
Z pełną odpowiedzialnością mówię: nie było żadnych wielokrotnych upomnień. TVP kłamie – przekonuje w najnowszym "Newsweeku" Joanna Racewicz. Wdowa po Pawle Janeczku opowiada również, jak takie osoby jak ona są traktowane przez władze.
Racewicz przyznała także, że nie była zaproszona na odsłonięcie pomnika smoleńskiego na pl. Piłsudskiego 10 kwietnia. – Nie, nie dostałam. Nie tylko zresztą ja. Parę dni wcześniej spotkałam się z dziewczynami z naszego smoleńskiego kręgu. Od lat organizujemy rocznicową mszę w intencji naszych bliskich, którzy zginęli w katastrofie. Potem zwykle jest chwila na rozmowę, pobycie razem. Większość z nas nie dostała zaproszenia. Bo tu nie o pamięć chodzi – stwierdziła.
Tymczasem o całej reszcie mówi się „i 94 inne ofiary”. Idę o zakład, że gdyby poprosić przechodniów na ulicy o wymienienie choćby pięciu osób, które zginęły 10 kwietnia 2010 roku - nikt nie byłyby w stanie tego zrobić. Nie potrafimy dbać o pamięć naszych ofiar. Amerykanie, podczas kolejnych rocznic 11 września, gdy wyczytywane są nazwiska tych, którzy zginęli - potrafią stać w szacunku i milczeniu. Niezależnie od tego, czy głosowali na Trumpa czy na Clinton. A u nas? Kapitał jedności zgromadzony w obliczu tej tragedii został bardzo szybko roztrwoniony.
Sprostowanie
W artykule "Joanna Racewicz zarzuca TVP kłamstwo. Chodzi o jej głośne zwolnienie z pracy" opublikowanym na portalu naTemat.pl w dniu 16.04.2018, nieprawdziwa jest zawarta w tytule informacja, iż Joanna Racewicz została zwolniona z pracy. W rzeczywistości Pani Racewicz sama zrezygnowała ze współpracy z TVP.
