Julia Przyłębska nie chciała odpowiedzieć na pytanie o nagrody da urzędników TK. Łącznie wypłacono około 1,5 miliona złotych.
Julia Przyłębska nie chciała odpowiedzieć na pytanie o nagrody da urzędników TK. Łącznie wypłacono około 1,5 miliona złotych. Fot. Screen z Facebook / TVN
Reklama.
W marcu dziennikarze TVN spotkali Julię Przyłębską na Dworcu Centralnym. Prezes Trybunału Konstytucyjnego była tam prywatnie, z wnuczką. Czekała na pociąg do Berlina, gdzie mieszka na co dzień. To wtedy reporter TVN usiłował zadać jej pytanie. Później media związane z obozem Prawa i Sprawiedliwości donosiły o "bezpardonowym ataku na prezes Trybunału Konstytucyjnego, gdy ta wraz z kilkuletnią wnuczką czekała na pociąg w Warszawie. Jak powiedział portalowi tvp.info świadek zajścia, wyglądało to na 'ustawkę', żeby nagabywać panią prezes w sytuacji prywatnej" – można było przeczytać na stronie TVP Info.
Z poniedziałkowej zapowiedzi programu "Czarno na białym" w TVN24 wynika, że dziennikarze próbowali się wówczas dowiedzieć, czy urzędnicy w Trybunale Konstytucyjnym tak dobrze pracują, że należało im wydać aż 1,5 miliona złotych premii tytułem nagród. Na nagraniu udostępnionym w na profilu programu na Facebooku widać, że Julia Przyłębska nie miała ochoty odpowiedzieć na to pytanie na dworcu. Innej możliwości zaś nie było – prezes TK odwiedza tylko te media, w których nie usłyszy niewygodnego pytania. Na nielicznych konferencjach prasowych natomiast odpowiada tylko na te pytania, które dotyczą tematu konferencji.
Nagrody w TK wcale nie są niczym dziwnym w czasach rządów PiS. Beata Szydło wypłacała nagrody swoim ministrom przez prawie dwa lata, samej sobie zresztą też przyznała nagrodę. Ujawnienie skali zjawiska ma duży wpływ na ostatnie notowania tej partii. Według sondaży partia Jarosława Kaczyńskiego wyraźnie traci sympatię pośród wyborców.