
Reklama.
Dziennikarze "Super Expressu" podliczyli, ile wszyscy ministrowie w poprzednim rządzie przeznaczyli na premie i dodatki, które porozdawali urzędnikom pracującym w ministerstwach. Oczywiście nie wszystkim, ale tym, którzy w jakiś sposób mieli dostęp do ucha swojego szefa. 200 milionów złotych – tyle z publicznej kasy poszło na urzędnicze bonifikaty. Najbardziej "zaszalał" minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki. W Ministerstwie Finansów urzędnikom różnych szczebli rozdano 71 milionów złotych. Na pytania tabloidu o to, czym zasłużono sobie na takie sowite nagrody, resort odpowiada, że "istnieje ustawowy obowiązek utworzenia funduszu nagród. Za co dokładnie pieniądze przyznano, nie wiadomo.
Trochę mniej wyrozumiały był Witold Waszczykowski. Ale tylko trochę. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych przez dwa lata na nagrody poszło prawie 60 mln złotych. Za co? "Za szczególne osiągnięcia w pracy zawodowej" – twierdzi biuro prasowe ministerstwa. A to nie koniec, bo nie ma jeszcze informacji, jak sprawa nagród wygląda w Ministerstwie Kultury i w resorcie Antoniego Macierewicza. Trzeba jednak przyznać, że są czasami bardziej sensowne wytłumaczenia powodów przyznawania dodatkowych pieniędzy. Na przykład resort rodziny nagrody tłumaczy ciężką pracą nad programem 500+, a MEN przygotowaniami kontrowersyjnej reformy oświaty. Jakie były wyniki tych prac to już zupełnie inna kwestia.
źródło: se.pl