W czwartek "dobra zmiana" została zmuszona do przyznania się do wielu błędów i wiele kłopotliwych spraw wyszło na jaw. W PiS zobaczyli wczoraj, do czego doprowadził eksperyment, który im Jarosław Kaczyński zgotował – mówi #TYLKONATEMAT Sławomir Neumann. – Do niedawna walka buldogów odbywała się pod dywanem, ale rozgorzała tak bardzo, że dywan zrobił się dla nich zbyt krótki. Teraz buldogi zagryzają się już na naszych oczach. Dlatego nie powinien nikogo dziwić rozbiegany i niepewny wzrok u wielu posłów PiS, którzy nie wiedzą, co się dzieje – dodaje szef klubu parlamentarnego PO.
Oj nie, najgorszy dla nich dzień dopiero nadejdzie...
Pytałem oczywiście o tę kadencję.
Z tej perspektywy na pewno był to dla nich zły dzień. W czwartek "dobra zmiana" została bowiem zmuszona do przyznania się do wielu błędów i wiele kłopotliwych spraw wyszło na jaw. W PiS zobaczyli wczoraj, do czego doprowadził eksperyment, który im Jarosław Kaczyński zgotował. Zresztą to zniknięcie prezesa pokazuje, że on sam ciężko przeżywa ostatnie tygodnie.
Ten czas pokazał, że nie tylko nie wypalił eksperyment z Mateuszem Morawieckim, ale i wcześniejszy eksperyment zwany Beatą Szydło dopiero teraz budzi złość Polaków. Ujawnienie przez Platformę Obywatelską informacji o tych wszystkich nagrodach, które rząd PiS sobie przyznał, sprawiło, że w gruzach legła legenda mówiąca, iż PiS wszystko robi tylko z myślą o "zwykłych ludziach". Już wiadomo, że najważniejsze było wprowadzenie programu "Koryto+"! To najbardziej pazerna ekipa, jaka kiedykolwiek była u władzy.
Zgodnie z pańską zapowiedzią, odpaliliście w Sejmie aferę, od której można "pospadać z krzeseł". Czy to wszystko zostało jednak porządnie zweryfikowane? W naTemat już w styczniu pisaliśmy o sprawie ks. Tomasza Jegierskiego, ale nasz reporter zwracał wówczas uwagę, że to głównie konflikt typu słowo przeciwko słowu...
Oczywiście wiem, co naTemat.pl o tym wówczas pisało, ale od tego czasu doszło jeszcze kilka nowych faktów. Ksiądz Jegierski ma dokumenty i zgłosił tę sprawę do prokuratury, po czym spotkały go szykany ze strony Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Służby zaczęły interesować się nie tylko nim samym, ale i jego rodziną. Przeszukiwali mieszkanie księdza Jegierskiego i weszli o szóstej rano do jego 94-letniej babci. Tymczasem na jego zgłoszenie nikt nie zareagował. Nie wiem, czy Zbigniew Ziobro w ogóle o tym śledztwie wiedział, czy sprawa „załatwiana” była na niższych szczeblach prokuratury.
W PO oczekujemy więc, że coś zacznie się wreszcie w tej sprawie dziać i prokuratura oraz służby porządnie ją wyjaśnią. Niech sprawdzą, czy były takie podejrzane transfery pieniędzy. Przecież to jest dla nich całkiem łatwe do sprawdzenia, kto komu płacił. I wszystko będzie jasne.
Pojawiają się komentarze sugerujące, że to może być prowokacja, która ostatecznie doprowadzi do skompromitowania PO. Nie macie takich obaw?
Ks. Tomasz Jegierski przyszedł do nas z prośbą o pomoc, bo bez odzewu pozostawały jego wcześniejsze apele kierowane do Ministerstwa Sprawiedliwości, Prokuratury Generalnej, a także te do prezydenta Andrzeja Dudy i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Jedyną osobą, która pomogła księdzu Tomaszowi był mecenas Roman Giertych. Przyjął go w swojej kancelarii, zaczął tę sprawę badać i ostatecznie został pełnomocnikiem księdza.
Ja nie chcę dziś o niczym przesądzać, bo tylko odpowiednie instytucje są w stanie sprawdzić prawdziwość zarzutów kierowanych pod adresem Kornela i Mateusza Morawieckich oraz ich otoczenia. Jednak wygląda na to, że sprawa była przez kilka miesięcy konsekwentnie "ukręcana", co tylko spowodowało, że zrobiła się bardziej podejrzana.
Ksiądz Jegierski mówi, że kiedy Mateusz Morawiecki był jeszcze prezesem BZ WBK, dostał od tego banku dotację na fundację "SOS dla Życia" pod warunkiem oddania prawie 100 tys. zł Kornelowi Morawieckiemu na kampanię wyborczą. I żadne organy państwowe tego nie sprawdzają? W jakim my więc państwie żyjemy?!
To powinno być dogłębnie wyjaśnione, bo premierem Polski musi być osoba pozostająca poza wszelkim podejrzeniem. A jeśli to wszystko nieprawda, śledczy tym bardziej powinni to publicznie ogłosić. Będziemy oczekiwać informacji w Sejmie od ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego z postępów w śledztwie dotyczącym panów Morawieckich i księdza Jegierskiego.
Skoro mówimy o tym, co będzie po świętach, to na ten czas niespodziewanie zostało odłożone głosowanie w sprawie wyrażenia przez Sejm zgody na zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie Stanisława Gawłowskiego. To prawda, że wybłagaliście taką decyzję w obozie "dobrej zmiany", by wasz partyjny kolega mógł spędzić Wielkanoc z rodziną?
Bzdura. To Beata Mazurek rozpowszechnia taką nieprawdziwą wersję wydarzeń. W rzeczywistości było tak, że na popołudniowym Konwencie Seniorów marszałek Marek Kuchciński sam z siebie zaproponował, by ten blok głosowań zdjąć z porządku obrad i przenieść go na poświąteczne posiedzenie. To była jego decyzja. Z naszej strony nikt tego nie proponował.
Gdy patrzę na klub PiS w ostatnich dniach, widzę, że oni są w jakimś bezwładzie. Nie są w stanie podejmować ważniejszych decyzji. Od dłuższego czasu nie ma Jarosława Kaczyńskiego i widać, że bez niego się gubią. A inna sprawa, że część tych ludzi dopada już wstyd i przeświadczenie, iż nie powinni brać dłużej udziału w takiej szopce.
Nie zdziwiłbym się więc, gdyby wielu posłów nie chciało zagłosować za tym kuriozalnym, wyłącznie politycznie motywowanym wnioskiem o aresztowanie Gawłowskiego. Potrzebne jest co najmniej 231 głosów i może rzeczywiście w PiS wycofali się, bo wiedzieli, że tylu rąk podniesionych "za" nie zobaczą.
Zacząłem od pytania, czy czwartek był najgorszym dniem „dobrej zmiany”, bo przecież afera z ks. Jegierskim to nie wszystko. Mieliśmy też historię z prokuratorem generalnym Zbigniewem Ziobrą, który nie zostawił suchej nitki na ministrze sprawiedliwości Zbigniewie Ziobrze...
Moim zdaniem, to wpisuje się w konflikt z ostatnich tygodni między Zbigniewem Ziobrą a Mateuszem Morawieckim. Nie jest już w Warszawie tajemnicą, że w PiS mają wielką ochotę Ziobrę odwołać. Bo uznali, że zrobił swoje, a teraz ma zbyt dużą władzę. Znaleźli też pretekst, by go zdymisjonować. W PiS już dość otwarcie mówią, że konflikt z Izraelem i USA w sprawie nowej ustawy o IPN to wina Ziobry i Jakiego.
Właśnie na nich zrzucają odpowiedzialność za problemy, które Morawiecki ma w Europie i na świecie. Za cenę jakiejś tam poprawy stosunków z UE, USA i Ukrainą są gotowi położyć głowę Zbigniewa Ziobry. On o tym oczywiście dobrze wie i próbuje jakoś wybrnąć. Nawet poprzez taką druzgocącą krytykę siebie samego.
Oni panicznie próbują naprawić relacje, które dewastowali przez pierwsze dwa lata rządów. Zobaczyli, że zostali sami i nikt ich nie obroni. Zabawa w Europie i na arenie międzynarodowej się skończyła. Szukają więc na siłę jakiegoś kozła ofiarnego, którego poświęcą i będą udawać, że sprawa załatwiona. I to, co zaproponował Marek Ast, tylko potwierdza, że w ofierze ma być złożony Zbigniew Ziobro. W niego najmocniej uderzają nowe projekty PiS dotyczące sądownictwa, bo przecież to Ziobro i Piotrowicz byli twarzami „reform” wymiaru sprawiedliwości i TK.
Najciekawsze są więc wychodzące na wierzch wewnętrzne konflikty w obozie „dobrej zmiany”. Do niedawna walka buldogów odbywała się pod dywanem, ale rozgorzała tak bardzo, że dywan zrobił się dla nich zbyt krótki. Teraz buldogi zagryzają się już na naszych oczach. Dlatego nie powinien nikogo dziwić rozbiegany i niepewny wzrok u wielu posłów PiS, którzy nie wiedzą, co się dzieje. Zaczyna do nich docierać, że najpóźniej za półtora roku będą w opozycji.
To nie jest więc kwestia jednego najgorszego dotąd dnia. Czwartek był jedynie efektem tego, co działo się od miesięcy. I to nie koniec... Do świąt został tydzień i mam wrażenie, że jeszcze wiele się w tym czasie wydarzy.