Polski Kościół katolicki postanowił zadbać o trzeźwość Polek i Polaków. W świeżo wydanym Narodowym Programie Trzeźwości biskupi przedstawiają recepty na ograniczenie spożywania alkoholu i abstynencję narodu. Jednak – jak pokazuje przykład małego Strzyżowa na Podkarpaciu – manipulowanie przy prawie kupna alkoholu zawsze kończy się tak samo, czyli porażką.
"Ciekawe który biskup to wymyślił", "Panowie biskupi proszę dać najpierw przykład swoim zachowaniem i umiarkowaniem w piciu", "Zamiast tego mogliby powalczyć o lepszy dostęp do służby zdrowia dla dzieci, żłobków, przedszkoli" – to tylko niewielki wycinek tego, co można przeczytać w komentarzach pod informacjami o Narodowym Programie Trzeźwości, który polscy biskupi przyjęli na ostatnim Kongresie. Jak widać, pomysły na ograniczanie dostępu do alkoholu są przyjmowane z dezaprobatą, a próby odgórnego narzucenia ostrzejszych regulacji mogą skończyć się tak, jak niespełna pięć lat temu w podkarpackim Strzyżowie.
Zaczęło się od sklepu całodobowego
To niespełna 9-tysięczne miasto 30 kilometrów od Rzeszowa. Podobnych w całej Polsce jest tysiące. Jednak akurat to zasłynęło z niebywałego jak na taką społeczność obywatelskiego sprzeciwu wobec decyzji lokalnych władz.
Wszystko zaczęło się w maju 2013 roku, kiedy to lokalny przedsiębiorca chciał otworzyć sklep całodobowy, który prowadziłby także sprzedaż alkoholu. Niby nic nadzwyczajnego, jednak nie w tym przypadku. – To nie spodobało się burmistrzowi miasta, który chciał tę inicjatywę zablokować – mówi w rozmowie z nami pani Anna, sprzedawczyni w jednym ze sklepów w mieście. – Ludzie mówili, że był tam jakiś konflikt, ale moim zdaniem chodziło raczej o skargi na hałas niektórych mieszkańców – dodaje.
Wtedy to postanowił powołać się na obowiązujące w teorii gminne przepisy. "Odkurzył" o uchwałę radnych z 1995 roku, w której zapisano ograniczenia w sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych. Przez wiele lat nie była ona w praktyce stosowana, wtedy wydawała się szybkim i łatwym wyjściem z sytuacji.
Społeczny sprzeciw
Takie postawienie sprawy nie spodobało się mieszkańcom gminy, którzy skrzyknęli się za pomocą Facebooka w celu obalenia uchwały o nocnej prohibicji. W opisie profilu jego założyciele napisali: "Nagłe przypomnienie przez burmistrza uchwały w sprawie określenia godzin zamykania placówek prowadzących sprzedaż alkoholu oznacza, że oprócz nielicznych lokali (barów i restauracji) po godzinie 22.00/23.00 nigdzie nie kupimy żadnego napoju wyskokowego. W czynnych jeszcze sklepach czy na stacjach benzynowych zostaniemy odesłani z kwitkiem[...]. Dlatego też wychodzimy z inicjatywą 'NIE dla prohibicji w Strzyżowie!'. Jak na razie chcemy dowiedzieć się, czy podjęte przez władze miasta i gminy decyzje podobają się mieszkańcom czy też jest wręcz przeciwnie."
I rzeczywiście, akcja zaczęła nabierać rozpędu, coraz więcej osób zainteresowało się sprawą nocnej sprzedaży trunków.
"Zbuntowali się ci młodsi"
Jak mówi w rozmowie z naTemat Tomasz Grodzki, obecny radny miasta, a wówczas kandydat na to stanowisko, głos w tej sprawie zabrali mieszkańcy, szczególnie ci młodsi. – Głosy były podzielone. Starszym osobom zakaz zbytnio nie przeszkadzał, natomiast głos licznie zabrali młodzi mieszkańcy Strzyżowa. Nie podobało im się kolejne ograniczanie ich wolności. Kandydowałem wtedy do Rady Miejskiej, a zniesienie tej uchwały było jednym z moich postulatów. Wychodziłem z założenia, że każdy ma swój rozum, a kolejne zakazy nie przyniosą żadnego efektu – zaznacza.
Padły też oskarżenia o ograniczanie wolności w prowadzeniu działalności gospodarczej i kwestia miejskich stacji benzynowych. – Dodatkowe kontrowersje wywołał fakt, że uchwała ograniczała wyłącznie sklepy i lokale gastronomiczne, natomiast stacje benzynowe mogły prowadzić sprzedaż całodobowo – podkreśla Grodzki. Wreszcie, pod naciskiem mieszkańców, radni postanowili poddać pod głosowanie pomysł uchylenia starej uchwały. I takim sposobem prawie wszyscy radni (18 z 20) zagłosowali za takim rozwiązaniem problemu, co potwierdza radny, który dodaje, że tym razem nacisk społeczny przyniósł oczekiwany rezultat.
Ten sam samorządowiec przypomina, że to, co udało się mieszkańcom miasta w 2013 roku, w tym już nie będzie takie łatwe. – Tym razem mamy już mniej do powiedzenia. Regulacjom ogólnokrajowym musimy sie podporządkować – mówi.
Historia niewielkiego miasteczka na Podkarpaciu pokazuje, że odgórne zaostrzanie regulacji w takiej dziedzinie jak zakup alkoholu kończy się klęską i sprzeciwem społeczeństwa. Nie wspominając już o bardziej radykalnych posunięciach jak prohibicja, co wywołuje jeszcze gorsze skutki niż stosunkowo szeroki dostęp do napojów wyskokowych. Jak wiadomo, pomysłowość Polaków nie zna granic i przelanie alkoholu do butelki po napoju to tylko jeden z oryginalnych pomysłów na ominięcie wszelakich zakazów.
Patrząc na komentarze, głos Kościoła może wywołać skutek odwrotny do zamierzonego. A teraz pozostało czekać, jak w praktyce będzie wyglądać stosowanie zaostrzonych przepisów, które niedawno podpisał prezydent. I na ruch gmin, które już planują dozwolone wyłączenia.
Sklep został usytuowany w pobliżu domu kultury, w którym przebywa dużo młodzieży i w którym działa popularna wśród młodych restauracja. Młodzi ludzie często wychodzą z niej na zewnątrz i zakłócają porządek. Działalność nocnego sklepu monopolowego może tylko pogorszyć sytuację w tej części miasta. Nie patrzę na tę sytuację indywidualnie, ale globalnie.