
Na co poszło ok. 4 mln zł przekazanych tzw. podkomisji smoleńskiej? Ona sama o swoich wydatkach informować nie chciała. Ale będzie musiała. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wydał właśnie orzeczenie, w którym zobowiązał podkomisję do udzielenia informacji o tym, ile kosztowało choćby wysadzenie w powietrze modelu Tupolewa czy zamówione ekspertyzy.
REKLAMA
Podkomisja ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego (to jest jej pełna nazwa) została powołana w lutym ubiegłego roku na mocy rozporządzenia ministra Antoniego Macierewicza. To zupełnie nowy twór. Wcześniej przyczyny katastrofy smoleńskiej badał organ, w którym zasiadają specjaliści – Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Antoni Macierewicz nie wierzy jednak w to, co ustaliła ta komisja (że przyczyną katastrofy było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania i uderzenie w drzewa), stąd decyzja o powołaniu podkomisji, która - podobno - jest coraz bliżej prawdy; niedawno ogłosiła, że odkryto "ślady wybuchu".
Na działalność podkomisji początkowo przeznaczono 3,5 mln zł, potem dołożono 0,5 mln, zaś w budżecie resortu obrony zabezpieczono jeszcze kolejne 2 mln. Na co poszły te pieniądze? To chcieli ustalić dziennikarze portalu money.pl i skierowali pytania do podkomisji. Najpierw długo pozostawały one bez odpowiedzi, potem udzielono jedynie zdawkowych wyjaśnień, z których nic nie wynikało. Dlatego dziennikarze portalu zdecydowali się skierować sprawę do sądu administracyjnego i właśnie odnieśli sukces.
WSA orzekł, że kwestia wydatków podkomisji bez wątpienia jest informacją publiczną i dlatego powinna być ujawniona. Sąd zobowiązał przy tym podkomisję, by udzieliła odpowiedzi na przekazane pytania. Kary żadnej nie wymierzył. Stwierdził natomiast, że argumentacja podkomisji jest "niezwiązana z materią sporu". Bo argumenty te brzmią dość kuriozalnie – z odpisu uzasadnienia wyroku wynika, iż podkomisja nie chce ujawniać swoich wydatków, gdyż dane te dziennikarzowi posłużyłyby do... atakowania podkomisji oraz dyskredytowania jej ekspertów.
Powodów do krytykowania podkomisji i jej działań jest sporo – rok temu pisaliśmy o jednym z jej członków, który wprawdzie zna się na skrzydłach, ale... drzwiowych. Gdy do składu podkomisji próbowano ściągnąć pilota z ponad 30-letnim stażem, a ten uznał, że nie chce firmować bzdur, został zesłany do odległej jednostki w Bartoszycach.
Orzeczenie WSA nie jest prawomocne – należy się więc spodziewać odwołania.
źródło: money.pl
