Nie żałuje, że w marcu '68 roku nie wsiadł do pociągu na Dworcu Gdańskim i nie wyjechał z Polski. – Uważam, że miałem fantastyczne życie w tym kraju. Nikt z nas nie wierzył, że ten komunizm można obalić, a okazało się, że można. I myśmy się do tego przyczynili. Nigdy nie widziałem swojego życia poza Polską – mówi nam Seweryn Blumsztajn. Wieloletni dziennikarz "Gazety Wyborczej" i opozycjonista w ostatnim czasie jest w sieci obrażany. Zdecydował się wystąpić w kampanii Muzeum Polin, w której odczytuje antysemickie komentarze internautów.
"Miło popatrzeć jak Żyd zbiera po ryju"; "To nie ludzie, to zwierzęta"; "Nie gość, tylko Żyd albo niechciany w Polsce Żyd... jak reszta towarzystwa pejsatego" – słyszymy w spocie Muzeum Żydów Polskich Polin. Nie miał pan dość, czytając te wszystkie obelgi?
Takie uczucie mam mniej więcej od 50 lat.
Bez przerwy?
Nie, no oczywiście nie bez przerwy. Przez lata ten hejt był znacznie mniej obecny niż teraz. W pewnym sensie jestem na to uodporniony po 1968 roku. Chociaż akurat wtedy siedziałem w więzieniu. Nagle zderzasz się z czymś tak obrzydliwym... I tak naprawdę nie wiesz, co z tym zrobić, mimo że przez całe życie to w jakiś sposób jest obecne.
Z czego się ten antysemityzm bierze?
Uważam, że wszystko zależy od polityków. Albo oni dopuszczają w sferze publicznej taki język i wtedy to wybucha, albo jest to piętnowane, zakazywane. Mieliśmy taki czas w wolnej Polsce, kiedy to było niedopuszczalne.
A teraz ktoś otworzył puszkę Pandory i na światło dzienne wyszły wszystkie potwory.
Zrobił to PiS. I uważam, że Kaczyński miał tego pełną świadomość, puszczając tę ustawę (nowelizację ustawy o IPN – red.). On nie ma żadnych złudzeń w tej sprawie, jeśli chodzi o polskie społeczeństwo. Uważał, że w ten sposób zdobędzie kolejne punkty w poparciu społecznym.
I zdobył.
Nie, akurat tym razem nie powiodło się na tyle, to nie podniosło im sondaży.
Ten twardy elektorat na początku zareagował bardzo dobrze na nowelizację ustawy o IPN, co było widać także w sondażach. Dopiero teraz – po głośnych nagrodach dla ministrów, kryzysie jaki spowodowała ustawa o IPN – tracą.
Sondaże są reakcjami na różne rzeczy, więc bardzo trudno wprost to przekładać. W każdym razie zrobiono to z pełną świadomością. I teraz zbieramy tego owoce. Będziemy się z tego leczyć przez lata. To powoduje taką obrzydliwą atmosferę, tak pogarsza relacje międzyludzkie, wprowadza nienawiść na ulice.
Pamiętam, że po '68 roku nie tylko Żydzi uciekali z Polski, uciekało także mnóstwo innych ludzi. Po prostu, jak się robi taka parszywa atmosfera, to ludzie uciekają.
Ogromna praca wielu ludzi przez te dwadzieścia parę lat została zaprzepaszczona. To bardzo dramatyczne. I rzeczywiście, jak się czyta te wpisy w internecie, chociaż to nie tylko wpisy.
W spocie "Złe słowa" (w ramach kampanii "Inna historia na ten sam hejt") oprócz Seweryna Blumsztajna, Daniel Passent czy Agnieszka Arnold czytają obraźliwe antysemickie komentarze. To film Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN i Instytutu Historycznego w Polsce, który promuje wystawę "Obcy w domu. Wokół Marca '68".
No tak, publiczne wystąpienia dziennikarzy, w których mówią o parchach...
Pół biedy, że jakiś facet tak powie. Ale że on dalej występuje w telewizji publicznej... To jest niewyobrażalne w Europie. Zapewniam, że we Francji, którą znam najlepiej, nigdy nie pojawiłby się w żadnej telewizji. Ziemkiewicz miałby przerąbane, a widuję go nadal. Przesunęliśmy barierę i co więcej – ta cała radykalna prawica zrozumiała, że wolno, a jak wolno, to walą. Nie wiadomo jak długo będziemy to odkręcać.
Długo trzeba było czekać na reakcję Kościoła potępiającą antysemityzm. Wreszcie w połowie stycznia arcybiskup Ryś powiedział, że antysemityzm jest grzechem.
Ale to jeden biskup. Wie pani, to jest trochę tak, że w '68 roku Kościół nie zrobił nic w sprawie antysemickiej kampanii. Nie odezwał się. W jakiejś mierze mogę to zrozumieć, bo pewnie kardynał Wyszyński uważał, że czerwoni nawalają się między sobą. Ale po Janie Pawle II, po drugim soborze, to jest przerobione doktrynalnie. Dlatego to obecne milczenie Kościoła jest podwójnie godne napiętnowania. Kościół milcząc w tej sprawie, traci jakby moralne prawo do ocen etycznych.
Dziwi pana nagły zwrot akcji w sprawie nowelizacji ustawy o IPN? Patryk Jaki bije się w pierś i powtarza, że żadna ustawa nie jest idealna.
Oni w ogóle nie mają wyobraźni. Zderzyli się ze światem.
Nie przewidzieli, że ta ustawa może tak namieszać?
Dla mnie najbardziej charakterystyczne są przemówienia premiera Morawieckiego. Co powie, to gorzej. To są ludzie wychowani w tej wizji narodowo-katolickiej Polski. By ta sprawa z nowelizacją ustawy zaczęła iść do przodu, to musi zostać przyjęta żydowska opowieść o Holokauście.
Marzec 1968 i marzec 2018 – widzi pan jakieś analogie?
Wracają te same klisze językowe: piąta kolumna, antypolscy Żydzi. Znowu spieramy się o obozy koncentracyjne. I zapewniam, że to będzie wybuchało, wracało, jeśli na to pozwolimy. Setki pokoleń były kształtowane w przekonaniu, że Żyd to zło absolutne. Taka jest kultura europejska i katolicka. Na Zachodzie tego bardzo pilnują. U nas nie. Więc będziemy z tym szli nie wiadomo dokąd.
"Żyd z wyłupiastymi oczami"; "Polakożerca" – to reakcja internautów na spot Muzeum Polin, który z kolei miał być reakcją na hejt. Spodziewał się pan?
Tak musiało być. Oni po prostu innej odpowiedzi nie mają. Przecież nie będą się bili w piersi. Mam trochę inną sytuację, ponieważ w '68 roku wypromowano mnie na Żyda PRL-u , bo mam wyraziste nazwisko. Więc ja tę twarz muszę nosić. Mogę mieć najbardziej patriotyczny życiorys, ale to nikogo nie przekona, bo hejterzy swoje wiedzą. To co się stało, jest w pewnym sensie naturalne. Byłem na to przygotowany. Ale ja tego nie czytam, ile można.
Dla zdrowia psychicznego.
Polska jest podzielona. Na ulicach bardzo często zaczepiają mnie ludzie: pozdrawiają, ściskają mi rękę. Tyle że oni oglądają TVN24, a tamci śledzą swoje media. To są podzielone światy. Wspólna jest tylko reprezentacja piłkarska i Kamil Stoch. Wpisów w internecie nie czytam.
A ci, którzy oglądają inną telewizję i czytają inną prasę niż pan, zaczepiają pana na ulicach?
Nie znają twarzy.
Co najbardziej obraźliwego na swój temat pan przeczytał?
Raz przeczytałem tę falę hejtu na mnie, kiedy powiedziałem w "Loży prasowej", że nie dziwi mnie, iż Macierewicz wyciągnął te teczki na Morawieckich, jak się bronił przed odejściem. Bo wszystkie wzloty polityczne Antoniego Macierewicza kończyły się wyciąganiem jakichś teczek i w końcu lądował z nimi w wychodku. On wtedy zapowiedział, że mnie poda do sądu. Ktoś mi to przysłał i przeczytałem te komentarze. I chyba najbardziej zdumiało mnie zdanie: "Gomułka nie dokończył pracy". Oni odwołują się do komuny, do Hitlera. Oni nie są w stanie mnie obrazić. Nauczyłem się z tym żyć, zresztą jak ktoś się nazywa Blumsztajn, to musi nauczyć się z tym żyć.
Nie żałował pan, że nie wyjechał razem z rodzicami w marcu 1968 roku?
Po pierwsze, czułem się odpowiedzialny za tę awanturę, którą wywołałem. I za tych ludzi, którzy w niej uczestniczyli, wylecieli przez to ze studiów, byli skazani . Więc pomysł, że mogę ich zostawić i wyjechać, wydawał mi się absurdalny. Po drugie, uważałem, że nie będzie Gomułka decydował o tym, kim jestem. To mój wybór.
Po trzecie, mam wrażenie, że te kilkanaście osób, które przeszły tę antysemicką kampanię, potem żyły w taki sposób, by zaprzeczyć temu, co o nas wtedy pisano. I chyba nam się to udało. Uważam, że miałem fantastyczne życie w tym kraju. Nikt z nas nie wierzył, że ten komunizm można obalić, a okazało się, że można. I myśmy się do tego przyczynili. Nigdy nie przyszło mi do głowy, by żałować, że nie wyjechałem w '68. I nigdy nie widziałem swojego miejsca poza Polską. Poza tym, do cholery, to moja ojczyzna. I mam do niej takie samo prawo, jak każdy, kto się nazywa Kowalski albo Kwiatkowski.