Nie ma takiej kwoty, która zrekompensowałaby niemal dwie dekady straconego życia. Nie ma i kropka. Ale nie ma też wątpliwości, że Skarb Państwa jakąś sumę Tomaszowi Komendzie wypłacić będzie musiał. Bez wątpienia będzie ona rekordowa – przyznają prawnicy, z którymi rozmawialiśmy. Podkreślają przy tym, że o ile sumę odszkodowania da się mniej więcej oszacować, to ustalenie sumy zadośćuczynienia łatwe nie będzie.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Podobna historia już się w Polsce zdarzyła. Zupełnie niedawno. W 2002 r. w miejscowości Lisewo pod Malborkiem ktoś zamordował 10-letniego chłopca. Dziecko zginęło od kilkunastu ciosów nożem. "Sprawcę" znaleziono bardzo szybko – policja zatrzymała 23-letniego wówczas Tomasza Kułaczewskiego. Bo zachowywał się dziwnie, bo miał motyw - dzieci ze wsi się z niego naśmiewały, bo kręcił się po okolicy... No i najważniejsze – przyznał się do winy!Portal z Tczewa po latach pisał, co wówczas mówili ludzie we wsi – że policjanci namówili Tomka, by się przyznał, bo obiecali mu mundur w barwach moro i że przejedzie się policyjnym radiowozem na sygnale. Bo 23-latek był upośledzony umysłowo.
Wobec rzekomo dokonanego przez niego czynu upośledzenie było jednak niewielką okolicznością łagodzącą. Mężczyzna dostał wyrok 15 lat więzienia. Choć w dowodach nic się nie zgadzało – i nóż Tomasza Kułaczewskiego nie był tym, którym zadano dziecku ciosy, i rysopis sprawcy był inny. Ale koronnym dowodem było to, że w śledztwie przyznał się do dokonania zabójstwa.
Znalazł się właściwy sprawca
I pewnie by cały swój wyrok odsiedział, gdyby nie to, że w niedalekim Łęgowie doszło do zabójstwa 11-letniego chłopca. Wówczas śledztwo wykazało, że zatrzymany w tej sprawie Piotr T. zabił także 10-latka z Lisewa. Tomasz Kułaczewski po blisko 4 latach za kratami, po prawomocnym uniewinnieniu przez Sąd Najwyższy w 2006 r., wyszedł na wolność.
Już wtedy, od razu po wyjściu z więzienia, 27-latek zapowiadał, że będzie walczyć o pieniądze za cierpienia jakich doznał. Mówił, że w więzieniu był bity, poniżany i wykorzystywany seksualnie.
Wydawałoby się, że w przypadku Kułaczewskiego sprawa była ewidentna – upośledzony umysłowo mężczyzna trafił do więzienia za zabójstwo, którego nie dokonał. Jednak dochodzenie odszkodowania i zadośćuczynienia zajęły jemu i jego rodzinie kolejne 4 lata. Dopiero w 2010 r., gdy miał już 31 lat, zapadło prawomocne orzeczenie. Jak informował "Dziennik Bałtycki", Kułaczewski otrzymał 300 tys. zł zadośćuczynienia od Skarbu Państwa za doznane krzywdy (żądał 500 tys.) oraz 14 tys. zł tytułem odszkodowania.
To mogą być miliony
W przypadku Tomasza Komendy, który w więzieniu spędził 18 lat za zabójstwo i gwałt, którego nie dokonał, na pewno w grę będą wchodzić sumy znacznie wyższe. Bez wątpienia będą to kwoty rekordowe. Ale ważne jest, by na wstępie odróżnić odszkodowanie od zadośćuczynienia. – Jeśli chodzi o odszkodowanie, to sprawa jest w miarę prosta. Jak sama nazwa wskazuje - ono należy się za szkodę. Osoba niesłusznie skazana w swoim żądaniu wskazuje kwotę, jakiej się domaga, a sąd ocenia, czy jest to kwota, jaką ta osoba faktycznie straciła lub jej nie zyskała dlatego, że odbywała karę pozbawienia wolności – wyjaśnia w rozmowie z naTemat mecenas Michał Hara z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. W tych szacunkach bierze się zatem pod uwagę, ile ta osoba zarobiłaby, gdyby w tym czasie chodziła do pracy, ile składek do ZUS-u by odprowadziła lub może dla kogoś pobyt w więzieniu oznaczał utratę jakiejś inwestycji.
Z orzeczeń wydawanych przez różne sądy w całej Polsce wynika, że w przypadku osób niesłusznie aresztowanych lub skazanych zasądzane odszkodowanie wynosi ok. 300 zł za dobę spędzoną za kratami. W przypadku Tomasza Komendy – 18 lat w więzieniu to ponad 6500 dni. Mnożąc do razy 300 zł, wychodzą niemal równo 2 mln zł. Czy faktycznie takie może być odszkodowanie? Prawnicy, z którymi rozmawialiśmy, przyznają, że to całkiem prawdopodobne.
Jak wycenić cierpienie
Drugą kwestią pozostaje jeszcze zadośćuczynienie. Tu już trudno o konkretne przewidywania. – Zadośćuczynienie to świadczenie za krzywdę, za szkodę moralną, za doznane cierpienie. A to już jest kwestia oceny sądu – zwraca uwagę mecenas Hara. Wystarczy porównać dwie sprawy rozpoznane przez ten sam Sąd Apelacyjny w Katowicach w ubiegłym roku. W jednym przypadku chodzi o osobę, która w areszcie przebywała niesłusznie od lipca 1993 do września 1997, czyli ponad 4 lata – jej sąd okręgowy przyznał zadośćuczynienie w wysokości 250 tys. zł. W drugim przypadku niesłuszne tymczasowe aresztowanie trwało od kwietnia do lipca 1995 r., czyli 3 miesiące – przyznane zadośćuczynienie wyniosło 100 tys. zł. Nie ma porównania.
Na pewno szybciej wszystkie procedury przebiegają w przypadku osób niesłusznie tymczasowo aresztowanych. Tu nie ma potrzeby, aby zapadł wyrok uniewinniający. W przypadku skazanych młyny sprawiedliwości mielą wolniej. Kodeks postępowania karnego dopuszcza tylko dwa sposoby ustalenia, iż doszło do niesłusznego skazania: poprzez wniesienie kasacji lub poprzez wznowienie postępowania. A to trwa. Najpierw musi zapaść orzeczenie, iż ktoś został skazany niesłusznie. Dopiero wtedy można rozpoczynać procedurę ubiegania się o odszkodowanie i zadośćuczynienie.
Jeszcze daleka droga
W przypadku Tomasza Komendy te procedury nawet jeszcze nie ruszyły – na razie w świetle prawa jest on osobą skazaną. Uzyskał jedynie warunkowe przedterminowe zwolnienie, a to jeszcze niewiele oznacza. Teraz musi wpłynąć do sądu wniosek o wznowienie postępowania w jego sprawie, musi zapaść prawomocny wyrok – to się nie stanie z dnia na dzień. Więc nawet jeśli w przyszłości Tomasz Komenda otrzyma jakieś wysokie odszkodowanie i zadośćuczynienie, to na razie jest to pieśń przyszłości. Może liczyć jedynie na jakieś niewielkie świadczenie w ramach pomocy postpenitencjarnej.
Czy każdy niesłusznie aresztowany lub skazany ubiega się o odszkodowanie lub zadośćuczynienie? Zapewne nie, choćby dlatego, że czas na złożenie takiego wniosku jest ograniczony. W przeszłości kodeks przewidywał na to 3 lata, obecnie (po zmianie prawa w 2016 r.) rok. Tylko rok, bo to wcale nie jest aż dużo. Z danych, jakie otrzymaliśmy z biura Rzecznika Praw Obywatelskich wynika, że skala zjawiska jest naprawdę niemała. W 2015 r. do Biura RPO wpłynęło 3378 wniosków o kasację w sprawach karnych; w kolejnych latach trochę mniej: w 2016 r. 3199, w 2017 r. – 2897. Przy czym nie każdy wniosek kończy się faktycznie wniesioną kasacją oraz potem nie każda wniesiona kasacja kończy się w Sądzie Najwyższym uniewinnieniem. Niestety, Ministerstwo Sprawiedliwości nie prowadzi statystyk związanych z liczbą osób niesłusznie skazanych.
Rozpiętość wysokości zadośćuczynienia bywa bardzo duża. Sąd indywidualnie ocenia to, z jak poważnymi cierpieniami wiązał się pobyt w więzieniu. Tu się powinno brać pod uwagę choćby to, czy skazany przebywał w dużej celi, czy w małej, z iloma osobami, czy był karany karami porządkowymi w Zakładzie Karnym. Choć oczywiście kwestie cierpienia są niewymierne.