W ciągu ostatniego półtora roku posłowie wydali na międzynarodowe podróże 4,1 mln złotych z kieszeni podatników. Odwiedzili takie kraje jak m.in. Kanada, Chiny, Litwa, Azerbejdżan, Kuwejt, Meksyk, czy Indie. Najbardziej oburzająca nie jest jednak odpowiedź na pytanie "gdzie?", lecz "po co?".
A to dlatego, że w dużej przewadze - jak dowiedział się serwis wp.pl - posłowie przeznaczali pieniądze podatników na szeroko rozumianą rozrywkę. Niezrzeszony Piotr Liroy Marzec znów założył szerokie spodnie i pojechał pobujać głową na Canadian Music Week. Za jego wypad na koncert zapłaciliśmy 14,5 tys. złotych.
Inna transatlantycka podróż kosztowała podatników 18,1 tys. złotych. Tyle wyniósł dziewięciodniowy pobyt Anny Paluch z PiS w Chicago. Posłanka PiS brała udział w otwarciu ulicy im. "zasłużonej" Jadwigi Kaczyńskiej.
Na dwa wyjazdy wrażliwego na piękno muzyki klasycznej Marka Suskiego do Chin wydaliśmy 33,5 tys. złotych. Poleciał tam, by wziąć udział w "wydarzeniach towarzyszących ogłoszeniu międzynarodowego Turnieju Pianistycznego". Poza tym posłowie latali również na tak istotne dla Polski wydarzenia jak parlamentarny turniej golfa na Litwie (Szymon Ziółkowski z PO), czy msza św. na Ukrainie (Marcin Porzucek z PiS). W ciągu 1,5 roku ich wyjazdy kosztowały nas łącznie 4,1 mln złotych.
Kontrowersje związane z podróżami posłów partii rządzącej to nienowy temat. Do tej pory nie dowiedzieliśmy się, co robiła Beata Kempa w USA w 2016 roku. Niektórzy politycy PiS nie widzą problemu w wysokich kosztach ich wyjazdów. W tej kwestii znamienna jest wypowiedź Anny Marii Anders. – Ja uważam, że wyglądam bardzo dobrze na swój wiek, ale mam 67 lat. Nie będę leciała klasą turystyczną, economy class, tam i z powrotem, jak ja mam wracać do Senatu – mówiła w kwietniu senator Prawa i Sprawiedliwości.