
Reklama.
– Wczoraj wieczorem zwróciła się do mnie rodzina jednej z dziewczynek. Przysłała mi trzy zdjęcia – tłumaczy Krzysztof Jackowski na opublikowanym niedawno nagraniu. Rodzina wysłała mu fotografię z nadzieją, że dziewczyny wciąż żyją i tylko uciekły na imprezę. Jasnowidz nie miał jednak dobrych informacji – Kiedy przyjrzałem się tym zdjęciom, doznałem przygnębienia – zdradza.
Jackowski wspomina, iż szybko nabrał przekonania, że coś strasznego się stało. Ujrzał, iż dziewczyny jechały wzdłuż rzeki polną drogą. Widział też, że podróżujący byli ściśnięci w małym aucie, które nagle podbiło na wyboju. Następnie Jackowski wydrukował mapę z okolic, którymi przepływa Wisłok i zaznaczył kilka punktów na mapie, którą wysłał rodzinie.
Rano bliscy zaginionych wraz z policjantami i strażakami poszli na miejsce. Nawet wówczas mieli nadzieje, że jasnowidz się myli. – Właściwie te poszukiwania zaczęły się w tym rejonie, bo wskazałem to miejsce – przekonuje jasnowidz. Przyznaje co prawda, że pomylił się o... 180 metrów. – Proszę sobie wyobrazić, co ja czułem wieczorem. Kiedy mówiłem matce i ojcu, że oni nie żyją – stwierdza.
W wodach Wisłoka śmierć poniosło pięć osób. Oprócz wspomnianych dziewczyn, zginęli także kierowca i pasażer daewoo tico. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci było utonięcie. Auto prawdopodobnie wcześniej dachowało.