Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej sędzia Wojciech Hermeliński zaalarmował, że do 5 marca zgłosiło się tylko 70 osób chętnych do pełnienia funkcji urzędników wyborczych. W całej Polsce powinno ich być ponad 5,5 tysiąca, termin naboru mija z końcem kwietnia.
Według Hermelińskiego, to w tej chwili największy problem rzutujący na prawidłową organizację wyborów samorządowych. Ale nie jedyny. Dochodzi do tego brak 600 milionów złotych na przeprowadzenie tych wyborów oraz chaos w instytucjach, które mają za organizację głosowania odpowiadać. Bałagan spowodowany jest niejasnymi zapisami w nowym kodeksie wyborczym i politycznymi zmianami personalnymi na kluczowych stanowiskach w organach wyborczych.
Chaos w nowym kodeksie wyborczym
Wkrótce ma dojść do spotkania sędziego Hermelińskiego z szefem MSWiA Joachimem Brudzińskim, które zostanie zapewne poświęcone problemom z organizacją wyborów. Skąd się wzięły te problemy?
– Po zmianie zapisów kodeksu wyborczego na krótko przed wyborami samorządowymi istnieje uzasadniona wątpliwość, czy te wybory uda się przeprowadzić sprawnie i zgodnie z zasadami. Ludzie się nie zgłaszają do pracy przy wyborach bo nie chcą brać na swoje barki odpowiedzialności – tłumaczy w rozmowie z naTemat dr Ryszard Balicki, adiunkt w Katedrze Prawa Konstytucyjnego Uniwersytetu Wrocławskiego, autor wielu publikacji naukowych poświęconych problematyce wolności i praw człowieka.
– Wyborami zajmowały się wcześniej urzędy gmin, teraz to zostało wyłączone i de facto ma powstać nowa administracja wyborcza, nowy korpus urzędników, który ma odpowiadać za nadzór nad przebiegiem wyborów, organizowanie szkoleń dla członków obwodowych komisji wyborczych, dostarczanie kart do głosowania – wylicza dr Balicki.
Według niego, w nowym kodeksie wyborczym zostały też przyjęte specyficzne założenia. Chodzi m.in. o to że dany urzędnik wyborczy nie może pełnić swojej funkcji w gminie na terenie której mieszka i to powoduje, że cześć ludzi kalkuluje sobie, czy im się opłaca praca przy wyborach. Pojawia się choćby problem uzyskiwania zwolnienia od aktualnego pracodawcy – wyjaśnia.
Na podobne bolączki zwraca uwagę Mariusz Witczak (PO), wiceprzewodniczący komisji nadzwyczajnej, która zajmowała się zmianami w kodeksie wyborczym.
Ludzie nie chcę się zgłaszać
– Ostrzegaliśmy że ta nowa ustawa stwarza wielkie zagrożenie dla przeprowadzenia wyborów od strony technicznej. Tę ustawę napisali amatorzy, ochotnicy, którzy zignorowali zupełnie głos Krajowego Biura Wyborczego i PKW, a te instytucje odpowiadały przecież za sprawne przeprowadzenie wszystkich poprzednich wyborów – podkreśla w rozmowie z naTemat Witczak.
Jak dodał, zgodnie z nowelizacją Kodeksu Wyborczego, w całej Polsce powinno być ponad 5,5 tys. urzędników. Nowi urzędnicy powinni zostać powołani do końca kwietnia.
Nowy korpus urzędników wyborczych
Zgodnie z przepisami, urzędnik wyborczy nie będzie mógł wykonywać swojej funkcji w gminie, w której mieszka lub pracuje (nie licząc miast na prawach powiatu). Zgłoszenia będą przyjmowane tylko od osób, które pracują w administracji rządowej, samorządowej, lub w podległych im jednostkach. Korpus Urzędników Wyborczych zostanie powołany przez nową szefową Krajowego Biura Wyborczego. Kojarzona z PiS Magdalena Pietrzak zastąpiła ostatnio na tym stanowisku Beatę Tokaj.
Witczak przypomina, że wcześniej urzędnikami wyborczymi byli urzędnicy samorządowi (najczęściej sekretarze gmin). To po stronie samorządów leżało techniczne zorganizowanie wyborów, czyli m.in. wytyczenie obwodów, przeprowadzenie wizji lokalnej we wszystkich przedszkolach, szkołach, budynkach użyteczności publicznej, sprawdzenie czy nadają się do zorganizowania głosowania.
– Dzisiaj z zemsty PiS na samorządzie terytorialnym odebrano te kompetencje gminom i ci nowi, wyimaginowani urzędnicy wyborczy we współpracy z KBW mają zorganizować te wybory – mówi Witczak.
– Ale po pierwsze wprowadzono niejasne zasady pracy tych urzędników, oni mają niejasne kompetencje i na dodatek wprowadzono absurdalne utrudnienie, żeby nie mogli organizować wyborów na terenie gminy, w której mieszkają. PiS pomyliło urojone zagrożenia fałszerstwami wyborczymi z techniczną sferą organizacji tych wyborów. Kandydaci na urzędników nie zgłaszają się ze względu na niejasną odpowiedzialność i niezwykle trudne warunki pracy –zaznacza.
Jeśli ktoś chciałby zostać urzędnikiem wyborczym musiałby pożegnać się na kilka miesięcy ze swoim miejscem pracy by jechać w teren , do nowego miejsca i organizować wybory. – Ludzie się też boją. Nie wiedzą kim będą komisarze, którzy bedą powoływani na wniosek ministra Brudzińskiego – ocenia poseł PO.
Dziura w budżecie na wybory
Szef MSWiA Joachim Brudziński zaprosił przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej Wojciecha Hermelińskiego na spotkanie, które ma odbyć się 13 marca o godzinie 15.
Pod koniec lutego Hermeliński mówił, że chce spotkania z szefem MSWiA w sprawie transmisji z lokali wyborczych i środków na wybory, ale pojawią się też pewnie inne palące tematy w tym ten dotyczący naboru urzędników wyborczych.
Według noweli od rozpoczęcia pracy przez komisję ds. przeprowadzenia głosowania do podpisania protokołu przez komisję ds. ustalenia wyników głosowania prowadzona będzie internetowa transmisja z lokalu wyborczego. – Nie ma tutaj żadnych szczegółów. Nie mamy żadnych danych, w jaki sposób transmisja ma się odbywać. Ile potrzeba kamer, czy wystarczy jedna kamera, czy więcej. Czy to będą kamery, które każda gmina będzie musiała zamawiać sobie sama, czy to będzie przetarg ogólnopolski – podkreślał szef PKW.
Według niego, jeśli każda gmina będzie kamery zamawiać sama, "może powstać jakiś chaos”. Zwrócił też uwagę na konieczność zwiększenia środków na przeprowadzenie wyborów. – Ciągle słyszę zapewnienia, także od pana premiera, że pieniądze na wybory samorządowe się znajdą, ale do tej pory nie ma ich na koncie KBW. Komisarzy musimy powołać do końca marca. Nowym komisarzom i urzędnikom wyborczym trzeba będzie płacić.
Według PKW na przeprowadzenie wyborów brakuje ponad 600 mln zł. Jednym z podstawowych obciążeń finansowych ma być właśnie wymóg monitorowania lokali wyborczych, z których na żywo mają być prowadzone transmisje internetowe. Oprócz tego lwią część funduszy pochłoną pensje wypłacane osobom pracującym w komisjach wyborczych, a także koszty związane z obsługą systemu informatycznego.
Miliard na wybory
– PiS przeprowadził zamach na wolne wybory. Nieudolnie napisali ustawę, która bardzo uderzy Polaków po kieszeni. Wydawanie blisko miliarda złotych na organizację wyborów to czyste szaleństwo. Przypomnijmy, że w normalnych warunkach na wybory zarezerwowane było 300 milionów. Na dodatek nie ma gwarancji co się będzie działo ze sprzętem, z internetem, z podwójnymi komisjami. Mamy poważny kłopot – konkluduje Witczak.
W gminach do 20 tysięcy mieszkańców urzędników wyborczych ma być dwóch. W gminach do 50 tysięcy mieszkańców będzie ich trzech, a w większych gminach dodatkowo po jednym urzędniku na każde 50 tysięcy mieszkańców – ale nie więcej niż w sumie siedmiu. W miastach wojewódzkich lub powiatowych będzie powoływany dodatkowo jeszcze jeden urzędnik wyborczy. W Warszawie liczba urzędników wyborczych ustalona będzie odrębnie dla każdej z dzielnic; ponadto powołanych będzie dwóch urzędników wyborczych wykonujących zadania o charakterze ponaddzielnicowym.
Dr Balicki nie wyobraża sobie, że wybory mogłyby zostać sparaliżowane. – To mi się nie mieści w głowie, bo jednak jesteśmy cywilizowanym krajem w środku Europy. Oczywiście całe to zamieszanie z urzędnikami ma związek z zamieszaniem jakie dotyczy kodeksu wyborczego. Politycy namieszali, a teraz chcą żeby ktoś za nich rozwiązał problemy – mówi dr Balicki.
Zostało 8 miesięcy
Jak rozwiązać problem z urzędnikami wyborczymi? – Spotkanie sędziego Hermelińskiego z ministrem Brudzińskim niewiele da, bo szef MSWiA nie ma odpowiedniego przełożenia na samorządy. Trzeba byłoby zaapelować do tych samorządów żeby one zechciały wydelegować swoich ludzi, którzy zechcą pracować w innych gminach na rzecz wyborów – zaznacza Balicki.
Wybory samorządowe planowane są między 17 października a 9 listopada. Zostało niecałe 8 miesięcy.