Wielu białostockich działaczy Prawa i Sprawiedliwości czuje się skrzywdzonych decyzją prezesa PiS. Trudno się im dziwić. Dla nich Jacek Żalek to polityczny zdrajca. I to zdrajca-recydywista. I taki ktoś ma być kandydatem na prezydenta miasta? Lokomotywą wyborczą dla całej partii w stolicy regionu? Jedni spodziewają się jesienią klęski, inni pamiętają, że Żalek już nieraz był w beznadziejnej politycznie sytuacji i wygrywał, więc może i tym razem zaliczy sukces. Nie ma wątpliwości, że kampania wyborcza w Białymstoku będzie jedną z najciekawszych w całej Polsce.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej, gdyby nie niefortunna przygoda senatora Jana Dobrzyńskiego. 4 lata temu to on dostał się do drugiej tury w lokalnych wyborach, w której przegrał z prezydentem Tadeuszem Truskolaskim. Truskolaski Białymstokiem rządzi od 2006 r. Początkowo startował jako kandydat PO, później jako lider własnego komitetu z poparciem Platformy. W 2010 r. Truskolaski wygrał w pierwszej turze zdobywając niemal 70 proc. głosów. W 2014 w starciu z Dobrzyńskim już aż tak gładko mu nie poszło - w pierwszej rundzie nie udało mu się zdobyć ponad połowy głosów, kandydata PiS pokonał za drugim podejściem (63,76 do 36,24 proc.). Wiadomo, że każda władza się z czasem zużywa, od 2014 wiele się w kraju zmieniło, więc tym razem Dobrzyński nie był bez szans w rywalizacji z Truskolaskim (ten jeszcze nie ogłosił startu, ale trudno się spodziewać, by zrezygnował z reelekcji).
Kandydat spoza "zakonu"
Dzień przed 8. rocznicą katastrofy smoleńskiej senatora Jana Dobrzyńskiego znaleziono w centrum Warszawy leżącego na chodniku z rozbitym łukiem brwiowym i złamanym nosem. – Janek to fajny facet, porządny. Ale faktycznie czasem przesadza z alkoholem. Prawdopodobnie próbował wejść na schody ruchome od niewłaściwej strony – opowiada mi jeden z białostockich polityków. 11 kwietnia Jan Dobrzyński został zawieszony w prawach członka PiS oraz klubu parlamentarnego. Tym samym jego szanse na start w wyborach na prezydenta Białegostoku zostały ostatecznie pogrzebane.
Jan Dobrzyński, tak jak minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel, stanowią tzw. zakon w białostockim Prawie i Sprawiedliwości. To działacze, którzy byli z Jarosławem Kaczyńskim od zawsze i nigdy go nie zdradzili. Obaj zostali członkami Porozumienia Centrum już w 1990 r., zaś w PiS są od początku istnienia partii.
Z kwiatka na kwiatek
A Jacek Żalek? Polityczną lojalnością nie grzeszył nigdy. Karierę zaczynał jako 25-letni radny Białegostoku z ramienia Akcji Wyborczej Solidarność. Należał kolejno do Koalicji Konserwatywnej, Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, Przymierza Prawicy, Unii Polityki Realnej, Platformy Obywatelskiej, Polski Razem, a obecnie (po zmianie nazwy) do partii Porozumienie. Do jednych ugrupowań należał, z innych list startował w wyborach. Tak było w 2002 r., gdy do rady miasta dostał się z list LPR-u. Po roku jednak został z Ligi wyrzucony i w następnych wyborach o mandat do sejmiku walczył z list PiS-u. Ale i tu nie zagrzał za długo - wkrótce przeszedł do PO.
Ogólnopolskie media przytoczyły niedawno kombatancką opowieść z 2007 r. o tym, jak bardzo Jacek Żalek obawiał się zemsty PiS-u za swoją przeprowadzkę do Platformy. Lokalnemu "Kurierowi Porannemu" Żalek wówczas opowiadał, że bał się spać we własnym domu i musiał nocować u posła PO Roberta Tyszkiewicza.
Lokalni politycy PiS zaś opowiadali, jak to Żalek został przez Platformę przekupiony. To wszystko działo się nie aż tak dawno. W lokalnych strukturach PiS wciąż są ludzie, którzy pamiętają jak Jacek Żalek się wtedy wobec nich zachował. I nie potrafią się pogodzić z tym, że właśnie on będzie kandydatem na prezydenta Białegostoku.
Była inna opcja
– Ludzie mają żal do Jurgiela, że się nie postawił Kaczyńskiemu. Mógł się nie zgodzić na Żalka. Prezes liczy się z jego zdaniem – mówi mi jeden z podlaskich samorządowców. Pytam, czy w szeregach Zjednoczonej Prawicy w Białymstoku jest ktoś równie rozpoznawalny jak Żalek. – No, może nie jest tak znany w całym kraju, ale u nas jest całkiem popularny. To Sebastian Putra – rzuca od razu.
Sebastian Putra wkrótce skończy 35 lat. Jest synem wicemarszałka Sejmu Krzysztofa Putry, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Już drugą kadencję zasiada w białostockiej radzie miasta i cieszy się szacunkiem i polityków z PiS-u, i radnych z PO. – Szanują go nie tylko ze względu na ojca i jego historię. Szanują go też za to, jak sam uprawia politykę. Raczej nie angażuje się w bezsensowne spory, ale działa – tłumaczy mi samorządowiec związany z Platformą.
Dlaczego w Gdańsku można było wystawić kandydaturę syna ofiary katastrofy smoleńskiej, a w Białymstoku nie? Pozostaje jedynie się domyślać, że jest to kwestia jakichś uzgodnień między Jarosławem Kaczyńskim a Jarosławem Gowinem. A białostoccy działacze PiS wobec tego, że zostali postawieni przed niechcianym faktem dokonanym, najpewniej nie będą się za mocno angażować w kampanię Jacka Żalka. Ten zaś zdaje sobie z tego sprawę i montuje własną ekipę, która będzie go wspierać. Obserwatorzy lokalnej sceny politycznej mówią, że wokół Żalka gromadzą się m.in. osoby związane wcześniej ze Stronnictwem Konserwatywno-Ludowym oraz inni, którzy dopuścili się politycznej zdrady, np. Mieczysław Baszko, który niedawno odszedł z PSL i przyłączył się do drużyny Gowina.
I jak tu mu robić kampanię?
Generalnie PiS w Białymstoku został postawiony w sytuacji bardzo niezręcznej sytuacji. Z jednej strony mało kto ma ochotę wspierać kampanię Jacka Żalka, z drugiej - kandydat na prezydenta zawsze jest tą lokomotywą, która ciągnie masę innych kandydatów do rady miasta, powiatu czy do sejmiku województwa. – Żalka pewnie poprze kościelny elektorat PiS. Ale pozostali mogą mieć opory i może się to skończyć tak, że zostaną w domach. A wtedy kandydaci na radnych z list PiS-u sporo stracą – wyjaśnia samorządowiec.
Z drugiej jednak strony wszyscy w Białymstoku pamiętają, że Żalek parę razy w wyborach dokonał rzeczy niemożliwych. W 2007 r. dostał się do Sejmu z fatalnego miejsca 15. na liście PO. W 2011 władze Platformy dały mu miejsce chyba najgorsze z możliwych, 27. (nie było to miejsce ostatnie). I choć był skazany na porażkę, to zasiał ponownie przy Wiejskiej.
Wprawdzie wtedy wybuchła afera - i z żelkami (Sanepid zwrócił uwagę, że na opakowaniu słodyczy nie podano ich składu), i z billboardami (Buzek stwierdził, że zdjęcie jest sprzed lat i on nie udziela poparcia Żalkowi), ale kandydat tylko się z tego cieszył. – Wychodził z założenia, że nieważne co o nim mówią. Ważne, że mówią. I jestem pewien, że teraz, gdy wybuchło całe to zamieszanie z jego wypowiedzią o niepełnosprawnych, Żalek z tego rozgłosu się tylko cieszy – podejrzewa lokalny polityk Platformy.
A o ten rozgłos poseł Żalek umie zadbać. Raz po raz rzuci czymś takim, że pół Polski jest oburzone lub zwija się ze śmiechu. Tak było choćby w 2012 r., gdy w wywiadzie dla "Wprost" obwieścił, że demokracja ma wiele wad i że monarchia byłaby lepsza. Kogo widziałby na królewskim tronie, kto mógłby być królem Polski? – Wyobrażam sobie, że każdy komu ufają Polacy, chociażby Bronisław Komorowski – mówił wtedy Żalek.
Będzie się działo
– Jacek lubi kampanie w amerykańskim stylu. Ostatnio jest zapatrzony w Trumpa, na pewno będzie się tu dużo działo. Sprowadzi jakichś Pospieszalskich, zrobi jakiś atrakcyjny piknik. Pod tym względem pewnie przegoni Truskolaskiego. Raczej nie będzie go zbyt ostro atakował, w końcu to jego dawny kolega z PO. Sądzę, że brudną robotę za niego wykona kto inny – przewiduje jeden z radnych.
Walka o fotel prezydenta Białegostoku będzie o tyle ostra i nietypowa, że w rywalizacji weźmie udział aż trzech kandydatów wywodzących się z PO. Oprócz Żalka i Truskolaskiego w szranki staje były wiceprezydent miasta i były senator Platformy Tadeusz Arłukowicz. Startuje - uwaga! - z list Kukiz'15. Obawy są zatem i w PiS, i w PO, że kandydat ten odbierze im sporo głosów.
Białostocka Platforma rozpoczęła kampanię pod hasłem "Żalek zrezygnuj", ale to kandydatowi PiS może tylko przysporzyć popularności. I choć teoretycznie wydaje się, że Tadeusz Truskolaski nie ma prawa przegrać z Jackiem Żalkiem, to ten już nieraz udowodnił, że potrafi oszukać przeznaczenie. Nasza sonda uliczna wśród mieszkańców miasta dowiodła, że wprawdzie wielu z nich za Żalka się wstydzi i życzy mu porażki, ale równie wielu deklaruje poparcie dla niego, mimo licznych gaf. – A nawet jeśli jesienią przegra, to i tak zgromadzi kapitał na wybory do Parlamentu Europejskiego – przewiduje polityk z Białegostoku.
Reklama.
Jacek Żalek
wypowiedź z kwietnia 2007, wówczas był radnym sejmiku województwa podlaskiego z ramienia PO
Nocowałem u posła Tyszkiewicza. Z różnych stron, także z policji, dochodziły mnie słuchy, że mogą mnie zamknąć tylko po to, abym nie zdążył na głosowanie w sprawie zarządu. Pretekstem miały być sprawy jeszcze z rady miejskiej poprzedniej kadencji, której byłem członkiem.
"Kurier Poranny"
Miasto było całe w billboardach - Jacek w środku a po bokach Jerzy Buzek i Bronisław Komorowski. Po mieście jeździł samochód stylizowany na milicyjny radiowóz, ciągnący reklamę Jacka. Dlaczego milicyjny? Pewnie po to, by się rzucało w oczy. No i najlepsze - on, Jacek Żalek, rozdawał żelki! Żelki były w kształcie serca, w każdym opakowaniu było 27 sztuk, żeby wyborcy zapamiętali miejsce na liście. Było zdjęcie Jacka i podpis - "Jacek Żalek, najlepszy poseł w składzie PO!".