Spotkanie odbyło się w środę o godzinie 18.00 w gmachu MON. Nie wiadomo, czy wszyscy otrzymali zaproszenia, gdyż np. Paweł Deresz napisał na Facebooku, że do niego żadne nie dotarło. Ale nie otrzymała go również wdowa po Tomaszu Mercie, a jednak na spotkaniu się pojawiła. – Myślę, że minister Macierewicz osobiście chciał nas uspokoić, że na tym etapie nie można zamknąć tych badań i postawić ostatecznych wniosków – mówi naTemat.
Informacja o spotkaniu w MON pojawiła się w związku z doniesieniami, że Paweł Deresz nie został na nie zaproszony. Gdyby nie to, być może opinia publiczna by się o nim nie dowiedziała. – Spotkanie trwało około dwóch godzin. Dotyczyło zapowiadanego sprawozdania na temat stanu prac podkomisji, które wciąż się tworzy. Obecnych było kilkanaście osób najbardziej zaangażowanych w sprawy katastrofy smoleńskiej – mówi naTemat poseł PiS Jacek Świat, którego żona zginęła w Smoleńsku. Dlaczego tak mało? – To był środek tygodnia, sam byłem akurat w Sejmie, więc się pojawiłem. Spotkaliśmy się, żeby porozmawiać na temat podsumowania prac podkomisji smoleńskiej. Ze dwa razy w roku mamy takie spotkania – mówi. Ale nie chce zdradzić szczegółów.
Spotkanie prowadził szef tej komisji Antoni Macierewicz. Uczestniczyła w nim również Magdalena Merta, wdowa po Tomaszu Mercie. Choć nie dostała zaproszenia, mówi, że się nie obraziła, bo najwyraźniej ktoś nie miał do niej kontaktu. O spotkaniu dowiedziała się od innych rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Potwierdza, że poświęcone było pracy nad sprawozdaniem prac podkomisji, które ma zostać opublikowane przy okazji 8. rocznicy katastrofy.
Jej zdaniem Antoni Macierewicz osobiście chciał im przekazać, że sprawozdanie, które poznamy prawdopodobnie 10 kwietnia, nie zakończy badań, i że na tym etapie nie można postawić ostatecznych wniosków. – Myślę, że to spotkanie miało nas przygotować do tego, czego i tak byliśmy świadomi. Że tych badań nie można uznać za zakończone, że prace wciąż trwają i dziś będzie można dokonać tylko podsumowania tych etapów, które cząstkowo przyniosły jakąś wiedzę – zaznacza w rozmowie z naTemat Merta.
Może odstąpić od publikacji
Uczestnikom spotkania pokazano dokumenty. – Widzieliśmy spis treści oraz wstępne fragmenty sprawozdania, bo całości jeszcze nie ma. Były tam głównie rysunki techniczne, tabele, fotografie. Mam wrażenie, że to był materiał wyjściowy do sporządzenia słownej analizy. Czy widziałam coś nowego? Nie mam takiego wrażenia, ponieważ śledzę te sprawy na bieżąco i mogę znać więcej szczegółów niż ogół społeczeństwa – dodaje nasza rozmówczyni.
Niektóre rodziny zasugerowały, by w takiej sytuacji w ogóle odstąpić od publikacji sprawozdania. – Zapytaliśmy o to. Ale usłyszeliśmy, że jest duże oczekiwanie społeczne, by jakieś informacje o postępach z bieżącej pracy podkomisji się pojawiły. I takie informacje z pewnością będą, choć na raport końcowy jest za wcześnie – relacjonuje.
Co zatem można znaleźć w tym szczątkowym jeszcze sprawozdaniu? Co być może przeczytamy w kwietniu?
– Będzie to definitywne pokazanie manipulacji, z jakim mieliśmy do czynienia dotąd. Tak zrozumiałam. Będzie lista wszystkiego, co było nieprawdziwe w raporcie Anodiny i Millera – stwierdza Merta. Dodaje jednak, że tu sama ma wątpliwości, którymi podzieliła się z uczestnikami spotkania. – Mam wrażenie, że to było już dziesiątki razy wałkowane. Ale usłyszałam, że to tylko moje wrażenie, bo dalej w świadomości społecznej funkcjonuje obecność generała Błasika w kokpicie i rzekome błędy pilotów. I to nie prawda, że wszyscy wszystko wiedzą. Bo dalej w umysłach ludzkich trwa ta propagandowa wizja i nie należy rezygnować z okazji, by to kłamstwo przedstawić – opowiada.
"Teraz ma być porządnie"
Uczestnicy spotkania usłyszeli też, że mimo iż nie będzie ostatecznego wniosku, to nie jest tak, że komisja nie stara się ustalić jak najwięcej. – Minister zadeklarował, że dołożona zostanie jak największa staranność. I my to rozumiemy. Sami jesteśmy po stronie staranności i braku pośpiechu Szybko już było. Teraz ma być porządnie. Ja to rozumiem i taką wizję popieram – mówi wdowa po Tomaszu Mercie.
Antoni Macierewicz obiecał, że rodziny poznają szczegóły sprawozdania wcześniej niż opinia publiczna.
Mam wrażenie, że stworzono medialne oczekiwanie, że doczekamy się ostatecznych wniosków. Ale na to jest za wcześnie. Myślę, że ministrowi chodziło o to, żebyśmy dowiedzieli się tego od niego, a nie z mediów. Choć i tak już o tym wiedzieliśmy. Niczego innego się nie spodziewaliśmy. Nie było to dla nas żadnym zaskoczeniem.