W prawicowych mediach furorę robi zdjęcie Iwony Harwich zasłaniającej synowi usta. Ma to być dowodem na to, że matka niepełnosprawnego nie liczy się z jego zdaniem i protest ma jedynie charakter polityczny. W rozmowie z naTemat Hartwich tłumaczy, jak było naprawdę.
Tymczasem prawicowe media i zwolennicy dobrej zmiany, w którym próżno szukać kibiców dla państwa protestu, od rana publikują w sieci zdjęcie, na którym pani zasłania synowi usta.
No wiem, widziałam. To się zaczęło się już wczoraj.
Trudno się wyprzeć tego zasłaniania.
Ale ja to zrobiłam delikatnie. Jak mówię, Kuba bardzo się zdenerwował. Nie chciałam, żeby krzyczał, zasłoniłam mu usta, żeby mu powiedzieć, że nie będę wywieszać tego baneru.
Co niektórzy dziś interpretują jako blokowanie wolności wypowiedzi i zdominowanie syna.
Chciałam go tylko uspokoić. To było delikatne zasłonienie ust, ale tego oczywiście na zdjęciach nie widać. Nie miało nic z przemocy.
A jak pani lewa ręka? W sieci są zdjęcia siniaków na pani przedramieniu.
Dziś są jeszcze większe, aż mnie cały bark boli. Zrobił mi je te pan w garniturze, który był wobec nas, protestujących najbardziej brutalny.
Znów odwołam się do prawicowych mediów, które podają informacje, jakoby siniaki były dziełem pani koleżanki, która chciała wywiesić baner wraz z panią.
To nie jest prawda. Siniaki są efektem szarpania się z tym panem w garniturze. To przede wszystkim on używał siły.
Będzie pani jakoś w sądzie dochodzić swoich praw? Złoży pozew ws. pobicia?
Myślę nad tym. Gdybym teraz była w domu, to na pewno bym to zrobiła.
W Sejmie też prawników nie brakuje.
To prawda. Zgłosiło się już do mnie kilka osób, które zadeklarowały chęć reprezentowania mnie w sądzie. Jeszcze się nad tym zastanawiam.
Ale nie podejmuje pani na razie żadnych kroków prawnych?