Poseł Paweł Kukiz od trzech lat nie chce oddać laptopa, którego używał jako radny dolnośląskiego sejmiku. Po tym, jak trafił do parlamentu, urząd marszałkowski, który jest właścicielem komputera, poprosił polityka, aby ten zwrócił sprzęt. Ale lider Kukiz'15 nic sobie z tego nie robi. Na dodatek ewidentnie kręci w swoich tłumaczeniach.
Paweł Kukiz jako radny, dostał laptopa, który miał mu pomóc w pełnieniu samorządowych obowiązków. Jednak w pracy na Dolnym Śląsku komputer służył mu tylko rok, bo po takim czasie mandat radnego zamienił na ten poselski. Muzyk trafił na Wiejską, a wraz z nim – laptop, bo polityk go nie oddał.
– Wiele razy informowaliśmy Pawła Kukiza, że ten komputer to własność samorządu województwa. Jako radny był zobowiązany do oddania sprzętu po rezygnacji z mandatu. Wynika to z regulaminu – opowiada "Super Expressowi" Michał Nowakowski, rzecznik prasowy urzędu.
Kukiz najpierw wyjaśniał, że chciałby zatrzymać komputer, bo miał na nim ważne informacje. Pojawił się pomysł odkupienia laptopa, którego wyceniono na około 500 zł. Jednak Kukiz nie zapłacił za sprzęt. Nie raczył też go zwrócić. – Skierowaliśmy do pana Kukiza wiele pism z prośbą o uregulowanie zobowiązania. Jednak bezskutecznie. Dlatego zmuszeni byliśmy skierować sprawę do sądu – mówi Nowakowski. Pierwsza rozprawa już się nawet odbyła. Jednak nie pojawił się na niej ani Kukiz, ani jego pełnomocnik.
– Wpłaciłem raz pieniądze za tego laptopa. Ale pomyliłem konta. Mam codziennie mnóstwo spraw do załatwienia i po prostu kwestia komputera gdzieś mi umknęła. Efekt będzie taki, że sąd nakaże mi spłatę, wraz z odsetkami - pewnie ok. 1500 zł. Ot, cała filozofia – komentuje sam polityk.