Marek Migalski znany jest z kontrowersyjnych wypowiedzi. Tym razem, zdaniem większości komentujących jego słowa, grubo przesadził. Chociaż samej Grodzkiej Twitterowy wpis Migalskiego "nie rusza". – Ale trzeba na takie zachowania reagować – ocenia wiceprezes Kampanii Przeciwko Homofobii Mirosława Makuchowska.
Wpis Migalskiego, o którym pisaliśmy rano, został przez większość komentujących tę sprawę jednoznacznie uznany za obraźliwy. Chociaż niektórzy wskazują, że na takie słowa nie należy reagować, bo ich autorowi zależy tylko na rozgłosie. Czy pisanie "dlaczego Radwańska gra z amerykańskim Grodzkim" jest obraźliwe? Według naszych rozmówców – tak, ale głównie dla samego Migalskiego.
Twarda Grodzka
Samej zainteresowanej taka postawa europosła ani nie dziwi, ani nie zajmuje. – Mnie to nie rusza – zapewnia nas posłanka Ruchu Palikota. – Jestem przygotowana na to, że niektórzy ludzie będą się w ten sposób kompromitować. I bardzo podoba mi się, że
akurat Marek Migalski się tak skompromitował, niech robi tak dalej – dodaje z humorem Anna Grodzka, którą udało nam się złapać tuż przed jej powrotem do Polski z Londynu.
Dystans parlamentarzystki RP nie zmienia jednak faktu, że wpis Migalskiego zbyt elegancki nie był. – To na pewno jest obraźliwe, Migalski napisał "pan Grodzki". To celowe mylenie płci, mające podważyć kobiecość Anny Grodzkiej – przekonuje nas Mirosława Makuchowska, wiceszefowa KPH. – Ale najwyraźniej posłanka Grodzka już po prostu na to się uodporniła – ocenia.
Reagować trzeba
Mimo wszystko, nawet jeśli sama zainteresowania nie przejmuje się takimi opiniami, to należy reagować – twierdzi Makuchowska. – Taki język nie powinien pojawiać się w przestrzeni publicznej i żenujące jest, że takie słowa padają z ust osób publicznych – mówi nam wiceprezes KPH. – Ale na takie zachowania należy reagować, bo inaczej wrócimy do sytuacji sprzed 5-7 lat, kiedy taki język był na porządku dziennym. Teraz to się zmienia i idzie ku lepszemu – optymistycznie dodaje Makuchowska.
Nasza rozmówczyni wskazuje również, że obecność w parlamencie takich osób jak Anna Grodzka czy Robert Biedroń to "papierek lakmusowy". – Pokazuje to poziom świadomości naszych polityków – dowodzi Makuchowska. Jej zdaniem jednak, wcale nie oznacza to, że Migalski odzwierciedla sposób myślenia Polaków. – Jeśli chodzi o sprawy LGBT, to w naszym kraju jest coraz lepiej, ludzie mają coraz większą świadomość – podkreśla wiceprezes KPH.
Medialna żenada
Chociaż większość osób przyznaje, że Marek Migalski wykazał się nietaktem, to dla niektórych nie jest to powód do roztrząsania tej sprawy. – Każdy jest kowalem własnego
losu. A wpisy na Twitterze często powodują trzęsienie ziemi albo nawet koniec kariery. Ale każdy pisze to, co chce i potem sam ponosi za to odpowiedzialność – twierdzi Paweł Poncyljusz, jeden z liderów PJN.
– Dla mnie to temat zastępczy. Kto chce bić na alarm, niech bije, kto chce przestać przez to głosować, niech nie głosuje. Ale jeśli to największe problemy Polaków, to musimy być bardzo szczęśliwym krajem – zauważa Poncyljusz. Były poseł PiS zauważa jeszcze dwa inne przyczyny tego, że Polaków zajmuje Twitterowy wpis europosła. Albo nam się bardzo nudzi albo "ktoś to robi specjalnie, żeby przykryć realne problemy". – To, co napisał Migalski, nie ma żadnego wpływu na rzeczy ważne – podsumowuje Poncyljusz.
Rację przyznaje mu prof. Magdalena Środa. – To na pewno jest temat zastępczy – stwierdza prof. Środa. Przy czym upatruje innych motywów zachowania europosła, niż Paweł Poncyljusz. – Migalski staje na głowie i kombinuje co by tu zrobić, żeby znowu pojawić się w mediach. Niektórzy, żeby się pokazać, zdejmują ubrania, a on siedział, myślał, myślał, aż w końcu wymyślił coś takiego – mówi publicystka.
Kary nie będzie?
Prof. Środa ocenia, że wpis Migalskiego był obraźliwy – ale tylko dla niego samego, że "osiągnął taki poziom dna i żenady". – To szczyt jego inteligencji, intelektualny drapacz chmur – dodaje zupełnie bez uśmiechu znana działaczka feministyczna.
Niestety, nie udało nam się dowiedzieć, czy ta wypowiedź ujdzie w partii Markowi Migalskiemu na sucho. Szef PJN Paweł Kowal przyznał, że "coś tam słyszał", ale żeby zapytać później. Od tamtej pory jego telefon milczy.
Każdy kij ma dwa końce
To kolejny raz, gdy Polacy rozmawiają o jakości używanego w debacie publicznej języka. Wcześniej dyskusje o wolności słowa i granicach tej wolności wywołali Kuba Wojewódzki i Michał Figurski – na zdecydowanie większą skalę, niż teraz Migalski. Ale i zasięg ich słów był większy.
Warto jednak podkreślić, że niektórzy internauci bronią europosła PJN. Twierdzą przy tym, że jego przeciwnicy wykazują się hipokryzją, jeśli chodzi o niesmaczne żarty. Takie zdanie wyraził jeden z komentujących nasz tekst, użytkownik Paweł Majewski: "Lewacka poprawność polityczna. Kościół, prawicę, katolików, Radio Maryja można obrażać do woli i nikt z salonu nie reaguje, ale jak ktoś sobie zażartuje z Grodzkiej to wielkie halo…".
Patrząc jednak na inne komentarze internautów, wielkie halo warto robić. Bo coraz rzadziej Polacy zgadzają się na język niechęci, nienawiści i wzajemnych obelg – niezależne od tego, z której strony politycznej sceny one padają.