W tle dyplomatycznego sporu między Polską a Izraelem w sprawie nowelizacji ustawy o IPN pojawia się kwestia reprywatyzacji, która za chwilę stanie się zapewne jeszcze bardziej nabrzmiałym problemem w dwustronnych relacjach. Ambasador Izraela Anna Azari potwierdziła, że jej kraj ma zastrzeżenie także do tej ustawy. A chodzi o roszczenia dawnych żydowskich właścicieli nieruchomości liczone w dziesiątkach miliardów dolarów.
Politycy PiS, prawicowi publicyści oraz wielu ekspertów jest przekonanych, że izraelskiemu rządowi Benjamina Netanjahu chodzi przede wszystkim o zablokowanie ustawy reprywatyzacyjnej, a zastrzeżenia zgłaszane do nowelizacji ustawy o IPN to tylko pretekst i część kampanii mającej na celu "zmiękczenie” stanowiska Polski. Inna sprawa, że ustawa o IPN jest niedookreślona i prowokuje do zarzutów, że może ograniczać wolność wypowiedzi.
Naciski na Polskę
Ale informacje o tym, że Kneset - czyli izraelski parlament - rozważa przyjęcie w ramach retorsji ustawy o tym, że "Polacy negują Holokaust" (podpisało się pod nią 61 na 120 deputowanych), można odbierać w kategoriach moralnego szantażu, jako element nacisku w wojnie informacyjnej.
Podobnie może być odbierane bardzo dosadne stanowisko Departamentu Stanu USA, który napisał m.in, że "reperkusje nowelizacji ustawy o IPN mogą mieć wpływ na strategiczne interesy Polski i jej stosunki - ze Stanami Zjednoczonymi i Izraelem włącznie”.
"Czyli mamy wypłacić miliardy USD dawnym żydowskim właścicielom nieruchomości, w wyniku strat za wojnę, którą wywołali Niemcy, którzy nie wypłacili nam reparacji, a jak będziemy ścigać kłamstwo o przypisywaniu Polakom niem. zbrodni, to Izrael oskarży nas o negowanie Holokaustu?” - zapytał na Twitterze Marcin Makowski, dziennikarz "Do Rzeczy". Takich głosów w sieci nie brakuje.
Czy cała ta awantura, która psuje wizerunek Polski na całym świecie, ma drugie dno? Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki twierdzi, że strona izraelska zgłaszała zastrzeżenia co do procedowanego w Polsce prawa, ale nie chodziło o ustawę dotyczącą Instytutu Pamięci Narodowej, a właśnie ustawę reprywatyzacyjną.
– Izraelowi zależy albo na tym, żeby ustawa reprywatyzacyjna nie weszła w życie, albo żeby weszła w formie, gdzie płaci się 100 proc. i najlepiej oddaje się nieruchomości w naturze, na co nie możemy się zgodzić – mówił wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki w programie Radia Plus. – Od roku przyjmuję przedstawicieli ambasady Izraela, w tym ambasador Annę Azari, właśnie z protestami przeciwko ustawie reprywatyzacyjnej – zaznaczył.
Drugie dno
W rozmowie z Wirtualną Polską ambasador Azari potwierdziła, że istnieje w tej sprawie "spór dyplomatyczny”. Zaprzeczała jednak, że ma on związek z ostatnimi wydarzeniami. – Mam inną teorię spiskową: że wszystko to było przyjęte, żeby nie było mowy o neonazistach. Jest wiele teorii spiskowych – oceniła.
Przypomnijmy, że w październiku ubiegłego roku wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki przedstawił główne założenia tzw. dużej ustawy reprywatyzacyjnej. Projekt ten trafił do szerokich konsultacji. Jak twierdzi resort, "to pierwszy po 1989 roku kompleksowy projekt ustawy pozwalający definitywnie uregulować kwestie reprywatyzacji dóbr przejętych przez władze komunistyczne po 1944 r.”
Faktem jest, że organizacje żydowskie kwestionują najważniejsze zapisy projektu: ograniczenie kręgu beneficjentów jedynie do najbliższej rodziny, zakaz zwracania majątków w naturze i ograniczenie do 20 proc. wartości rekompensat z tytułu zabranego majątku.
Zaraz po pojawieniu się ustawy reprywatyzacyjnej przywódcy bardzo wpływowej Światowej Organizacji do spraw Restytucji Mienia Żydowskiego (World Jewish Restitution Organization - WJRO) wyrażali ”głębokie rozczarowanie" jej projektem. Zarzucano, że ustawa ta jest krzywdząca dla wielu polskich Żydów. Projekt ustawy, jak wskazują przewodniczący WJRO i były ambasador USA w Austrii Ronald Lauder oraz prezes wykonawczy tej organizacji Gideon Taylor, "wyklucza (z procesu reprywatyzacji - red.) zdecydowaną większość obywateli polskich, którzy przeżyli Holokaust i ich rodziny".
Największe zastrzeżenia przywódców WJRO w projekcie ustawy reprywatyzacyjnej budzi warunek, że prawo do rekompensaty będzie przysługiwać tylko tym osobom, które obecnie mają polskie obywatelstwo i znajdowały się na terytorium Polski w momencie przejęcia ich mienia przez władze komunistyczne. Krytykują też to, że projekt "dużej ustawy" przewiduje, iż prawo do dziedziczenia roszczeń będą miały tylko osoby z pierwszej linii pokrewieństwa i małżonkowie.
Z polską ustawą reprywatyzacyjną i roszczeniami organizacji żydowskich łączona jest też ustawa 447 z USA (choć pojawiła się ona przed ustawą Jakiego). Daje ona Departamentowi Stanu USA prawo wspierania organizacji zrzeszających ofiary Holocaustu w odzyskaniu żydowskich majątków, które nie mają spadkobierców.
Negocjacje
– Tłumaczymy przede wszystkim, że jako państwo – w tym także przodkowie obecnych obywateli Izraela, Żydzi będący przed wojną obywatelami polskimi – ponieśliśmy największe straty z powodu niemieckiej agresji i jako ofiara nie mamy możliwości rekompensowania innym ofiarom wszystkich strat wojennych. Natomiast spokojnie i konsekwentnie dążymy do uchwalenia tego projektu, który uwolni Polskę od wszystkich roszczeń reprywatyzacyjnych – komentował Sebastian Kaleta, z komisji reprywatyzacyjnej na portalu niezależna.pl.
Warto przypomnieć, że środowiska żydowskie od dawna domagają się od Polski uchwalenia dogodnych dla siebie przepisów reprywatyzacyjnych i wypłacenia odszkodowań za mienie utracone podczas wojny i po jej zakończeniu. Tygodnik "Przegląd” pisał, że wartość roszczeń to minimum 60 mld dolarów. Polska oczywiście takiej kwoty nie ma i nigdy nie zbierze.
Reprywatyzacja doprowadziła już zresztą do zwrotu dziesiątków tysięcy majątków na drodze administracyjnej i sądowej. Organizacje żydowskie początkowo domagały się przede wszystkim zwrotu majątków gmin żydowskich. W 1997 r. Sejm uchwalił ustawę o zwrocie mienia komunalnego, dzięki której polskie społeczności żydowskie odzyskały wiele obiektów publicznych. Od tamtej chwili rósł nacisk organizacji żydowskich na zwrot majątków osób prywatnych.
Z prawnego punktu widzenia najważniejsze jest to, że Żydzi, którzy utracili majątki w Polsce podczas II wojny światowej, otrzymali już pełne zadośćuczynienie. Jak przypominał "Przegląd” odszkodowanie za skutki Holokaustu zostało wypłacone – jak najbardziej słusznie – przez państwo niemieckie. Bo to przecież Niemcy napadły na Polskę, odebrały Żydom majątki, zorganizowały i przeprowadziły Zagładę. I za te krzywdy, za zabór żydowskiego mienia, należycie zapłaciły.
Na mocy traktatu z 1952 r. między Izraelem a NRF państwo niemieckie przekazało ok. 3,5 mld marek tytułem zadośćuczynienia. Ponadto udzielało Izraelowi corocznej pomocy gospodarczej i finansowej. Łączną wartość wszystkich świadczeń z Niemiec na rzecz Izraela i jego obywateli oszacowano na prawie 60 mld marek.
Polska już spłaciła zobowiązania
Czy Polska ma jeszcze jakiekolwiek zobowiązania reprywatyzacyjne wobec obywateli innych państw? – Uważam, że nie powinniśmy mieć już żadnych zobowiązań, bo w świetle porozumień z okresu mojej pracy w Ministerstwie Finansów ten problem został uregulowany za czasów PRL. Jeszcze na początku lat 60. w sposób prawie idealny rząd polski wynegocjował rozliczenie za majątek, który został znacjonalizowany, a należał do obywateli innych krajów, w tym Amerykanów - mówił w tygodniku "Przegląd" Jan Bogutyn, b. wiceminister finansów w rządach SLD-PSL.
– Pamiętam pewnego adwokata, który przyjechał do ministerstwa w imieniu klienta z Nowego Jorku i właśnie jemu pokazaliśmy dokument poświadczający, że Polska rozliczyła się z USA w tej sprawie. Dokument ze strony amerykańskiej podpisał prezydent John F. Kennedy, a ze strony polskiej premier Józef Cyrankiewicz. Wynikało z niego, że Polska przekazała Amerykanom 40 mln dol. na pokrycie roszczeń obywateli amerykańskich. To porozumienie było ratyfikowane przez Kongres USA i polski Sejm - opowiadał Bogutyn.
– Rząd USA przejął tym samym wszelkie zobowiązania, jakie mogły jeszcze się pojawić ze strony jego obywateli. Adwokatowi, który nawet nie wiedział o tym porozumieniu, wskazałem właściwy adres składania roszczeń – Departament Stanu w Waszyngtonie. Dziwię się, że o tym nie pamiętają ani w USA, ani w Polsce, pewnie sprawiła to wymiana kadr w resortach, jednak dokumenty, choć zakurzone, powinny być dostępne. Czy porozumienia międzynarodowe podpisywane przez JFK są już nieważne? – pytał rozmówca tygodnika.
– (...) Dlaczego mamy płacić dwa razy za coś, co już zostało zapłacone? Przecież byłaby to próba wyłudzenia nienależnego majątku, wręcz rozbój w biały dzień. Polska miała podpisane takie porozumienia z 14 państwami. Np. zobowiązania wobec obywateli szwajcarskich spłacaliśmy dostawami węgla, Stanom Zjednoczonym zapłaciliśmy żywą gotówką. Dziś, jeśli ktoś uważa, że jakiś majątek mu się należy, zawsze może indywidualnie wystąpić na drogę sądową. Musi też pamiętać, że ten majątek – prócz jego nominalnej wartości – był przez te wszystkie lata po nacjonalizacji utrzymywany, remontowany, płacono za niego podatki i to wszystko należałoby uwzględnić przy ewentualnej wycenie. W innych państwach, które przeszły podobną do Polski drogę, np. w Czechach, ten problem zupełnie nie występuje – wskazywał Bogutyn.
Wokół reprywatyzacji i ewentualnych roszczeń toczy się wojna informacyjna. Niestety łatwo wskazać stronę, która ma większe możliwości oddziaływania.