Jeszcze tydzień temu mało kto słyszał o firmie Cambridge Analytica. Dziś jest na ustach całego świata po tym, jak wyszło na jaw, że pomagała wygrać wybory nielegalnie pozyskując dane internautów z Facebooka. Niektórzy widzą tu też podobieństwa z internetową kampanią Andrzeja Dudy. Okazuje się, że w Polsce jest firma 1450, która zajmuje się m.in. takim rodzajem marketingu i w przeszłości pracowała dla PiS. Jest tajemniczo, bo na stronie próżno szukać informacji o nich. Jest tylko formularz kontaktowy. Udało nam się porozmawiać z Radkiem Tadajewskim, dyrektorem generalnym.
Niektórzy widzą w was polskiego odpowiednika Cambridge Analytica. To jak wygląda polska polityka w sieci?
Od 2014 zajmujemy się głównie wykrywaniem fake newsów i celowych manipulacji w internecie w różnych krajach – nie tylko Europy. Z Cambridge Analytica łączy nas jedynie to, że pracujemy dla klientów z całego świata. Jednak kampanie online to bardzo ciekawy temat, który teraz w zagranicznych mediach podawany jest w ostrym sosie, bo w kontekście kampanii Trumpa pisze się o prostytutkach, szantażach, brudnych materiałach. Obrazuje to, że gdy pewne narzędzia dostaną się w ręce ludzi bez zasad, moralności i etyki, to mogą być źle użyte. Dotyczy to każdej branży. Nie tylko reklamy.
O jakich narzędziach mówimy i jak to wygląda w praktyce?
W sensie technicznym nie ma żadnej różnicy między sprzedawaniem buta konkretnej marki a nakłanianiem do uwierzenia, że szczepionki są trucizną, czy że dany polityk jest świetny. Żeby przeprowadzić kampanią jakiegoś produktu należy zrobić badania, żeby zrozumieć co się określonej grupie ludzi podoba, a co nie. Badający starają się zrozumieć co ludzie myślą, co czują, co będzie dla nich ważne, atrakcyjne.
Jak już to wiemy, to często robimy stronę internetową dedykowaną danemu produktowi, a dokładnie 50,100, czy 600 wersji takiej strony internetowej i kierujemy tam ruch np. 100 tysięcy ludzi. I każda osoba, która tam wchodzi dostaje inną wersję strony. A my sprawdzamy, która wersja strony lepiej działa, mamy do tego odpowiednie narzędzia analityczne. Uczymy się o danym kliencie wszystkiego, czego możemy się nauczyć, a potem uruchamiamy np. kampanie płatne na Facebooku czy google AdWords. Zarówno Facebook jak i Google udostępniają nam możliwość decyzji, gdzie chcemy stargetować taką kampanią, tak żeby trafiła do tych ludzi, do których chcielibyśmy żeby trafiła.
A co jest mikrotargeting?
Nie ma jednej kampanii, tylko dziesiątki, setki, tysiące kampanii, które są nakierowane na rożne grupy końcowych odbiorców. To jest już bardzo złożona matematyka i informatyka. Czasy obrazków się skończyły, teraz rządzą liczby i budowane latami algorytmy.
Wróćmy do polskiej polityki?
Narzędzia są te same. Jedna z naszych spółek pracowała kiedyś dla dużej partii politycznej. Kupowaliśmy odpowiednie formy reklamowe i na bazie wiedzy, którą mieliśmy oferowaliśmy różnym grupom wyborców różne informacje. To było niezwykle ciekawe i inspirujące. Lata temu jeden z wiceszefów "Gazety Wyborczej” powiedział, że pierwszy raz widział w sieci kampanię w zachodnim stylu. Od lat jednak nie zajmujemy się polską polityką.
Chodzi o PiS.
Tak, media o tym pisały, bo współpraca była w pełni jawna, a faktury spółki składane w PKW wraz ze sprawozdaniami komitetów wyborczych. Łatwo ustalić lata tej współpracy nie tylko na podstawie faktur, ale też pozytywnego przełomu w notowaniach PiS w tamtych latach.
Ale generalnie polskie kampanie online to III świat?
Widzę boty, jakieś prymitywne zagrywki rywalizujących stron, banalne hashtagi na Twitterze. To jest raczej żenujące i szyte grubymi nićmi. W polskim internecie jesteśmy cały czas w epoce króla Ćwieczka. Nie widzę zaawansowanych narzędzi docierania do wyborców. Z drugiej jednak strony w Polsce hasają grupy, które budują naszą świadomość, ale raczej na zlecenie obcych rządów. Monitorujemy to i chętnie dzielimy się wiedzą z kluczowymi osobami odpowiedzialnym za cyberbezpieczeństwo w tej części świata. Na podstawie ujawnionych informacji to, co robiła w USA Cambridge Analytica, było takim działaniem ukierunkowanym politycznie.
A skąd się bierze bazy danych?
Wiele osób często wyraża zgodę na dostęp do różnych informacji pochodzących z ich profili w mediach społecznościowych. Generalnie wyrażamy zgodę niemal na wszystko. Odwołanie tych zgód jest trudne, bo są dobrze zakamuflowane. Użytkownicy sieci powinni wreszcie otworzyć oczy, a instytucje unijne lepiej zgłębiać tą tematykę.
Czy coś się zmienia w kampaniach w internecie?
Był taki moment, kiedy wydawało się, że partie zrozumiały, iż wydawanie pieniędzy na billboardy nie ma większego sensu. Była np. świetna kampania Rafała Trzaskowskiego w internecie. Ale teraz wszystko znowu zamarło.
Każdy z naszych ekspertów jest w stanie zrobić analizę, kto konkretnie tworzy wybrane hashtagi, kto to napędza, kto wprowadza nowe narracje, czy modyfikuje stare. Ale może to dobrze, że jest taki marazm, szczególnie na tle tego co się działo i co pokazały wyniki wyborów w USA. W Polsce też mogłaby przecież wygrać jakaś partia X wspierana przez firmę specjalizującą się w cyber social engineeringu...
Kampanii prezydenta Dudy nie robiła na pewno Cambridge Analytica. Oni nie mają żadnych polskich baz. Śledziłem ostatnie kampanie w sieci i sensowne rzeczy robiły jedynie ekipy od Kukiza, od Korwin-Mikkego. I to nie dzięki specjalnym narzędziom, tylko dzięki zaangażowanym ludziom. Ale z całym szacunkiem dla sukcesu wyborczego prezydenta Dudy, nie widziałem przed wyborami kampanii w sieci z prawdziwego zdarzenia.
A więc PiS i Paweł Szefernaker wcale nie zrobili najlepszej kampanii w internecie?
Nie widziałem żadnych odkrywczych rozwiązań. Ale widziałem budżet wydany na kampanię online i chyba to było kluczem do sukcesu w tym przypadku.