
Kim jest dawna sąsiadka babci Tomasza Komendy Dorota P.? Czy dziś odczuwa wyrzuty sumienia? "Gazeta Wyborcza" dotarła do świadków i dokumentów, które wskazują, że kobieta w przeszłości składała fałszywe zeznania. Jednak wówczas w 2000 roku nikt tego nie sprawdził. Ba, nikt tego nie sprawdzał do tej pory – dopiero teraz zaczęto przeglądać akta, które wskazują, że rewelacje Doroty P. prokuratura i sąd powinny potraktować co najmniej z krytycznym sceptycyzmem. Nikt też nie skontrolował jej powiązań z przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości.
Nie sprawdzono jednak, że sąsiadka jest mało wiarygodnym świadkiem – w 1994 r. złożyła nieprawdziwe doniesienie o tym, że jej konkubent Bogdan B. się nad nią znęca. Nikt z sąsiadów (także babcia Tomasza Komendy) nie potwierdził jednak jej zarzutów. Okazało się m.in., że w czasie, gdy konkubent miał ją bić, nie było go wówczas we Wrocławiu. Mało tego – wykorzystała podpis mężczyzny złożony na innych dokumentach i próbowała się zameldować w jego mieszkaniu. Proces toczył się przez wiele lat – sąd nakazał jej eksmisję. "Wyborcza" dotarła do Bogdana B., a ten wspomina – to po prostu była oszustka.
"Gdy wytaczała kolejne sprawy przeciwko mnie bądź gdy z domu znikały mi przedmioty i podejrzewałem ją o kradzież, śmiała się, że i tak nic jej nie zrobią, bo wśród policjantów, prokuratorów i sędziów ma dużo dobrych znajomych".