Hyundai i-30 to popularny model, także w Polsce, między innymi za sprawą licznych wersji nadwozia. Właśnie przybyła kolejna wersja Fastback która sprawia, że auto z segmentu C zaczyna wyglądać jak limuzyna z klasy wyższej.
Prezentacja modelu dla dziennikarzy z Europy odbyła się w hiszpańskiej Walencji w połowie stycznia. To świetne miejsce, gdzie samochód może pokazać na co go stać zarówno w miejskiej dżungli, jak i na autostradzie. Poza tym mieliśmy okazję sprawdzać samochód na wąskich i krętych drogach w górach, gdzie w niemal naturalny sposób można testować, jak się trzyma na zakrętach.
Co ciekawe, organizatorzy nie ograniczyli się tylko do postawienia dwóch samochodów w nietypowej scenerii Ciudad de las Artes y las Ciencia, gdzie auta sprawiały, jakby stały na wodzie (w rzeczywistości stały na specjalnych platformach). Pokazano nam też cały proces projektowania auta, od pierwszych szkiców, poprzez gliniane modele, model w skali 1:1 wykonany ze styropianu czy kolorowe plansze mające pokazać proces powstawania konkretnych odcieni lakieru karoserii czy obicia foteli. Ciekawostka - jeden z kolorów nowego i-30 projektowano półtora roku. W sumie niewiele krócej niż samo auto.
I-30 Fastback ma być najlepszą wersją popularnego Hyundaia. O ile hatchback jest adresowany do osób młodych i dynamicznych, a kombi dla rodzin z dziećmi i ludzi wożących psy, rowery lub deski surfingowe, o tyle Fastback adresowany jest do ludzi, którzy osiągnęli już w życiu pewien status, wiedzą czego chcą, są wymagający wobec siebie i otoczenia i nie zadowalają się byle czym. Tyle powie marketingowiec czy sprzedawca w salonie, ale jaki w praktyce jest Hyundai i-30 Fastback?
Compact z aspiracjami
Auto z daleka wygląda na większe niż jest w rzeczywistości. Z pewnością składa się na to fakt, że jest niższy od klasycznego hatchbacka i odrobinę dłuższy. Tylna klapa ma taki kształt, że niewprawny obserwator może dać się nabrać, że to sedan. W rzeczywistości samochód ma z tyłu normalną klapę bagażnika które de facto jest piątymi drzwiami, ale trzeba przyznać, że projektanci świetnie wykonali swoje zadanie. Auto z zewnątrz jest bardzo ładne. Jedyne, co moim zdaniem psuje efekt to napis "Fastback", który jakoś nie pasuje krojem czcionki do reszty samochodu. Ale to detal nie wpływający na ogólną ocenę bryły.
Choć rodzina i-30 to przedstawiciele segmentu C, auto w środku jest zaskakująco przestronne. Dość powiedzieć, że siedzieliśmy we dwóch z przodu, każdy z nas ma swoje słuszne 184 cm. Mimo tego ani kierowcy, ani pasażerowi nie brakuje miejsca i nie musieliśmy toczyć przez kilka godzin testów walki o miejsce na centralnym podłokietniku. Również z tyłu nie ma problemu z miejscem na nogi, jest dość nawet gdy z przodu siedzą wysokie osoby. Może kanapa mogłaby być trochę wyższa, ale mimo to jest wygodnie także z tyłu. Fotele i kanapa są dość twarde, ale sprężyste i kilkugodzinna podróż nie stanowi żadnego wyzwania.
Konstruktorzy chwalą się usztywnionym zawieszeniem w stosunku do wersji hatchback. W połączeniu ze sprężystymi fotelami daje to świetne czucie drogi, a auto doskonale trzyma się drogi. Bez odpowiedzi pozostawię pytanie, jak to się sprawdzi na dziurawych polskich drogach, ale w Hiszpanii zawieszenie było bliskie doskonałości.
Sercem testowanego Hyundaia był silnik benzynowy 1,4 o mocy 140 koni. Za przeniesienie napędu odpowiadała automatyczna 7-biegowa skrzynia dwu-sprzęgłowa. Dzięki temu można zdać się zupełnie na jeden z trybów automatycznych, albo bawić się w ręczną zmianę biegów. Tyko po co? Automat działa w trzech trybach. "Eco" nie polubiłem, auto na górskich drogach jechało niewiele szybciej niż osiołek ciągnący drewniany wózek, a wyprzedzanie sprawiało mu duży problem. Za to na autostradzie, gdy jedziemy ze stałą prędkością może się sprawdzić, jeśli zależy nam na oszczędzaniu benzyny. W mieście silnik będzie się wyłączał zaraz po tym, jak się staje na czerwonym świetle, co gorsza razem z klimatyzacją. Latem może to być trochę kłopotliwe.
Dużo lepiej sprawdzają się tryby normalny i sportowy. Ten pierwszy świetnie działa w mieście, zarówno wtedy, gdy wleczemy się w korku, jak i w tych rzadkich momentach, gdy pojawia się okazja, by trochę przyśpieszyć. "Normal" będzie też dobry na autostradzie, autu nie brakuje wówczas wigoru przy jednocześnie umiarkowanym apetycie na paliwo. W górach najlepiej mi się jeździło w trybie sportowym. Samochód przyśpieszał ochoczo, także pod górę, jazda po wąskich krętych drogach była prawdziwą przyjemnością, o ile się siedzi za kierownicą. Siedząc na miejscu pasażera czułem się trochę jak worek kartofli i brakowało mi jakiegoś uchwytu na drzwiach, gdy kolega szybko pokonywał kolejne wiraże. Ale otwarcie trzeba przyznać, że mało kto jeździ tak agresywnie jak on.
W góry na sporcie
Co ciekawe, w trybie sport podczas szybkiej jazdy w górach auto paliło mniej benzyny, średnio około 12 litrów na 100 km. W trybie normalnym, żeby osiągnąć podobne przyśpieszenia jak w sportowym, trzeba mocniej deptać pedał gazu i spalanie rośnie nawet do 14 litrów. Dużo? Pozornie. Średnie spalanie na tracie w mieście, górach i na autostradzie na odcinku grubo ponad 100 km wyniosło około 8 litrów benzyny. A żaden z nas nie silił się na oszczędną jazdę, spokojnie więc można poprawić ten wynik, który i tak uważam za świetny.
Bagażnik w samochodzie nie jest duży. Zmieści się kilka walizek czy większych toreb, ale jeśli komuś zależy na dużej przestrzeni ładunkowej powinien pomyśleć o wersji kombi. Podczas codziennej eksploatacji przydatne będą z pewnością głębokie schowki na drzwiach czy uchwyty na napoje w konsoli centralnej. O komfort pasażerów dba między innymi strefowa klimatyzacja czy całkiem solidnie brzmiący system audio. Na środku deski rozdzielczej króluje wielki wyświetlacz, czyli pokładowy system sterowanie systemami samochodu. Dzięki poprawnie działającej nawigacji łatwo można dojechać do celu podróży. Nawigacja nie gubiła zasięgu nawet w górach, a potrafi mówić także po polsku.
Auto może się podobać, choć trzeba powiedzieć otwarcie, że jest klasyczną ofiarą wyższości designu nad funkcjonalnością. Kierowca w tylnej szybie naprawdę niewiele widzi. Podczas parkowania niespecjalnie to przeszkadza, bo system kamer pokazuje dokładnie, co się znajduje za samochodem, ale podczas podróży czasem fajnie byłoby wiedzieć, co się dzieje za nami. Tymczasem o ile nie mam zastrzeżeń do bocznych lusterek, to wewnętrzne jest praktycznie bezużyteczne.
Mimo tego samochód jest naprawdę ciekawą ofertą. Nikt podczas trwania testów nie potrafił powiedzieć, jaka będzie jego cena w Polsce poza tym, że prawdopodobniej będzie trochę wyższa niż wersji hatchback. Ale jeśli księgowi nie przesadzą w swoich kalkulacjach, to Hyundai i-30 Fastback będzie bardzo ciekawą propozycją na polskim rynku.