Z reguły kojarzył się z aktorstwem na poziomie. I tak pewnie będzie dalej, ale cztery miliony Polaków zobaczyły go w bezlitośnie wyśmiewanej "Koronie Królów". Robert Gonera wystąpił w nowej "superprodukcji" Telewizji Polskiej w roli arcybiskupa Jana Grota. Widzów - delikatnie rzecz ujmując – nie porwał. Z drugiej strony akurat jemu trudno się dziwić, że na propozycję występu przystał.
"Nie zauważyłem, kiedy Robert Gonera z jednego z moich ulubionych aktorów stał się memem" – napisał na Twitterze znany dziennikarz sportowy Przemysław Rudzki. A do samego wpisu dorzucił zdjęcie Gonery w charakteryzacji z planu "Korony Królów".
"Tak dobrze szło mi niewidzenie tego, aż tu nagle ten tweet i całe starania na marne” – pada w odpowiedzi. Występ Gonery w nowej telenoweli telewizyjnej Jedynki jest szeroko komentowany w sieci.
I rzeczywiście, Gonera w całym towarzystwie to chyba aktor najbardziej uznany. Jego rola w tej telenoweli dla wielu Polaków to zupełne zaskoczenie. Gonera gra Jana Grota. W momencie serialowej akcji to biskup krakowski. Historycznie był to zdeklarowany przeciwnik króla Kazimierza Wielkiego i już w serialu widać to w pierwszej scenie, w której Gonera w ogóle się odzywa. Biskup "namierza wzrokiem" Aldonę Giedyminównę, pierwszą żonę przyszłego króla Kazimierza Wielkiego.
Biskup pewnie się w grobie przewraca
Widzowie błyskawicznie wytknęli aktorowi, że swoim występem wpisał się w "klimat" produkcji. A jak pisaliśmy w naTemat, dwa premierowe odcinki "Korony Królów" zebrały w sieci olbrzymie cięgi. "Gonera już z wyglądu fail", "Gonera w peruce świński blond, brew kruczo-czarna" – komentują internauci w sieci.
Charakteryzację i kostiumy trzeba jednak aktorowi wybaczyć – nie on za nie odpowiadał, choć rzeczywiście swoim wyglądem wpisał się w ogólny "plastikowy" wydźwięk produkcji. W końcu od wczoraj trwa kpina z samych koron, które wyglądają po prostu na zrobione z tworzywa sztucznego.
I o ile sam się z pierwszych dwóch odcinków nabijałem, to muszę oddać: sama dyskusja biskupa z Aldoną nie była może porywająca, ale na tle całego serialu koniec końców nie była najgorsza. A zważywszy na historyczny kontekst fabuły można się spodziewać, że to dopiero wstęp do ważnego wątku rywalizacji biskupa z nowym królem. Gonerę w serialu widzimy bowiem po zakończeniu dwuletniej wyprawy wojennej, w trakcie której król Władysław Łokietek razem z synem Kazimierzem wojowali z książętami śląskimi i mazowieckimi, których to uprzednio zhołdował sobie król czeski.
Gonera miga więc widzom najpierw w trakcie nabożeństwa, a potem na balu, gdzie zresztą biskup przysiada się do wspomnianej już Aldony. I zaczyna się dyskusja, która zapowiada przyszłe niesnaski.
Kością niezgody jest epizod, do którego dochodzi w Kościanie. – A gdzie król, czy z synem szykuje nową wojnę? – pyta ironicznie duchowny grany przez Gonerę. – Biskup krakowski powinien chyba wiedzieć najlepiej – odpowiada mu z przekąsem Aldona. – Nie słuchają biskupa. Twój mąż wymordował w Kościanie ponad stu ludzi. Król zabronił, a on poszedł z Węgrami i wybił ich w pień. Rycerzy, Ślązaków, Czechów, Niemców, nikogo nie oszczędził. Szlachciców wyrżnął jak bydło. I co? Skarbiec miejski był pusty. Cóż to za zwycięstwo – kontynuuje biskup.
Aldona wtedy podnosi się i stwierdza, że idzie zatańczyć. – Bawi cię śmierć ludzi? – pyta Jan Grot. – Mierzi mnie twoja obłuda – ucina Aldona.
To jedyna scena w drugim odcinku, w której Gonera cokolwiek mówi. I choć internauci się śmieją, na tle ogólnego poziomu serialu wcale nie wypada tak źle. Co zresztą ułatwili mu scenarzyści, bo Gonera nawet pomimo absurdalnej peruki nie jest tak przerysowany jak Wiesław Wójcik, który w roli Władysława Łokietka wygląda jak żywcem zdjęty z "Pocztu królów i książąt polskich" Matejki.
Trudno też przerżnąć taką "rywalizację" z granym przez Mateusza Króla Kazimierzem, który pod koniec pierwszego odcinka mówi do Aldony "Chcę, żebyś dała mi syna. Następcę". Aldona (Marta Bryła) odpowiada: "To zawitaj dziś do mojego łoża. Nie było cię dwa lata". Serio?
Inni mogli, on musiał
Żarty na bok, ale skąd tam się wziął Gonera? Internauci zastanawiają się, dlaczego Gonera – aktor przecież uznany – skończył w takiej produkcji. "Najbardziej kojarzy mi się z filmem 'Samowolka', choć zagrał wiele ciekawych ról" – pisze jeden z internautów.
I rzeczywiście, Gonera kojarzy się z całkiem dobrym aktorstwem. Pamiętany jest jeszcze z lat 90. Za bardzo dobre role w "Długu" (za ten film otrzymał nawet dwie nagrody) i "Samowolce". W sumie na koncie ma kilkadziesiąt ról filmowych i serialowych, widzieliśmy go m.in. w "Przedwiośniu" czy "Czasie honoru". Wystąpił też w bardzo chwalonym pierwszym sezonie "Belfra".
Rzecz w tym, że Gonera najpewniej wyboru nie miał, a rola w "Koronie Królów" spadła mu z nieba. Bo ostatni czas był dla aktora trudny: rozwód z drugą żoną, sądowa batalia o dzieci, załamanie nerwowe, wreszcie poważne problemy finansowe. W efekcie przez pewien czas aktor nawet nie miał gdzie mieszkać, krążyły pogłoski o tym, że żyje w samochodzie. Finansową płynność odzyskał dopiero po wyjeździe do Niemiec. Dlatego nie ma co się dziwić, że gra w "Koronie Królów". Na ambitniejsze role jeszcze przyjdzie czas.
Aktor nie chciał na gorąco komentować w rozmowie z naTemat nowego serialu TVP. Poprosił o uprzedni kontakt ze swoją agentką.