
Mamy powód do dumy i głośno trzeba o tym mówić. Zakrzyczeć ten hejt i jad, który leje się w sieci, te wszystkie słowa, jak bardzo "nie rozumiem, po co oni łażą w te góry". Niech łażą, jeśli chcą. I niech pokazują światu, że polscy himalaiści mają moc, jakiej żaden inny naród – na przestrzeni lat – zimą nie pokazał. Słyszeliście określenie "lodowi wojownicy", które nie raz padało pod adresem ekipy ratującej Francuzkę? To nie przypadek. Lata temu taki 'nick' wymyślono właśnie dla polskich himalaistów. I nie przez przypadek światowe media piszą teraz o nich: elita.
Żadna ekipa na świecie nie ma koncie tylu pierwszych wejść zimą na ośmiotysięczniki, co polskie ekipy. W latach 80. inni himalaiści przecierali oczy ze zdumienia, patrząc na to, co Polacy wyprawiają. W ciągu ośmiu lat, jeden za drugim, zdobyli połowę szczytów z 14!. "Zimowa wspinaczka wysokogórska była mitem i czymś niemożliwym, zanim Polacy nie zdobyli paru himalajskich szczytów w latach 80." – tak pisze o polskich wojownikach serwis Altitude Pakistan, poświęcony wspinaczkom w Himalajach i Karakorum. Świat dosłownie wtedy zamurowało.
"Ten nieprawdopodobny wyczyn był szokujący i od tej pory zimowa wspinaczka wysokogórska wyłącznie była kojarzona z polskimi himalaistami: Jerzym Kukuczką, Krzysztofem Wielickim, Wandą Rutkiewicz, Ryszardem Gajewskim, Maciejem Pawłowskim, Leszkiem Cichym, Wojtkiem Kurtyką, Maciejem Berbeką i Arturem Hajzerem. Ci twardzi wspinacze zostali nazwani przez wspinaczkowy świat Lodowymi Wojownikami".
Ale potem, gdy od 2005 roku Polacy znów – jako pierwsi – zaczęli zdobywać ośmiotysięczniki zimą, powitano ich z uznaniem. "Lata 80. dawno minęły, ale dusza wojownika nigdy nie umiera. Ci, którzy 20 lat wcześniej zapisali się na najwspanialszych kartach wspinaczkowej historii, wciąż nie odpuszczają. Lodowi wojownicy się nie poddają" – to fragment z bloga himalman.wordpress.com poświęconego wyprawom na ośmiotysięczniki.
Dlaczego Polacy? Dlaczego nie Czesi, Słowacy, Austriacy, Niemcy? Oni też mają wysokie góry, mają gdzie trenować, a nie ma ich w żadnym zestawieniu pierwszych, zimowych, zdobywców ośmiotysięczników. A Polacy – jak tłumaczono na Zachodzie – stłamszeni przez komunizm – szli w góry szukać wolności. Gdy w latach 50-60. inni latem wspinali się w Himalajach, oni nie mogli dołączać do międzynarodowych ekip. Chodzili po Tatrach, które zaczynały być "za małe". Zaczęli chodzić zimą, by – jak pisze Altitude Pakistan – było trudniej.
"Od końca lat 60. konsekwentnie walczył o to, by polscy alpiniści mogli atakować najwyższe szczyty świata - w Himalajach i Karakorum. Był pomysłodawcą i kierownikiem pierwszej znaczącej powojennej wyprawy polskiej w Karakorum, która w 1971 r. za cel obrała Kunyang Chhish (7852 m.). (...) Był to podówczas polski rekord wysokości w alpiniźmie. (...) Uznał, że areną, na której w latach 70.i 80. można odnosić sukcesy na skalę światową - jest zimowy himalaizm. I w tej właśnie dziedzinie Polska stała się - dzięki Zawadzie - światową potęgą, a polski alpinizm wszedł na trwałe (i to na czołowym miejscu) do historii podboju gór wysokich". Czytaj więcej
Jedni grają piłkę, inni w tenisa, jeszcze inni pokonują kilometry w basenach albo szaleją na torach wyścigowych. Nikt nie pyta, czy to bezpieczne, czy ma sens, po co to robią. A oni wybrali góry i nikt nie powinien tego osądzać. Wtedy, w latach 80. nie było nawet takich możliwości, jak dziś, ale mieli moc, która pchała do przodu.
"Wielicki na przykład nosił okulary spawalnicze ponieważ nie miał gogli. Wiele elementów uprzęży szyli samodzielnie. Nie przeszkodziło to jednak w osiągnięciu sukcesu. Na szczycie zdobywcy znaleźli notatkę pozostawioną przez ostatniego zdobywcę Czomolungmy latem 1979 roku, Raya Geneta, a sami pozostawili różaniec od Jana Pawła II oraz drewniany krzyżyk". Czytaj więcej
