
Najpierw Jarosław Kaczyński, znany ze swej miłości do zwierząt, wystąpił w spocie fundacji Viva!. Na tle biało-czerwonych flag prawił o tym, że zakaz hodowli zwierząt futerkowych w Polsce "to przede wszystkim kwestia stosunku do zwierząt, serca do zwierząt i litości dla nich". – Sądzę, że każdy porządny człowiek powinien coś takiego w sobie mieć – stwierdził prezes PiS. Przyznał, że spodziewa się ataków, ale ma nadzieję, że "nasza partia, która ma większość" poprze zmiany. Wskazał też na punkt wspólny z Platformą Obywatelską.
Wiem jedno: kiedyś w Platformie Obywatelskiej było wielu obrońców zwierząt i akurat ta cecha tej partii, może jedyna, która mi się podobała, jak jest dzisiaj nie wiem. Mam nadzieję jednak, że większość tych obrońców zwierząt będzie w stanie powiedzieć tutaj "tak", mimo że kierownictwo partii będzie naciskało w drugą stronę.
Posłowie partii rządzącej na temat konfliktu wewnątrz partii, jaki spowodował projekt ustawy o ochronie zwierząt, wypowiadają się bardzo dyplomatycznie: – Starć nie ma, ale są różnice zdań. Są koledzy, którzy mają wiele obaw, ale łączy nas zrozumienie innych fragmentów tej ustawy. Futerka są jedyną ze spraw, które nas dzielą – odpowiada poseł PiS Tadeusz Cymański. – Dyskusja na temat tej ustawy w PiS trwa – mówi nam Joanna Lichocka, posłanka PiS.
Obok miłośników zwierząt i zwolenników wprowadzenia rygorystycznej i rewolucyjnej ustawy o ich ochronie, są ci, którzy patrzą nieco bardziej pragmatycznie i w obronę biorą producentów, rolników. Zdecydowanie najbardziej posłów PiS podzielił zapis projektu ustawy o zakazie hodowli zwierząt na futra. Przedstawiciele tej branży biją na alarm i wyliczają, jakie straty poniosą. Oświadczenie w tej sprawie wystosowała m.in. Polska Branża Hodowców Zwierząt Futerkowych. A na potwierdzenie, że jest przykładem "sukcesu polskiego rolnictwa" podała twarde dane: roczny udział tej branży w PKB wynosi aż 1,5 mld zł. Hodowcy przynajmniej do tej pory mogli liczyć na wsparcie ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela. Ten już wiosną wydał komunikat, w którym udzielił im wsparcia. Jego z kolei poparł m.in. wicepremier Mateusz Morawiecki. Przyznał, że hodowla zwierząt futerkowych w Polsce odgrywa "ważną rolę jako ogniwo obszaru produkcji zwierzęcej". Dalej wyliczał, że: zapewnia miejsca pracy, jest źródłem dochodów dla hodowców i ich rodzin.
Problem jest jeszcze większy, bo to nie tylko zwierzęta futerkowe, jest cały przemysł futrzarski. Ale przede wszystkim - odpady poubojowe, drobiarskie, co z nimi zrobimy? Firmy utylizacyjne musiałyby to robić, a to podniesie koszty. Podrożeje drób i odczują to wszyscy Polacy. To uruchamia efekt domina.
Bardzo się dziwię, że człowiek z obozu prawicowego tak lekką ręką chce tę empatię, sympatię i opiekuńczość wobec zwierząt, która wynika również z Pisma Świętego, oddać to lewicy. Ja na jego miejscu poważnie bym się zastanowił.
"Będzie bój!"
Wśród polityków PiS toczy się burzliwa dyskusja na temat ustawy, która jest tak bliska prezesowi. Politycy partii rządzącej przerzucają się argumentami, każda ze stron ma swoje racje: jedni bronią zwierząt, inni w obronę biorą rolników czy producentów skór futerkowych.
Chodzi o to, by w Polsce działało prawo, które chroni zwierzęta przed barbarzyńskim zachowaniem. Ale z mojego punktu widzenia hodowla norek to także temat społeczny. Pochodzę z południowej Wielkopolski, gdzie tych ferm jest ponad 250. Od samego początku kadencji spotykałam się z wieloma głosami na temat uciążliwości tych hodowli. To potężny problem dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi, którzy muszą mieszkać w smrodzie, w towarzystwie wielkich hodowli, które m.in. zatruwają wody gruntowe. W imieniu moich wyborców muszę się odpowiedzieć za tym zakazem. Ten w krajach Europy Zachodniej jest wprowadzany nie tylko ze względu na prawa tych obdzieranych ze skóry norek, ale też dlatego, że to niesłychanie uciążliwe dla społeczności lokalnych.