
Reklama.
Przemówienie Jacka Czaputowicza nie należało do tych porywających, a na horyzoncie nie widać perspektywy na zmianę polskiego podejścia do polityki zagranicznej. Nadal jesteśmy na kursie kolizyjnym z Komisją Europejską i nie wygląda na to, że nie zamierzamy ustąpić choćby na krok. Było też o Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Rosji. Jednak pomysłów na poprawę stosunków dyplomatycznych z Izraelem, USA czy Ukrainą brak. Jednak sama treść exposé raczej nie zwracała uwagi – bardziej rzucały się w oczy pustki na sali plenarnej Sejmu.
Zazwyczaj podczas exposé szefa MSZ, w największej sali izby niższej polskiego parlamentu można było spodziewać się prawie wszystkich posłów. Zawsze pojawiał się też liczny korpus dyplomatyczny, prezydent i jego współpracownicy oraz przedstawiciele rządu. Dzisiaj, chwilami dyplomatów na sali obrad było więcej niż polskich parlamentarzystów.
Skąd taka zmiana? Wszystkiemu winien jest... marszałek Sejmu Marek Kuchciński i zmiany jakie zaprowadził w trybie pracy izby. Według nowych porządków, posiedzenia komisji, zespołów i grup roboczych trwają w tym samym czasie co głosowania czy informacje ministrów i posłów odbywające się na sali plenarnej. Jeśli więc parlamentarzysta chce głosować, nie będzie obecny na komisji, której jest członkiem. Z kolei, gdy zdecyduje się uczestniczy w posiedzeniu swojej komisji, nie weźmie udziału w głosowaniu, czy wysłuchaniu informacji. Jak łatwo się domyślić, problemu posłowie PiS nie dostrzegają.