Nowy sezon The Grand Tour trochę przypomina wizytę na imieninach u cioci. Dobrze wiecie, czego się spodziewać, i jeśli tylko po drodze wam z takimi zabawami, to będziecie bawić się świetnie. I rzeczywiście: pierwszy epizod drugiego sezonu w swojej poetyce zupełnie nie odbiega od tego, do czego Clarkson i spółka nas przyzwyczaili. Czyli jest na bardzo wysokim poziomie, ale nie liczcie na zaskoczenie.
To oczywiście nie musi być wada, ale taki właśnie jest drugi sezon The Grand Tour. W pewnym sensie przewidywalny do bólu, ale jeśli tylko nie znudziły wam się te dowcipy, wciąż cholernie zabawny. A po sobie i po wielu znajomych wiem, że dokładnie tak jest. Clarkson, May i Hammond zrobili bowiem na potrzeby drugiego sezonu to, co robią najlepiej: wyciągnęli z Amazona wielki worek ze studolarówkami, rozcięli go, zajrzeli do środka i... Uznali, że to zdecydowanie za mało. Skołowali jeszcze kilka worków i wzięli się do roboty.
Pierwszy odcinek miałem okazję obejrzeć w Londynie na przedpremierowym pokazie dla prasy. I żeby nie spojlerować zbytnio, zdradzę tylko kilka szczegółów. Wzorem pierwszego sezonu znowu zwiedzimy praktycznie cały glob. Pierwszy odcinek nakręcono w szwajcarskich Alpach, gdzie zmierzyły się ze sobą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Silnik spalinowy, hybryda i całkowity elektryk. Lamborghini Aventador, Honda NSX oraz Rimac Concept One.
W charakterystycznym stylu dla całej trójki praktycznie zabrakło jakichkolwiek wniosków, za to było dużo śmiechu i radości. Plus trochę strat, a wszystko przy nieprawdopodobnych ujęciach i w pięknych okolicznościach przyrody (lub cywilizacji). Warto odnotować, że panowie z roku na rok wyglądają na coraz starszych. Wiek widać zwłaszcza po Mayu, co mi się od razu rzuciło w oczy w czasie projekcji, ale i Clarkson ma swoje lata. Jedynie Hammond jeszcze się trzyma.
Zapewne z powodu przybywających lat panowie wyjątkowo chętnie żartowali ze swojego stanu zdrowia. I to w sumie jest jednak jakaś nowość dla osób przyzwyczajonych, że panowie dowcipkują głównie z rowerzystów i piłkarzy Premier League.
Wiek panów zszedł jednak na drugi plan, kiedy w namiocie (od tego sezonu zawsze w Anglii, a nie dookoła świata) pojawił się David Hasselhoff. Niesamowicie się zestarzał, jeśli pamiętacie go głównie ze "Słonecznego Patrolu". Ale tak jak przyznał w pierwszym odcinku sam Clarkson, idea Celebrity Braincrash (jeśli oglądacie, to wiecie o co chodzi, a jeśli nie to naprawdę szkoda czasu na gadanie) została fatalnie odebrana przez fanów serii. W tym przeze mnie, więc dobrze, że tym razem nikt się nie topi w Tamizie, a możemy posłuchać kogoś, kto ma coś do powiedzenia.
Dyskusje wydają się odczuwalne krótsze niż dawniej w Top Gear, ale przynajmniej nie ma przynudzania. Pojawił się także nowy tor dla gości. Co się stało z Eboladrome? Na razie nie wiadomo, ale z programu zniknął także irytujący wielu amerykański kierowca testowy. Duży plus.
Co istotne, tuż przed premierową projekcją twórcy show tłumaczyli, że ciągle szukają swojej idealnej formuły. To widać. Zmiany, które zaserwowano fanom, to w dużej mierze reakcja na ich feedback. To dobrze wróży na przyszłość. Daje też nadzieję, że kolejne odcinki będą jeszcze ciekawsze niż pierwszy, choć już było nieźle. Gag z sałatą na śniadanie był uroczy.
Dla kogo jest więc nowy The Grand Tour? Przede wszystkim dla fanów serii. I mam tu na myśli nie tylko pierwszy sezon hitu Amazona, ale także Top Gear z czasów prowadzącej trójki. Konwencja jest bowiem zupełnie taka sama jak zawsze. Nie ma tu powiewu świeżości, ale z drugiej strony wiele osób go nie oczekiwało. Ja nie.
Konwencja jest zgrana do tego stopnia, że Hammond na koniec pierwszego odcinka... Znowu ma wypadek. I choć w sieci się o tym trąbi od kilku miesięcy, sam śmiałem się, że to musiało zostać sfingowane, bo ile razy można mieć kraksę. Przestałem się śmiać, kiedy w drodze powrotnej do hotelu z seansu... Sam miałem wypadek. Dlatego też tekst nie pojawił się tuż po zniesieniu embargo – pół nocy spędziłem w ambulansie. Ale mogę chociaż ironicznie mówić, że miałem "full The Grand Tour experience".
Ogółem jeśli lubicie ten angielski humor i prowadzących, a do tego lubicie popatrzeć na auta, na które większości z nas nie stać – macie zajęcie na piątkowy wieczór. Pierwszy odcinek nowego sezonu jest dostępny od kilku godzin w Amazon Prime, co tydzień będzie nowy.