"Pitbull: Ostatni pies" Władysława Pasikowskiego posiada to, czego brakowało w ostatnich filmach Patryka Vegi: scenariusz, fabułę, świetnych aktorów oraz niegłupie dialogi. To kino gangsterskie, które oddaje hołd otoczonemu kultem serialowi, ale reżyser "Psów" przemyca też swój surowy i mroczny styl wprost z lat 90. Co wyszło z tego nietypowego połączenia?
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
– Staję na planie „Pitbulla 3” jak przed największym wyzwaniem w życiu. Przyjdzie mi się bowiem zmierzyć nie tylko z gigantycznym sukcesem finansowym poprzednich dwóch części, ale także z legendą i doskonałością serialu sprzed 12 lat – mówił Władysław Pasikowski, który przejął stery po Patryku Vedze w atmosferze skandalu.
W tym momencie trudno w to uwierzyć, ale kiedyś Patryk Vega jako twórca filmowych był darzony powszechnym szacunkiem (dziś jest do dyskusyjne, choć biznesowo robi to po mistrzowsku), a jego serial "Pitbull" do tej pory wymieniany jest w czołówce najlepszych polskich produkcji telewizyjnych. Potem przyszedł nawet niezły film "Pitbull: Nowe porządki", dużo gorsze "Pitbull: Niebezpieczne kobiety", a pozostałe produkcje przemilczmy.
Powrót starej gwardii
Fanów serialu z pewnością ucieszy obecność dawnych znajomych. Znów na ekranie pojawia się mocno doświadczony przez życie, ale wciąż nieustępliwy, ironiczny Marcin Dorociński w roli gliniarza "Despero". Nielat czyli Rafał Mohr, po szkoleniu w bazie FBI przyjmuje pseudonim "Quantico", a "Metyl" to doskonała kreacja Krzysztofa Stroińskiego, który niezwykle autentycznie wciela się w postać starego wygi z problemami alkoholowymi.
"Pitbull: Ostatni pies" należy do tego samego "uniwersum" co dwa poprzednie filmy, jednak nie pojawia się w nim ani "Majami" (Piotr Stramowski), ani "Gebels" (Andrzej Grabowski) - ich nieobecność jest jednak wytłumaczona. I za to ukłony w stronę Pasikowskiego, że nie odcina się od serii i godzi ją nie wprowadzając zamętu w głowach nowych widzów.
Aktorzy to najmocniejsza strona filmu. Oprócz wspomnianych, przez seans przewija się plejada znanych i charakterystycznych twarzy: Marian Dziędziel jako komendant-służbista, Krzysztof Kiersznowski i Sławomir Sulej (Wąski i Kudłaty z "Kilera") jako lokalni pijaczkowie oraz Cezary Pazura wcielający się w postać dandysa-mafioza Mieczysława "Gawrona" z Pruszkowa. Wszyscy panowie to klasa sama w sobie. A Doda? Dorota Rabczewska zagrała samą siebie - jest pyskata i charyzmatyczna, ale pasuje do koncepcji filmu. Nie jest też na pierwszym planie jak to wynikało ze zwiastuna.
"Gatunkowo pitbull, ale jednak pies"
Niestety osoby, które czekają na powtórkę z "Psów" mogą się sporo zawieść. Film nie ma aż tak ciężkiego klimatu, bo musi mieć też akcenty humorystyczne i nieco luzu. To przecież kino sensacyjno-rozrywkowe. – Niby gatunkowo pitbull, ale w szerszym znaczeniu jednak pies – wyjaśniał w wywiadzie reżyser. Jest jednak ta nuta brutalnej poetyki, którą znamy ze starego Pasikowskiego. Traktuje również o tym samym: – Jak zwykle o twardej przyjaźni, zasadach, tyranii złych ludzi i oczywiście o miłości – dodaje twórca.
Niestety film wygląda dość... biednie. Trochę jakby faktycznie pochodził z lat 90. albo zabrakło budżetu na niektóre elementy. Nie ma spektakularnych ujęć czy wartkiej akcji, co oczywiście nie jest minusem samym w sobie, bo teatralność też może robić wrażenie. Są jednak momenty, w których ewidentnie przyoszczędzono na scenografii, by chyba wydać je na... inscenizowaną walkę Artura Szpilki.
Poza niewielkimi niedociągnięciami wizualnymi, film bardzo dobrze się ogląda. Ciekawa fabuła jest poukładana i spójna pomimo wielu wątków - wszystko dąży do rozwiązania w punkcie kulminacyjnym (nie to co u "nowego" Vegi). Dialogi, choć nie tak cięte i zapadające w pamięć, nieraz wywołały u mnie na seansie salwy śmiechu. "Pitbull: Ostatni pies" to taki rozrywkowy Pasikowski.
Film nie jest bezbłędny, ale nikt nie powinien się na nim zawieść. Wady to raczej efekt pośpiechu i ograniczonych środków, a nie warsztatu reżysera, który, jak widać, nawet z totalnie zbezczeszczonej serii, ukręcił udany film. Doda mówiła w wywiadzie, że to dosłownie ostatni film cyklu, ale raczej nikt by się nie pogniewał, gdyby nie był to jednorazowy "skok w bok" Władysława Pasikowskiego.