Okazuje się, że podczas zatrzymania Dorota "Doda" R. mogła liczyć na specjalne traktowanie przez policję. Czy to dzięki temu, iż ostatnio okazywała sporo sympatii rządzącym?
Okazuje się, że podczas zatrzymania Dorota "Doda" R. mogła liczyć na specjalne traktowanie przez policję. Czy to dzięki temu, iż ostatnio okazywała sporo sympatii rządzącym? Fot. Instagram.com/dodaqueen/

Pół Polski żyje dziś wydarzeniami w Sejmie i powracającą wojną o niezależność sądów, ale druga połowa z wypiekami szuka doniesień w zupełnie innej sprawie, w której również przewijają się organy ścigania i wymiar sprawiedliwości. Wielkie emocje wzbudza bowiem zatrzymanie słynnej polskiej piosenkarki Doroty "Dody" R. I bez wątpienia emocje te zostaną podsycone świeżymi przeciekami dotyczącymi zastanawiających okoliczności zatrzymania artystki.

REKLAMA
Jak informowaliśmy w naTemat, Dorota "Doda" R. została zatrzymana w związku z rzekomym wymuszeniem na jej byłym partnerze Emilu Haidarze ponad miliona złotych. Wcześniej w sprawie tej zatrzymany został Emil S., czyli obecny partner Doroty R., znany powszechnie jako producent hitowych filmów Patryka Vegi "Pitbull. Nowe porządki" i "Pitbull. Niebezpieczne kobiety".
Od kilku miesięcy w mediach pojawiały się oskarżenia, iż Dorota R. i Emil S. mieli zapłacić gangsterom 300 tys. zł, by wyłudzić od Emila Haidara milion złotych. Sprawa nabrała nieoczekiwanego zwrotu akcji na początku września, gdy Emil S. został zatrzymany. Obecnie przebywa już na wolności, bo wpłacił 100 tys. zł kaucji.
W rękach policji i prokuratury od kilku godzin jest teraz Dorota R. Pierwsze przecieki na temat okoliczności jej zatrzymania zdają się jednak sugerować, iż piosenkarka mogła liczyć na specjalne traktowanie przez służby. Co prawda policjanci do jej drzwi zapukali o "tradycyjnej" godz. 6:00, ale potem już nic typowego zatrzymania nie przypominało. Funkcjonariusze spędzili pod domem "Dody" aż cztery godziny.
Wszystko dlatego, że piosenkarka stawiała opór i nie wpuściła ich do domu. Dla każdego zwykłego obywatela takie zachowanie szybko skończyłoby się wyważeniem drzwi i "glebą". W przypadku Doroty R. policjanci grzecznie czekali jednak aż przyjedzie jej adwokat, a później jeszcze trochę czasu spędzili na negocjacjach.