– Kiedy matka rodzi dziecko, to ona już wykazała maksimum miłości w stosunku do niego, nawet jeśli nie chce go wychować. Nie zgodzę się, że jest albo okno życia, albo aborcja. Jest jeszcze trzecia opcja, czyli adopcja. I spokój sumienia, że zrobiłam wszystko dla tego dziecka i znalazłam mu dobrą rodzinę. Proszę mi powiedzieć, co się stanie z tymi 12-13 proc. matek, które powiedziały, że po porodzie oddadzą dziecko do adopcji, a potem zmienią zdanie? W przypadku okna życia potem już nie ma odwrotu. Zostaje im skok z Mostu Poniatowskiego? Jak te matki mogą sobie poradzić w przyszłości? – zastanawia się Zofia Dłutek, dyrektor Katolickiego Ośrodka Adopcyjnego w Warszawie.
Ostatnio do okna życia przy Hożej przyniesiono kilkudniowego Kubę. Potem w sieci można było przeczytać: "Dają anonimowość i wybór. A matka zamiast pójść na śmietnika, wybiera inkubator i tego malucha tam zostawia; w ten sposób można ocalić życie wielu osobom". Pani pewnie nie do końca zgodzi się z takimi opiniami?
Zofia Dłutek: – A jakie matki tak piszą?
Tak piszą internauci. Nie wiem, czy są wśród nich matki.
Czy to są opinie tych kobiet, które znalazły się w tak trudnej sytuacji?
Trudno powiedzieć. Chciałabym poznać pani zdanie na temat okien życia.
Jeżeli człowiek ma zrobić trudną i nieakceptowaną społecznie rzecz, to wydaje się mu że potrzebuje anonimowości, ale wtedy też uniemożliwia zaoferowanie mu pomocy.
Kuba był rzucony w dzień.
Ale to nie była jedyna taka sytuacja. Myślę, że okna życia są bardziej rozpropagowane niż informacje na temat tego, jak można w Polsce w sposób zgodny z prawem oddać dziecko, zrzec się do niego praw rodzicielskich, nie ponosząc żadnych konsekwencji.
Okno życia dla nastoletniej matki, to pewnie najprostszy i najszybszy sposób.
Jednorazowo idę, rzucam i niby mam problem z głowy. Tylko, że za pięć dni pomyślę, jaką głupotę strzeliłam...
... i odwrotu już nie będzie?
Tak.
To co taka matka musiałaby zrobić, by dziecko porzucone w Oknie Życia móc kilka dni później odzyskać?
Musiałaby udowodnić macierzyństwo, założyć sprawę. A nawet, jeśli za godzinę wróci rozhisteryzowana, to siostry prowadzące okno życia nie powinny wydać jej dziecka. Bo przecież to nie musi być jego matka, a osoba, która np. robiła cztery razy in vitro, czternaście razy inseminację i ma ogromną potrzebę posiadania dziecka. Może zasadziła się na Hożej i obserwuje to okno życia od kilkunastu miesięcy? Siostry powinny powiedzieć takiej kobiecie, by zgłosiła sprawę na policję i teraz niech ona ustala tożsamość kobiety i dziecka.
12 procent matek do szóstego tygodnia życia,to najwcześniejszy termin, kiedy można się zrzec dziecka przed sądem rodzinnym, zmienia zdanie. To na sto dzieci rzuconych w okna życia będzie dwanaścioro, których matki chciałyby je odzyskać, ale już tego nie zrobią. Prawie się nie zdarza, by w tych oknach życia były dzieci, które nie mają szczepień ochronnych i prawidłowo zawiązanej pępowiny, były więc urodzone w szpitalu.
Czyli mogły zostać pozostawione w szpitalu.
Tak. Dziecko byłoby w bezpiecznych rękach, matka miałaby poczucie że nie porzuciła go na niepewny los, dziecko miałoby przeszłość, a rodzice adopcyjni mieliby zaproponowane dziecko z problemami, do których byli przygotowani.
Ale w przypadku okien życia chodzi o anonimowość. Trudniej pozostawić dziecko w szpitalu.
To prawda, matki, które pozostawiają dzieci w oknach życia mówią, że chcą zachować anonimowość. Ale obecnie jest tak, że jeżeli rodzi się dziecko w szpitalu, to ma on obowiązek wysłać informacje do USC o żywym urodzeniu. Jeśli matka nie przyjedzie po trzech tygodniach wyrobić metryki urodzenia i nie przyniesie odpowiednich dokumentów, to z urzędu jest sporządzana metryka. Czyli ten Kubuś będzie miał metrykę, ponieważ urodził się w szpitalu. Minie 21 dni i USC sporządzi tę metrykę i ma obowiązek poinformować matkę, że ten dokument na nią czeka. Nie jest prawdą, że prawo zwalnia od poszukiwania matki, która zostawiła swoje dziecko w oknie życia.
Czyli matka, która zostawia dziecko w oknie życia nie jest całkowicie anonimowa?
Nie jest. Poza tym, należy zastanowić się, czy ta matka nie jest teraz w depresji i nie płacze. Może ktoś jej kazał to dziecko pozostawić, zrobił to za nią? Kiedyś matka zostawiła opaskę z danymi personalnymi na przegubie dziecka. Chyba jednak nie chciała tej pełnej anonimowości…Wreszcie dziecko adoptowane zada pytanie o to, dlaczego matka go nie chciała. I to dziecko z ośrodku adopcyjnego czegoś się dowie o swojej matce, a to z okna życia – niczego o sobie się nie dowie.
Czyli trochę dziecko bez przeszłości?
Niestety trochę tak. Dziecko, które zostało oddane do ośrodka adopcyjnego, może się dowiedzieć, jak jego matka się nazywała, jaka była, co lubiła… Potem może jej prosto w twarz powiedzieć: "przebaczam Ci". Tu chodzi o to, by zamknąć pewien etap i iść dalej.
Niedawno była u nas dziewczyna, która była adoptowana w 1995 roku i chciała dowiedzieć się czegoś o swojej rodzinie. I padło pytanie o to, dlaczego to robi. Odpowiedziała, że teraz będzie wychodzić za mąż. I chciałaby podziękować matce, że ją urodziła i za to, że potem miała fajnych rodziców.
Z drugiej strony dziewczyna, która oddaje dziecko do ośrodka adopcyjnego, wie, że nie oddaje go do czarnej dziury. Ona ma świadomość w czyje ręce ono trafia, wie, że nie oddamy go byle komu. To, co dla starających się o adopcję jest trudne w ośrodku adopcyjnym (diagnoza psychologiczna, dokumenty poświadczające ich m.in. stan majątkowy, zdrowia, zatrudnienie, szkolenie, kwalifikacja) jest tego gwarancją. Jeśli matka przychodzi do ośrodka, to znaczy, że ona chce temu dziecku zapewnić najlepszą przyszłość. To przekazujemy rodzicom adopcyjnym.
Próbujecie ją jeszcze przekonywać, by może zaopiekowała się dzieckiem?
Tak, zawsze pytam o to, co mogę zrobić, żeby mogła zostawić przy sobie dziecko. Czasem uda się pomóc, zwłaszcza jeśli zgłasza się do nas jeszcze w ciąży. Wtedy nawet w 50 procentach. Ale jeśli mi mówi: "Proszę pani, ja mam siedmioro dzieci, to jest moje ósme. Każde mam z innym i czworo mam w placówce. Próbuję je odzyskać. No teraz wpadłam znowu", to muszę wykazać się roztropnością. Tak wygląda świat. Nie chodzi o to, że ja aprobuję taki sposób życia, ale ja jej nie potępiam, staram się zrozumieć i adekwatnie pomóc.
To jest jej wybór.
Dokładnie tak. I ona sobie nie wyobraża chować tego ósmego. "Niech mi oddadzą te moje duże dzieci, bo one są mi bliższe niż to. No trafiło się, wie pani, była impreza".
I co pani odpowiada?
Przekonuje, dopytuję: "a nie ma pani możliwości, by z tym panem założyć normalną rodzinę?"."No pani kochana, gdzie, on wyszedł z więzienia na przepustkę. Nie chciałabym mieć z nim nic wspólnego".
Proza życia.
Czym prostsza matka, tym łatwiej z nią pracować. "Ja bym nie chciała, żeby ta moja sąsiadka wiedziała, że oddałam dziecko, ale widziała mnie, że w ciąży chodzę, to powiem jej, że umarło". A te mające się za najbardziej "inteligentne" często uważają, że jak największą anonimowością muszą to otoczyć, by nikt się nie dowiedziała. Ale w ten sposób one też zamykają się na pomoc.
Jak zwykle zachowują się matki, które oddają dziecko? Wracają, zmieniają zdanie?
To zależy od matki, od jej potrzeby.. Niektóre z nich utrzymują z nami kontakt po oddaniu dziecka, inne chcą podzielić się radością z wychowywania tego, które pierwotnie zamierzały oddać do adopcji, a czasami będąc w kolejnej ciąży, chcąc przekazać dziecko proszą by było wychowywane z rodzeństwem. I tak się dzieje.
Często traktują nas, jako osoby zaufane i dzielą się swoją troską jako pierwszymi. Zawsze powtarzamy, że dziecko trafi w najlepsze ręce. To dla niego szukamy najlepszej rodziny. Nie jest tak, że przychodzi elegancka para, a ja jej teraz muszę znaleźć cudowne dziecko. Do adopcji idą często dzieci urodzone z matek uzależnionych od alkoholu lub narkotyków czy chorych psychicznie czy upośledzonych. I dla nich też mamy znaleźć najlepszych rodziców. Takich, którzy zaakceptują ich problemy.
Dzieci z okien życia mają gorszy start adopcyjny?
One mają dłuższą drogę do adopcji, bo trzeba poszukać matki, umorzyć śledztwo. To się musi uprawomocnić. Potem sąd ustala opiekuna prawnego. Nie jest więc prawdą, że takie dziecko szybciej trafi do rodziny niż po zrzeczeniu (po 6 tygodniach).
Kiedy w ośrodku chciałabym adoptować dziecko, to dowiaduję się wszystkiego na temat tego maleństwa, np., że ma FAS, czy że jego mama miała problemy psychiczne. A gdybym to samo maleństwo miała wziąć z okna życia, to nie wiem na jego temat zupełnie nic. To zniechęca przyszłych rodziców?
My mówimy wtedy, że to jest dziecko z okna życia. I pytamy kandydatów, czy by je przyjęli.
Co zwykle odpowiadają?
Różnie. Często pierwsza reakcja jest na tak. Ale kiedy im się powie: "no dobrze, proszę państwa, ale mówicie, że byście nie wzięli dziecka matki chorej psychicznie, to jaka jest konsekwencja państwa myślenia? Jeśli mówicie, że eliminujecie jakąś grupę rodzin pochodzenia, to dlaczego wzięlibyście dziecko z okna życia". To przychodzi refleksja i wycofanie.
Przed chwilą mówiła pani, że i tak szuka się matki dziecka pozostawionego w oknie życia i ta kobieta nie pozostaje anonimowa, więc ta jej ewentualna choroba psychiczna też jest do ustalenia.
Bardzo często te poszukiwania nie są czynione.
Czyli teoretycznie powinno się tak robić, ale w praktyce raczej się nie odnajduje tych matek?
Jest taka opinia, że jak ktoś wyrzucił dziecko do okna życia, to znaczy, że go nie chciał, to nie szukamy matki. Szybciej my, pracownicy, odszukujemy ją.
Skąd pewność, że to sama matka oddała dziecko do okna życia?
Czasami trudno w to uwierzyć... A może ktoś jej pomógł? Znamy taką sytuację. Matka z koleżanką pojechała do okna życia. Matka nie chciała wrzucić swojego dziecka, więc ta druga wyrwała je z jej rąk i to zrobiła. I później okazało się, że ta matka chce odzyskać to dziecko. W końcu zrzekła się dziecka przed sądem. Ale rozstanie się z dzieckiem w taki sposób było dramatycznym i traumatycznym przeżyciem. Co innego, gdy ojca pozostawia się w domu starców, a co innego, gdy załatwia mu się dobry dom starców. Na jedno wychodzi, ale jednak to nie to samo.
Dzieci z okien życia znajdują wreszcie dom?
Tak. Często pada pytanie, jak to dziecko będzie się rozwijać. No nie wiemy, jak przy każdym innym, ale dodatkowo nie wiemy nic o jego rodzinie pochodzenia, stanie urodzenia, potrzebnym natychmiastowym leczeniu, bo ktoś je wrzucił do okna życia. W przypadku Kubusia wiemy, że on dostał szczepionkę. To ważne aby nie zaszczepić go tą samą szczepionką kolejny raz.
Ale mówiąc o Kubusiu. Jego matka zamiast pójść do okna życia mogła wrzucić go do Wisły.
No tak. Ale widzi pani, nie zrobiła tego. Niech mi pani powie, czy w momencie, kiedy zaczęły być uruchamiane okna życia, zmieniła się ilość takich sytuacji? Według mnie, wcale nie. Te "wszystkie Madzie" były zabijane, kiedy funkcjonowały okna życia. Rodzicom tych dzieci nie przyszło do głowy, żeby wyrzucić dziecko do okna życia.
Nie jestem sztandarową przeciwniczką okien życia, chcę tylko powiedzieć, że są ośrodki adopcyjne, jest zrzeczenie w sądzie. Chcę powiedzieć, że okna życia były dobre w XVIII wieku, kiedy dziecko rodziło się ze związku pozamałżeńskiego. Wtedy ono nie miało praw obywatelskich. To były inne czasy, a obecnie nie ma takiego ostracyzmu społecznego, że jak ktoś ma samotnie dziecko, to już jest skreślony. To dziecko ma taką samą metrykę urodzenia, jak każde inne, te dzieci na równi z innymi funkcjonują w społeczeństwie , choć lepiej żeby ojcowie byli z ich matkami.
Kilka lat temu była ostra dyskusja. ONZ chciało zamknąć okna życia, ale ostatecznie to się nie stało. Co pewnie oznacza, że lepszego rozwiązania nie znaleziono.
Nie wiem. Uważam, że adopcja jest takim sposobem. Brakuje nam przekonania o tym, że są pewne procedury, które w sposób bezpieczny i dla matki, i dla dziecka, dają jej możliwość rozstania się z tym dzieckiem. I brakuje tych, którzy chcą o tym mówić głośno.
Ośrodki adopcyjne nie cieszą się dobrą sławą. Z perspektywy matek oddających dzieci, to: trzeba pójść, spojrzeć komuś w oczy. Ktoś boi się oceny. Idę do okna, wkładam i nigdy tego dziecka nie zobaczę.
Po pierwsze, gdy już wejdą w kontakt z pracownikami ośrodka, to uważają, że znalazły miejsce, w którym z uwagą wysłuchano ich zdania i dano im pomoc. Jednak mówią, że chcą, pełnej poufności i to jest naprawdę zrozumiałe. Powtarzają, że im wstyd. Więc ja wtedy odpowiadam, że pani i pani dziecko macie prawo do tego, by się kiedyś w przyszłości spotkać.
Potrafi pani nie oceniać matek, które zostawiają dzieci w ośrodku adopcyjnym?
Pracowałam w domu dziecka. I tak jak kochałam te dzieci, tak nie mogłam pokochać ich matek, uważałam je za wyrodne. Kiedy zaczęłam pracować w ośrodku adopcyjnym, to moje spojrzenie się zmieniło. Nie dlatego, że one nagle okazały się inteligentne, mądre, wysławiające się poprawną polszczyzną, zadbane. One są różne. Ale najczęściej miały takie życie, że inaczej patrzą na świat.
Na przykład proszę posłuchać tej historii. Dla jednej z dziewczyn, która urodziła dziecko jako nieletnia, znaleźliśmy rodzinę zastępczą. Mogła tam żyć i ona, i jej dziecko. Po trzech miesiącach przestało ją interesować dziecko. Przyszła wiosna, ona chciała mieć chłopaków. Ona sama była wychowywana w domu dziecka, była w normie intelektualnej. Ale jak poszła na przepustkę, to pijany wujek rzucił nią o framugę. Uszkodził jej mózg, miała trepanację czaszki i nie realizowała normalnej szkoły, tylko specjalną. Zaszła w ciążę, poszła do domu samotnej matki. Tam namówioną ją by zajęła się swoim dzieckiem. I kiedy ona była w tej rodzinie zastępczej, to z tego mieszkania matki zastępczej zrobiła smród, brud, ale tamta konsekwentnie próbowała wdrożyć ją w opieką nad jej dzieckiem.
Udało się?
Szczypała córkę, bo w nocy płakała. Odstawiła ją od piersi, bo jej piersi deformuje. Oddawała się kierowcom tirów. Na święta pojechała do rodziny i tam przestała córce dawać pić, a dziecko miało osiem miesięcy. Twierdziła, że jak dziecko pije to sika, a jak sika to śmierdzi. Ta matka była ograniczona umysłowo. Wreszcie, po tym zdarzeniu gdy jej córka wyszła ze szpitala, to chciałam ją do pionu ustawić. Mówię jej: "Aśka, jak ty się tak tym dzieckiem będziesz zajmować, to my ci ją zabierzemy". A ona mi na to tak: "Najpierw to jest ograniczenie władzy rodzicielskiej, potem dopiero jest pozbawienie”. Więc powiedziałam jej, że jej córka będzie musiała pójść do domu dziecka. Na co ona mi na to: "Ja byłam w domu dziecka, mój brat był w domu dziecka, moja matka była w domu dziecka, mój wujek był w domu dziecka i nam źle nie było. Jak ona będzie w domu dziecka, to też jej źle nie będzie".
Jest pani dyrektorem Katolickiego Ośrodka Adopcyjnego i otwarcie mówi o wadach okien życia. Tymczasem parę lat temu katolickie portale tak komentowały pomysł ONZ, by usunąć okna życia: "Gdzieś w tle jest też delikatne popychanie kobiet do aborcji lub dzieciobójstwa, bo zamknie im się drogę do oddania dziecka w bezpieczny sposób w ręce ludzi, którzy się tym maluszkiem zaopiekują". Jak pani się do tego odniesie?
Niektórzy się tego obawiają. Ja uważam, że nie ma takiej obawy. Kiedy matka rodzi dziecko, to ona już wykazała maksimum miłości w stosunku do niego, nawet jeśli nie chce go wychować. Nie zgodzę się, że jest albo okno życia, albo aborcja. Jest jeszcze trzecia opcja, czyli adopcja. I spokój sumienia, że zrobiłam wszystko dla tego dziecka i znalazłam mu dobrą rodzinę. Nie jest tak, że jak nie będzie okna życia, to od razu aborcja. Przecież w szpitalach też od lat są kołyski. Proszę mi powiedzieć, co się stanie z tymi 12-13 proc. matek, które powiedziały, że po porodzie oddadzą dziecko do adopcji, a potem zmienią zdanie? W przypadku okna życia potem już nie ma odwrotu. Zostaje im skok z Mostu Poniatowskiego? Jak te matki mogą sobie poradzić w przyszłości?
Nie mam pojęcia.
Opowiem pani na koniec pewną historię. Wigilia, facet poszedł z psem wynieść śmieci. Nagle zobaczył dziecko w śmietniku. Straszna sprawa. Bardzo szybko znaleziono matkę. Okazało się, że w tym samym bloku mieszkała. Na górze już paliła ciuszki tego maleństwa. Czy ona zadałaby sobie trud, żeby pójść do okna życia? Nie sądzę. Szkoda, że nie widziała informacji o ośrodku adopcyjnym. Byliśmy w tej samej dzielnicy na warszawskiej Pradze.