłoszona, zrobił to ktoś inny.
Potwierdza to Katarzyna Dowbor: – Są miasta, w których miejscowe MOPS-y nam zgłaszają podopiecznych. Wtedy weryfikujemy te informacje, ale nie jest tak, że trafiają do nas przypadkowi ludzie. Zrobiliśmy ponad sto odcinków i nie było żadnej przejawów patologii. Starannie dobieramy bohaterów.
Bywa też tak, że zgłasza kolei rodzinę 14-letniej Martyny, która zmagała się z chorobą nowotworową, zgłosił nie MOPS w Chojnowie, gdzie dziewczynka mieszkała, a szkoła, do której uczęszczała. Niestety Martyna zmarła, ale dzięki pomocy ekipy programu ostatnie chwile spędziła w komfortowych warunkach.
Nikt nie stracił, a wszyscy obrażeni
Ta tragiczna historia to jednak najlepszy przykład na to, jak wiele dobra czyni ekipa programu. A tego dobra może kiedyś zabraknąć – dla tych, którzy go potrzebują, już nie mówiąc o tych, którzy hejtują, a przecież im też może się powinąć noga w życiu.
Bo przecież program telewizyjny niekoniecznie musi się ciągnąć latami, zwłaszcza tak kosztowny. Warto też pamiętać, że tu nikt nie traci, a niektórzy zyskują szansę na lepsze życie.
– To są pieniądze Polsatu. Polsat wykłada pieniądze na te remonty i to emituje. Czytam komentarze, że to z "naszych pieniędzy". Jakich naszych? To są prywatne pieniądze stacji – przypomina gospodyni "Naszego nowego domu".
Jeśli MOPS zgłasza nam kogoś, to sprawdzamy, czy ta osoba jest wiarygodna. A jeśli nie, to szukamy gdzie indziej. Ale to nie jest tak, że my sobie pstrykamy palcem, że to jest jakaś loteria.