„Karol Okrasa przeprasza Pascala Brodnickiego za nazwanie go francuską bagietką”. Słyszę w radio. Na ulicy widzę billboard „Pascal kontra Okrasa”, gdzie dwóch konkurujących kucharzy sportretowanych jest z minami wojowników. Czyżby szykowała się kuchenna rewolucja? Po dwóch latach milczenia Brodnicki wraca do telewizji.
Francuskie „r”, szelmowski uśmiech i urocza niezdarność. To cechy rozpoznawcze popularnego kucharza, który od 2004 roku zabawiał nas w programie „Pascal: po prostu gotuj”. Widzowie pokochali go za spontaniczność i błędy stylistyczne, którymi
karmił nas nieprzerwanie przez sześć lat. Pascal gotował dla ludzi, prosto i ze smakiem. Do tego łączył dwie, bardzo pożądane w show bussinesie cechy: egzotykę i szczerość. Francuskie pochodzenie dodawało mu pikanterii, a nonszalancki sposób bycia przyciągał damską część publiczności. Niestety nic nie trwa wiecznie. Pascal też w końcu musiał się skończyć. Po sześciu latach TVN podziękowało mu za współpracę, a na miejsce jego programu pojawiła się w ramówce Magda Gessler i jej „Kuchenne rewolucje”. Kiedy plotkarskie media spekulowały: „Pascal obraził się na Polaków” i „ Koniec francuszczyzny”, Brodnicki po prostu spakował walizki i zniknął. Na dwa długie lata.
Co robił w tym czasie? Nie zakładał restauracji, jak pisały niektóre gazety. Nie uciekał też z kraju, jak insynuowały drugie. I nie mścił się na telewizji, która uczyniła z niego celebrytę. Szukał za to sponsorów do nowego programu, zajmował się nowo narodzonym dzieckiem i zakładał firmę zajmującą się pozyskiwaniem energii z naturalnych źródeł. Czyli po prostu żył normalnie.
W końcu to, co lubimy w Pascalu najbardziej to fakt, że jest zwykłym chłopakiem, który do telewizji trafił przypadkowo, kiedy pracował w Akademii Smaku Kurta Schellera. Bez
parcia na szkło i przymilania się. Sześć lat ciężkiej pracy zaowocowało. Kucharz stał się popularny, zaczął pisać książki kulinarne, występować w reklamach i udzielać się w mediach. Z kucharza zamienił się w naszego narodowego Francuza, który był ciągany po telewizjach i gazetach, za każdym razem, kiedy tylko była mowa o jego ojczyźnie. Cóż, miało prawo go to zmęczyć. Bo choć kulisy odejścia Brodnickiego z telewizji nie są jasne, to oglądając ostatnie odcinki „Po prostu gotuj” można było wyczuć, ze formuła lekko się wyczerpała.
Wiosną tego roku Pascal powrócił w zupełnie nowej formie. „Smakuj świat” to już nie grzeczne gotowanie na ekranie, ale program podróżniczo-kulinarny. Kucharz zwiedza Laos, Wietnam i Tajlandię w poszukiwaniu egzotycznych smaków. Je na ulicy, targuje się na bazarze i zaprzyjaźnia z miejscową ludnością. Z delikatnego chłopaka od „pomidorrrrrków” zamienił się w pewnego siebie i odważnego kucharza, który nie boi się zjeść węża, ugotować robaka i sadzić ryż w 30 stopniowym upale. Dziki Pascal, to jednak wciąż ten sam ciepły i mylący polskie wyrazy chłopak. Tyle tylko, że trochę bardziej naturalny i swobodny. Czy będzie to sukces? Trudno powiedzieć. Można jednak zastanowić się, czy „przebranżowienie” się Pascala nie jest ogólnym trendem w gastronomii. Jakiś czas temu na ekranach telewizorów królowały zagraniczne gwiazdy. Polacy ekscytowali się wszystkimi kaleczącymi język celebrytami i chętnie próbowali ich kuchni. Teraz można zaobserwować zwrot w stronę polskości. Być może ryzykowany wyjazd do Azji jest próbą znalezienia nowego sposobu na siebie przez kucharza celebrytę.
„Smakuj świat” to jednak nie jedyny pomysł Brodnickiego na powrót. 30 lipca wystartuje tajemniczy program, którego zapowiedzi możemy usłyszeć już w radio i zobaczyć na plakatach w mieście. Jego formuła będzie opierała się na skonfrontowaniu dwóch kucharzy z odmiennych do tej pory stacji, czyli Karola Okrasy i Pascala Brodnickiego. Czyżby szykowała się nowa rewolucja na miarę tej kuchennej? Zobaczymy. W końcu do telewizji wraca się tylko raz. Albo z tarczą, albo na tarczy.