Czy Episkopat powinien zabrać głos w sprawie fali antysemityzmu, jaka wylała się na polskiej prawicy po skrytykowaniu przez Izrael zapisów nowej ustawy o IPN? – Być może cała sytuacja spowoduje, że doczekamy się głosu Kościoła, który podejmie się oceny obecnych stosunków chrześcijańsko-żydowskich. Może ludzie usłyszą z ambon, że dzisiaj głoszenie antysemickich haseł jest głęboko niechrześcijańskie, nieewangeliczne i niegodne bycia katolikiem? – zastanawia się w rozmowie z naTemat prof. Stanisław Obirek, teolog i były jezuita, który naukowo zajmował się m.in dialogiem międzyreligijnym i konsekwencjami Holokaustu. Ale sam w to wątpi.
Nie brakuje Panu głosu Episkopatu w sprawie tych kipiących agresją, nacjonalistycznych i antysemickich emocji, które wyzwolił dyplomatyczny konflikt między Polską a Izraelem wokół nowelizacji ustawy o IPN?
Prof. Stanisław Obirek: Rozmawiamy trzy dni po rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau, po Międzynarodowym Dniu Pamięci o Ofiarach Holocaustu. Pani ambasador Izraela Anna Azari w Oświęcimiu w obozie ustosunkowała się do znowelizowanej przez Sejm ustawy o IPN i wskazała, co niepokoi jej rodaków. Potem ruszyła ta lawina oświadczeń, zaproszeń na spotkania, także te na najwyższym szczeblu. Sądzę, że to jest zbyt świeża sprawa, żeby Episkopat miał szanse się wypowiedzieć na ten temat, bo sytuacja jest dynamiczna.
Ale zostawmy tą sferę polityczną czy dyplomatyczną. Bardzo niepokojące są echa tego konfliktu. W mediach pojawiają się jakieś kalki jakby żywcem przeniesione z marca 1968 roku, budzone są znowu demony antysemityzmu. Znani dziennikarze używają retoryki, która woła o pomstę do nieba. Wylało się jakieś nacjonalistyczne szambo. Może Episkopat mógłby to jakoś uspokoić?
Wiara w siłę takiego głosu zakłada zbytni optymizm. Publiczne wypowiedzi takich dziennikarzy jak pan Ziemkiewicz, pan Wolski czy pan Nisztor nie są odosobnione. W komentarzach pod artykułami w prawicowych mediach retoryka wyraźnie antysemicka pojawiła się już kilka lat temu. W tej chwili obserwujemy tylko wzmożony przejaw tego zjawiska. Te asocjacje, czy skojarzenia z marcem 68 roku są rzeczywiście widoczne. Prof. Michał Głowiński w swoich tekstach dotyczących marcowej nowomowy podawał przykłady wystąpień Gomułki i jego ideologów np. Andrzeja Werblana.
To zaskakujące, że dzisiejsza radykalna prawica używa tego samego języka co moczarowcy w 68. Dzisiaj też prawicowi publicyści wskazują, że to "Żydzi są wszystkiemu winni". Po 50 latach mamy powtórkę z historii, choć często groteskową. Wtedy była przynajmniej w Polsce garstka Żydów, 40 tysięcy, które zostały zmuszone do wyjazdu z Polski. Dzisiaj trwa walka raczej z jakimś "Żydem wyobrażonym". I emocjonalnie i społecznie jest to jednak bardzo niebezpieczne, bo znowu polaryzuje społeczeństwo. Dokonuje się tej polaryzacji grając na najniższych instynktach. Kto nie podziela tych emocji jest stygmatyzowany jako nie Polak, nie patriota. Odpowiedzialni za uruchomienie tych emocji są jednak politycy. Nie można dekretować nauki i badań historycznych ustawami.
Bo w tle tej awantury majaczy nieprzepracowana trudna historia stosunków polsko- żydowskich, pojawiają się echa pogromu w Jedwabnem.
Tak, nie zostało to przepracowane, ale kompulsywne wracanie do traum z przeszłości nie tylko nie sprzyja rozwiązywaniu problemów, ale je potęguje. My oczywiście myślimy o Jedwabnem, o Janie Tomaszu Grossie i jego książkach, ale to się przecież zaczęło od nieprzepracowanego tekstu nieżyjącego Jana Błońskiego "Biedni Polacy patrzą na getto”. Były teksty także już nieżyjącego ks. Stanisława Musiała, np. "Czarne jest czarne”, który próbował zwracać uwagę na szkodliwość antysemityzmu w Kościele z jego wnętrza. Nie zostało to przetrawione.
Ale wydawało się, że coś się zmienia. Pół roku temu biskup Rafał Markowski, przewodniczący Rady ds. Dialogu Religijnego i Komitetu ds. Dialogu z Judaizmem, przepraszał za Jedwabne i mówił o antysemityzmie. Choć już wtedy był mocno krytykowany przez prawicowych publicystów.
– Oczywiście, pamiętam to wystąpienie. Ono było bardzo spontaniczne, poruszające. Pojawiają się takie ważne gesty. Podczas kolejnych rocznic pogromu w Jedwabnem w uroczystościach biorą udział księża Boniecki czy Lemański. Coraz więcej biskupów mówi o udziale Polaków w tym mordzie. Być może więc ten niefortunny, niemądry zapis w ustawie o IPN, który zirytował Izrael, zostanie zmieniony albo wręcz odwrócony jako niepotrzebnie jątrzący. I ta cała sytuacja spowoduje, że doczekamy się głosu Kościoła, który podejmie się oceny obecnych stosunków chrześcijańsko-żydowskich. Może ludzie usłyszą z ambon, że dzisiaj głoszenie antysemickich haseł jest głęboko niechrześcijańskie, nieewangeliczne i niegodne bycia katolikiem. Być może rzeczywiście biskupi powinni zabrać głos i napisać coś sensownego.
Po drugiej stronie też się pojawiają głosy bardzo skrajne, bardzo krzywdzące dla Polaków.
Ważny izraelski polityk Jair Lapid uporczywie wraca do tego, że jego rodzina zginęła w Holocauście, więc on wie, ze były "polskie obozy", powtarza że naziści mogli liczyć na współpracę polskiego społeczeństwa. I nikt go nie będzie pouczał. Te ekstremalne głosy dolewają tylko oliwy do ognia i dają paliwo prawicowym radykałom w Polsce. Ale ja bym tutaj symetrii nie wprowadzał.
Biskup Pieronek powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej”, że cały świat widzi, że w Polsce rodzi się faszyzm.
Od początku rządów PiS bp. Pieronek mówił o pokusie autorytaryzmu ze strony rządzących. Ale jego głos trzeba odbierać w kontekście zatroskania o brunatnienie sceny politycznej w Polsce. I jest to uzasadnione. Bo te faszyzujące organizacje są coraz bardziej aktywne i widoczne. Myślę, że w tej gorącej atmosferze nie powinniśmy jednak generalizować. Być może są grupy ośmielone brakiem zdecydowanych działań ze strony organów ścigania, które poczuły wiatr w żaglach i głośniej te swoje nacjonalistyczne czy wręcz faszystowskie hasła deklarują.
Ale nawet po rozmowach ze swoimi studentami czuję, że rośnie też opór przeciwko tego typu postawom. Jesteśmy w momencie podgrzania atmosfery publicystycznej i rozmów polsko-polskich, a więc lepiej te emocje uspokajać na wzburzonych falach. Należy dać ekspertom z takich organizacji jak Centrum Badań nad Holokaustem, czy historykom zajmującym się tym okresem, więcej przestrzeni. Bo tu chodzi nie tylko o stosunki polsko-żydowskie, ale także te polsko-ukraińskie.
Cierpi na tym wizerunek Polski w świecie, znowu wbrew intencjom rządu na świecie dorabiają nam gęby szmalcowników, antysemitów, ksenofobów.
To jest bardzo niefortunne, bo lata żmudnej pracy, którą wykonywaliśmy wchodząc w struktury UE, biorą w łeb i zaczynamy być takimi warchołami Europy. Pod koniec XVII wieku nikt nas nie najechał, tylko my sami poprosiliśmy ościenne mocarstw, żeby zrobiły porządek, bo sami sobie nie dajemy rady. Warto wprowadzać takie historiozoficzne myślenie, że nikt nie dybie na nas, tylko sami się niszczymy i kalamy swoje gniazdo.