Nie załapał się do wielkiej polityki w wyborach w 2015 roku, po których w ławach sejmowych zasiadło wielu przedstawicieli tzw. rodzin smoleńskich. Teraz próbuje nadrobić stracony czas i wykorzystuje wszelkie możliwości jakie daje mu nazwisko, które nosi.
Podczas przemówienia prezydenta Dudy na obchodach 8 rocznicy katastrofy smoleńskiej Piotr Walentynowicz, wnuk Anny Walentynowicz, legendarnej działaczki "Solidarności” odwrócił się do głowy państwa plecami. – To moje małe weto – tłumaczył dziennikarzom.
Nawiązywał w ten sposób do wcześniejszej krytyki weta Andrzeja Dudy ws. ustawy degradacyjnej. Wtedy wypalił, że nie życzy sobie obecności prezydenta na obchodach smoleńskich. Napisał nawet ostry jak brzytwa list do głowy państwa w tej sprawie.
Pokazał Dudzie plecy
Niektórzy prawicowi publicyści są dzisiaj zniesmaczeni zachowaniem Walentynowicza. Kataryna nazwała go "pajacem” i napisała, że robi Dudzie to co radykalna, narodowo-katolicka prawica nazywała kiedyś "przemysłem pogardy” wobec Lecha Kaczyńskiego, a Cezary Gmyz podsumował karierę Walentynowicza pisząc o nim, że "z zawodu jest wnukiem Anny Walentynowicz”.
Ale jak się wydaje ten radykalizm Walentynowicza ma być kluczem do osiągnięcia politycznego celu.
– W ostatnich wyborach samorządowych kandydowałem z ramienia Polski Razem Zjednoczonej Prawicy (była partia Jarosława Gowina -przyp.red) na listach PiS do Rady Miasta Gdańska, a w 2015 roku ubiegałem się też bez powodzenia o mandat poselski. I zamierzam podążać tą drogą w najbliższych wyborach parlamentarnych – deklaruje w rozmowie z naTemat Piotr Walentynowicz.
Radny z taksówki
– Moja postawa wobec prezydenta nie ma nic wspólnego z polityką. To jest moja osobista reakcja wynikająca z rozżalenia i zawodu. Babcia zawsze domagała się rozliczenia PRL. Prezydent wetując ustawę degradacyjną opowiedział się po stronie układu, który wytworzył się w Magdalence. Chodziło o uratowania bandytów z PRL. Prezydent przedłużył gwarancje beneficjentom i spadkobiercom tych bandziorów. Nie chodzi o politykę tylko o sprawiedliwość – grzmi niczym na wyborczym wiecu.
Pokazanie pleców Andrzejowi Dudzie podczas uroczystości odsłonięcia pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej było konsekwencją takich poglądów i takiego myślenia.
Z zawodu Walentynowicz jest technikiem mechaniki i eksploatacji pojazdów samochodowych. Ale jadł chleb z niejednego pieca. Był marynarzem, pracował w budownictwie, budował np. Galerię Bałtycką jako operator żurawia.
Jego zawodowa kariera była kręta, ale dzięki nazwisku babci za rządów PiS nie może narzekać.
Jest członkiem klubu radnych PiS w Radzie Miasta Gdańska (mandat radnego uzyskał w 2014 roku startując z siódmego miejsca). Startował też w 2015 roku w wyborach parlamentarnych. Nazwisko nie wystarczyło by z 16 miejsca na liście uzyskać mandat.
Ale to już historia. – Z Gowinem rozstałem się w listopadzie ubiegłego roku. Na razie jestem bezpartyjny – mówi Walentynowicz naTemat.
Jako radny Gdańska Walentynowicz dorabiał na taksówce. Jeździł dacią logan, którą kupił ją dzięki pomocy finansowej swojej babci. W połowie lipca 2016 r. zawiesił swoją taksówkarską działalność gospodarczą.
Miękkie lądowanie w zbrojeniówce
Wylądował miękko, w spółce Pit-Radwar w Warszawie, która wchodzi w skład państwowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Grupa podlega szefowi MON, a resortem kierował wówczas Antoni Macierewicz; w spółce pracował też m.in. Bartłomiej Misiewicz.
Jak podawała "Gazera Wyborcza” Walentynowicz pracuje w biurze dyrektora generalnego (on sam twierdził, że jest szeregowym pracownikiem).
Walentynowicz przekonuje, że nie zawdzięcza pracy Macierewiczowi. Tłumaczy, że pracę dostał po tym, jak wysłał swoje CV. W swoim oświadczeniu wykazał zarobki sięgające 7-8 tys. zł miesięcznie.
Ale, co ciekawe, opozycja ma o nim dobre zdanie. – Jego aktywność na sesjach jest na poziomie średnim. Ale jeżeli chodzi o zdolność do współpracy z opozycją to jest ona wysoka – mówi naTemat Wojciech Błaszkowski (PO) wiceprzewodniczący Rady Miasta Gdańsk.
– Na sesjach wcale nie jest taki radykalny. Zabiera głos w sposób wyważony. Sprawia wrażenie osoby konstruktywnej. A poza tym jest sympatycznym człowiekiem, z którym można porozmawiać.
Do polityki ciągnie też chyba Janusza Walentynowicza, ojca Piotra i syna Anny Walentynowicz. Po zdymisjonowaniu Macierewicza w MON Janusz Walentynowicz bezkompromisowo stanął w jego obronie.
Ojca też ciągnie do polityki?
– Niegodne i haniebne jest potraktowanie w ten sposób człowieka, który tyle pracy włożył i był na tyle odważny, by stawać naprzeciwko tym wszystkim popłuczynom KGB-owskim, generałom, którzy do tej pory siedzieli na stołeczkach w wojsku, w BBN-ie - tak Janusz Walentynowicz komentował zmiany na stanowisku szefa MON w rozmowie z portalem niezalezna.pl.
Dołączył również do grona osób, które zapowiedziały publicznie, że nie oddadzą swojego głosu na Andrzeja Dudę w następnych wyborach prezydenckich.
Szkopuł w tym, że ostatnie porażki polityczne mentora Walentynowiczów, czyli Antoniego Macierewicza nie wróżą dobrze ich karierom.