"Do Rzeczy": Bartłomiej Misiewicz stracił prawo jazdy na 3 miesiące.
"Do Rzeczy": Bartłomiej Misiewicz stracił prawo jazdy na 3 miesiące. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Dopóki przysługiwało służbowe auto z ministerialnym kierowcą, Bartłomiej Misiewicz mógł gnać przez miasto niczym karetka. Ale to się skończyło – były rzecznik MON i dyrektor gabinetu politycznego Antoniego Macierewicza dostał nauczkę, że co bezkarnie uchodzi, gdy jest się członkiem obozu władzy, to później już niekoniecznie.

REKLAMA
"Drogówka była bezlitosna" – pisze dziś tygodnik "Do Rzeczy" w rubryce prowadzonej przez "dwóch panów G.", czyli Cezarego Gmyza i Piotra Goćka, gdzie Bartłomiej Misiewicz nazywany jest czule ksywką "Haribo". Jak donoszą publicyści, Misiewicz został przyłapany przez policję na zdecydowanie zbyt szybkiej jeździe.

"Haribo stracił prawko na trzy miesiące, zabulił pińcet i zarobił 10 punktów karnych"

"Do Rzeczy"
"Wiedzieliśmy, iż lubi się zabawić, ale nie wiedzieliśmy, że lubi też depnąć" – stwierdzają "dwaj panowie G.".
Zamiłowanie do "depnięcia" Bartłomiej Misiewicz miał prawo wynieść z ministerstwa obrony – nie jest tajemnicą, że szef resortu z kierowcą, słynnym panem Kazimierzem, potrafił pokonać trasę Warszawa - Toruń i Toruń - Warszawa z prędkością błyskawicy. Sam były rzecznik zaś – gdy w Elblągu poczuł głód i nie chciało mu się czekać na czerwonym świetle – do McDonalds'a pognał... na sygnale.
źródło: dorzeczy.pl