Wydawało się, że w ostatnich dniach turyści nad Morskim Okiem wyczerpali limit na przygody, o których głośno było na całą Polskę. Okazuje się, że to jeszcze nie koniec. "Tygodnik Podhalański" informuje o jeszcze jednym zdarzeniu, które miało miejsce po północy tuż przed budynkiem samego schroniska.
Najpierw grupa około 50 turystów za późno zorientowała się, że po godzinie 16-ej robi się ciemno i zaalarmowała służby, że nie może samodzielnie zejść drogą do Palenicy Białczańskiej. Schronisko nad Morskim Okiem wywiesiło wtedy komunikaty, przypominające turystom, że po zmroku robi się ciemno.
Kilka dni później na drodze z Morskiego Oka doszło do dantejskich scen. Gdy pracownik Tatrzańskiego Parku Narodowego poinformował, że z Włosienicy będzie mogło zjechać tylko 200 turystów, bo dla pozostałych zabraknie sań, turyści wpadli we wściekłość. Na sanie czekało około 300 osób, niektórzy byli pod wpływem alkoholu. – To skandal! Jak mieliśmy się dostać do Palenicy Białczańskiej, gdzie zostawiliśmy samochód? – pytała jedna z turystek. Tu pisaliśmy o tym więcej.
Kilka godzin później "Tygodnik Podhalański" podaje, że w nocy pod schronisko podjechał samochód – jak można się tylko domyślać, nielegalnie wjechał na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego.
"Kamery Tatrzańskiego Parku Narodowego monitorujące drogę do Morskiego Oka nagrały przejazd samochodu marki Audi na śląskich numerach rejestracyjnych. Samochód podjechał pod schronisko nad Morskim Okiem, gdzie doszło do bijatyki" – czytamy. Pracownik schroniska powiadomił odpowiednie służby. Na pomoc ruszyli policjanci z Bukowiny Tatrzańskiej – czwórkę mężczyzn, którzy zdążyli już odjechać, zatrzymali po drodze. "Jeden z mężczyzn, 29-letni mieszkaniec województwa śląskiego był poszukiwany. Ma na koncie karę więzienia, do odsiadki 9 miesięcy pozbawienia wolności" – powiedziała tp24.pl Agnieszka Szopińska, rzecznik prasowy zakopiańskiej policji.