Na zdjęciu - występ Decapitated na festiwalu w Chmielnikach.
Na zdjęciu - występ Decapitated na festiwalu w Chmielnikach. Fot. Tymon Markowski / Agencja Gazeta

"Trafić do więzienia w obcym kraju, z zarzutami natury kryminalnej, to ekstremalne doświadczenie. Nikomu nie życzymy" – opisuje na Facebooku Wacław "Vogg" Kiełtyka, gitarzysta metalowego zespołu Decapitated. To nie jest sucha informacja o tym, że muzycy po paromiesięcznym pobycie w areszcie w USA są już znowu w Polsce i planują powrót do koncertowania i nagrywania płyt. To pełna emocji relacja o tym, co się działo za oceanem po tym, jak grupa została oskarżona o dokonanie gwałtu. Kiełtyka dziękuje tym, którzy wsparli Decapitated – m.in. posłowi PiS Dominikowi Tarczyńskiemu.

REKLAMA
96 dni
"Jesteśmy niewinni. Jesteśmy wolni. Jesteśmy w domu. I jesteśmy gotowi do powrotu z zespołem. Ostatnie kilka miesięcy to najstraszniejszy i najbardziej irracjonalny czas w naszym życiu" – tymi słowami zaczyna się emocjonalny wpis gitarzysty Decapitated. Wacław "Vogg" Kiełtyka pisze i o pobycie za kratami w USA, i o tym, jak niesłuszne oskarżenia przeżyli muzycy zespołu, i o tym, co dalej z metalową grupą.
Przypomnijmy – afera wybuchła we wrześniu ubiegłego roku. Wówczas gruchnęła informacja, że podczas trasy koncertowej za oceanem muzycy polskiego zespołu zostali zatrzymani w mieście Spokane. Dwie fanki oskarżyły Polaków o to, że padły ofiarą zbiorowego gwałtu w autobusie grupy. "W umieszczonym nad zlewem lustrze widziała potem, że gwałcą ją na zmianę członkowie zespołu" – brzmiała relacja. Trudno się dziwić, że wobec tak poważnych oskarżeń muzycy trafili za kraty, choć zespół od początku stanowczo zapewniał: "nie jesteśmy porywaczami, gwałcicielami kryminalistami".
Gramy dalej
Wersja przedstawiana przez metalowych artystów potwierdziła się w styczniu – udowodniono, że oskarżenia fanek są bezpodstawne. Wobec tego prokuratura wycofała swoje oskarżenia. Muzycy zostali zaś oczyszczeni z zarzutu porwania i gwałtu. Teraz współzałożyciel i gitarzysta zespołu Wacław "Vogg" Kiełtyka opisuje, jak to wyglądało.

Więzienie to straszne miejsce. Przez 96 dni spędzonych w celi i prawie miesiąc poza nią musieliśmy radzić sobie z lękiem, niewiarygodnym stresem, depresją, a nawet przemocą. Było bardzo ciężko – nam, ale szczególnie naszym rodzinom.

Trafić do więzienia w obcym kraju, z zarzutami natury kryminalnej, to ekstremalne doświadczenie. Nikomu nie życzymy. Oznaczało to dla nas i dla naszych rodzin dni pełne stresu i bezsenne noce.

"W epoce internetu naprawdę łatwo zrujnować komuś życie, życie rodzinne, karierę" – dodaje Kiełtyka, nie kryjąc żalu, że informacja o oskarżeniach o gwałt przebiła się łatwo do opinii publicznej. Z większym trudem przebija się prawda, iż wszelkie zarzuty zostały oddalone.
"Gorący temat"
"Fałszywe oskarżenie może w jednej chwili zmienić życie. Jednego dnia wszystko jest w porządku. Następnego budzisz się w więzieniu, z policyjną kartoteką. Zostałeś naznaczony, napiętnowany, choć wciąż czekasz na rozwój wydarzeń, chociaż oskarżenia są nieprawdziwe. A kiedy już wszystko się kończy, przestajesz być w internecie 'gorącym tematem'" – pisze muzyk.
Wacław "Vogg" Kiełtyka składa podziękowania tym, którzy ich wspierali i dzięki którym muzycy opuścili areszt. W tym gronie znaleźli się m.in. amerykańscy prawnicy, ale też i poseł PiS Dominik Tarczyński.
"Chciałbym również podziękować Panu Dominikowi Tarczyńskiemu, posłowi na Sejm RP, który odwiedził nas w Spokane, by upewnić się, czy nasze prawa człowieka są przestrzegane i który od początku wspierał nasze rodziny. To znaczy więcej, niż mógłbym wyrazić słowami" – pisze muzyk.