Podczas wizyty Andrzeja Dudy w USA nie przewidziano spotkania z prezydentem Stanów Zjednoczonych Donaldem Trumpem. – To musi być wydarzenie osobne, które będzie miało swoją wagę – tłumaczył prezydencki minister Krzysztof Szczerski. O tym, jak powinniśmy więc oceniać wagę obecnej wizyty polskiej głowy państwa w Stanach Zjednoczonych, naTemat rozmawia z Ryszardem Schnepfem, doświadczonym dyplomatą, byłym ambasadorem Polski w USA.
Prezydent Duda razem z żoną udali się do USA. Polski prezydent poprowadzi w siedzibie ONZ w Nowym Jorku „debatę otwartą wysokiego szczebla” na temat roli prawa międzynarodowego w utrzymaniu międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa. To jakieś prestiżowe wydarzenie i wystąpienie?
Ryszard Schnepf: To jest rutynowe wydarzenie przy okazji objęcia przez Polskę przewodnictwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Właściwie każdy kraj, który obejmuje przewodnictwo jest reprezentowany przez prezydenta lub premiera, a więc wysoką osobistość. Przewiduje to protokół tego typu wydarzeń.
Tematyka, którą ma się zająć pan prezydent jest jakby znana. Mam wrażenie, że to będzie fragment przemówienia wygłoszonego na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ w 2015 roku, którego wysłuchałem i które dotyczyło właśnie prawa w międzynarodowych kontaktach i w rozwiązywaniu konfliktów. To było nawiązanie do Rafała Lemkina i osiągnięć innych polskich prawników, które może warto przypomnieć. Szkoda, że nie pojawi się jednak jakiś nowy temat. Jest tyle ważnych zjawisk, które się teraz dzieją, że może warto byłoby poświęcić otwarcie przewodnictwa Rady Bezpieczeństwa ONZ jakimś aktualnym problemom.
Wiadomo, że podczas wizyty w USA prezydent Duda nie spotka się z prezydentem Trumpem. Spotka się za to - jak informował minister Szczerski - z gubernatorem stanu Illinois, burmistrzem Chicago, organizacjami żydowskimi, ambasadorami, no i przede wszystkim z Polonią. Jak oceniać dyplomatyczny szczebel tych spotkań?
Akurat znam dość dobrze gubernatora stanu Illinois i to jest bardzo przyzwoita postać. Ale jeśli miałbym być protokolarnie ścisły, to należałoby powiedzieć, że prezydent Duda przyjmie gubernatora, bo jednak dzieli ich zasadnicza różnica rangi. Spotkanie z Polonią jest normalnym wydarzeniem skoro prezydent Duda będzie w Chicago. Choć trzeba pamiętać, że Chicago już nie jest dzisiaj najbardziej polskim miejscem na mapie Stanów Zjednoczonych. Nowy Jork jest teraz głównym centrum Polonii.
Warto byłoby zauważyć przy takiej okazji, że Polacy są jednak wszędzie w USA. Może warto byłoby ich odwiedzić w jakimś innym miejscu i pokazać, że dostrzegamy Polaków, którzy mieszkają w Alabamie, w stanie Waszyngton i w innych miejscach. To są ludzie, którzy często porobili autentyczne zawodowe kariery. Lekarze, inżynierowie, pracownicy naukowi. Jeśli się pojedzie w głąb tego wielkiego kraju można spotkać prawdziwą polską elitę w Ameryce. Zamiast koncentrować się tylko na dwóch największych ośrodkach, a więc Nowym Jorkiem i Chicago warto udać się w głąb USA. Naprawdę bym polecał.
Najważniejsza informacja jest jednak taka, że kolejny raz nie dojdzie do spotkania z prezydentem Trumpem.
Krótko mówiąc: liczyliśmy na więcej. Odnoszę wrażenie, że Kancelaria Prezydenta takie nadzieje przed nami roztaczała. Że prezydent Trump będzie obecny na posiedzeniu Rady Bezpieczeńtwa ONZ właśnie w momencie obejmowania przez nas przewodnictwa. Taki zwyczaj zresztą był i przypomnę, że także prezydent Duda spotykał się np. z Barackiem Obamą. Niekoniecznie przy okazji oficjalnych wizyt, ale właśnie przy okazji innych wydarzeń między innymi - a brałem w tym udział -podczas Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku.
Niedawno, bo w kwietniu prezydent Trump spotkał się z prezydentami Łotwy, Litwy i Estonii. Czy ten brak spotkania na najwyższym szczeblu polsko-amerykańskim potwierdza wymowę tych tajnych notatek dyplomatycznych, które wyciekały do mediów i z których miało wynikać, że administracja USA świadomie unika oficjalnych kontaktów z polskimi władzami?
Nie wiem, czy to jest jakaś skonkretyzowana amerykańska polityka prowadzona w stosunku do naszych wysokich przedstawicieli państwowych, a więc polityka unikania. Czy może chodzi jednak o brak zainteresowania i przekonanie, że Polska nie jest w tych stosunkach ważnym podmiotem? Nawet jeżeli nie ma tutaj żadnych ograniczeń w kontaktach, jeśli taki zamysł po stronie USA nie powstał, to zasadne jest pytanie dlaczego do takiego spotkania między prezydentami obu państw nie może dojść? Mamy już za sobą półtora roku prezydentury Donalda Trumpa, a ten nie spotkał się jeszcze z wysokim przedstawicielem - jak podkreśla wielu polityków - bardzo ważnego sojusznika USA. Ten sojusz powinien być potwierdzony przez stronę amerykańską w postaci spotkania obu prezydentów.
Widać było, że przy okazji sporu o pomnik katyński w Jersey City były prowadzone jakieś zabiegi dyplomatyczne, bo burmistrz tego miasta zmienił swoją retorykę wobec przedstawicieli polskich władz. Prezydent Duda ma złożyć kwiaty pod tym pomnikiem, ale nie wiadomo, czy spotka się burmistrzem. Z drugiej strony niedawno odbył się polsko-amerykański szczyt gospodarczy, w którym Polskę reprezentowali prezydent i premier, a USA - wiceminister handlu.
Jest zasadnicza potrzeba podniesienia rangi naszych stosunków. Wszyscy powinniśmy rozumieć, że dla Stanów Zjednoczonych kilka innych problemów ma w tej chwili charakter kluczowy. Mam na myśli Koreę Północną, Iran, czy teraz sytuację w Strefie Gazy. NIemniej jednak- powtórzę - istnieje bardzo uzasadniona potrzeba spotkań na najwyższym szczeblu, które potwierdzałyby mocny charakter naszych relacji. To jest oczywiście nam potrzebne. Z rozwoju sytuacji można wnioskować, że administracji Donalda Trumpa to nie jest potrzebne.
Dlaczego, według pana, tak się dzieje?
Można dostrzec, że prezydent Trump i jego otoczenie bardzo pragmatycznie traktują otoczenie międzynarodowe. Rozmawia z tymi, którzy są im do czegoś potrzebni, którzy stanowią jakąś wartość dodaną. Z drugiej strony, widać bardzo wyraźnie, że polski rząd, w tym MSZ, ale też Kancelaria Prezydenta skupiają się na rozwiązywaniu konfliktów jakie powstały, a nie tworzeniu nowych relacji, nowej polityki i wysuwaniu nowych inicjatyw. Jest to takie prowizoryczne zszywanie materiału, który w różnych miejscach pęka.
Bardzo niefortunne zaangażowanie w sprawę pomnika katyńskiego w Jersey City od początku było bardzo źle prowadzone. Zarówno z punktu widzenia protokolarnego, pragmatyki dyplomatycznej, jak i z punktu widzenia podstawowych zasad prowadzenia negocjacji. To są także kwestie tej nieszczęsnej nowelizacji ustawy o IPN, która stworzyła tyle problemów. Wszystkie działania polskich władz są podporządkowane albo polityce wewnętrznej albo naprawianiu błędów, które zostały popełnione, a nie kształtowaniu jakiejś pozytywnej, twórczej, przyszłościowej dla Polski wizji polityki zagranicznej.
My nie jesteśmy żadnym formalnym stowarzyszeniem i nie zamierzamy go rejestrować. Nie mamy żadnych funduszy, nie prowadzimy rachunkowości. Po prostu spotykamy się w różnych miejscach i dyskutujemy o problemach. Proponujemy jakieś wspólne stanowiska i je upubliczniamy. Ale nie jesteśmy grupą jednorodną, wiele nas dzieli. W odniesieniu do spraw zagranicznych cechuje nas jednak duże doświadczenie i pragmatyka służbowa, którą wszyscy znamy.