Opel Insignia nie budzi z pewnością takich emocji jak samochody sportowe, nie jest tak napakowany najnowszymi zdobyczami technologii jak auta klasy premium, ale też nie ma chyba takich aspiracji, by konkurować z kilkukrotnie droższymi limuzynami. Jednocześnie Insignia Sports Tourer 2.0 CDTi to całkiem interesujące auto rodzinne lub pomysł na samochód służbowy dla menadżerów średniego szczebla. W przypadku tego auta Opel naprawdę nie ma się czego wstydzić.
Test zaczął się od wyjazdu z Mordoru, czyli tej części Warszawy, gdzie tłumy pracowników niczym orkowie w krainie kontrolowanej przez Saurona wyrabiają normy w dziesiątkach korporacji mających tam swoje siedziby. Zwykle około godziny 16-17 wyrabianie norm się kończy, a że to była akurat ta godzina, gdy wyjeżdżałem samochodem z parkingu spod siedziby Opel Polska, to miałem około 40 minut na zapoznanie się z przebogatymi możliwościami ekranu dotykowego zlokalizowanego w centralnej części kokpitu. Tyle czasu zajęło mi bowiem przejechanie kilkuset metrów w korku, zanim udało się skręcić w mniej zakorkowaną Aleję Wilanowską.
Tam było już na tyle pusto, że udało się rozwinąć nawet dozwoloną przepisami prędkość. Samochód zbierał się ładnie i ochoczo parł do przodu, ale jednocześnie wyszła na jaw jego drobna wada. Otóż w zależności od tego, jak mocno wciśnie się pedał gazu, automatyczna skrzynia biegów mniej lub bardziej szarpie. Trudno wyczuć te szarpnięcia, gdy ledwo się głaszcze stopą pedał gazu, a także wtedy, gdy wdepnie się go z całą niemal siłą. Gdy jednak pedał gazu wciska się tak mniej więcej do połowy, każdy kolejny bieg odczuwa się bardzo wyraźnie. Żeby tego szarpania uniknąć, trzeba albo jeździć dostojnie, albo bardzo dynamicznie. Nie zrozumcie mnie źle – to nie jest jakiś klasyczny "kangur", wstrząsy nie łamią kręgów szyjnych, ale można by to moim zdaniem zrobić lepiej.
Gdy już udało mi się na czas dojechać pod szkołę, by odebrać dziecko po zajęciach, zadzwonił telefon. Wspomniałem już, że przez pierwsze 40 minut zapoznawania się z wyświetlaczem udało mi się sparować po bluetooth telefon? Pewnie nie, w sumie to w dzisiejszych czasach standard, o którym nie warto wspominać. Nawet małe miejskie autka mają tę możliwość. Dzwoniła żona, która chciała się dowiedzieć, jaki właściwie samochód odebrałem na testy. – Insignia? Właśnie stoję obok Insigni, to jakieś strasznie małe jest – stwierdziła zaskoczona, gdy już się pochwaliłem czym jadę.
Bo Insignia rzeczywiście z zewnątrz nie sprawia wrażenia wielkiej landary. Auto jest dość niskie, momentami nawet za niskie, ale o tym później. Przetłoczenia na drzwiach dodatkowo dodają mu pewnej lekkości. Gdy przejeżdża się obok takiego Opla aż trudno uwierzyć, że auto w wersji kombi ma prawie 5 metrów, a w środku oferuje niemal tyle miejsca, co przedział w Pendolino. Insignia może się podobać, mnie szczególnie ujęły za serce grill i maska z agresywnym "grzebieniem" po środku maski, a i tył jest zgrabny i foremny. Styliści pracujący dla Opla wykonali kawał dobrej roboty.
W środku jest bardzo dużo miejsca. Zarówno pasażer jak i kierowca siedzą w wygodnych fotelach, w testowanej wersji pokrytych skórą. Oba fotele były podgrzewane, z możliwością przedłużenia siedziska. Fotel kierowcy miał jeszcze elektryczną regulację położenia, szerokości podparcia bocznego, nachylenia, a także przycisk włączający masaż i pamięć dwóch ustawień. Mało? Dla żony i męża wystarczy, a skoro Opel Insignia Sports Tourer ma być rodzinnym samochodem, to dzieciaki zapraszamy na tylną kanapę. Może nie ma tam masażu, ale dwa skrajne miejsca są podgrzewane. Miejsca na nogi nie zabraknie ani z przodu, ani z tyłu, a brak widoków przez przednią szybą można zrekompensować dwoma gniazdami USB, do których można podłączyć dowolne urządzenie elektryczne i zająć dzieci czymś innym niż podziwianie widoków.
To, co dzieciakom szczególnie się spodoba, to szklany dach. Dlaczego? Nie wiem, ale większość testowanych samochodów córka ocenia właśnie przez pryzmat tego, czy można się popatrzeć na chmury czy nie. W Insigni można, dach jest wręcz wyjątkowo długi. Dodatkowo można go w przedniej części otworzyć, co jest szczególnie przydatne latem. Można na pół godziny zostawić samochód z uchylonym dachem i zrobić szybkie zakupy, a gdy wsiada się z powrotem do pojazdu, nie będzie przypominał nagrzanego pieca na pizzę. Z tym dachem jest jednak pewien problem. Przez to, że auto jest niskie, a jeszcze musi pomieścić pod dachem mechanizmy otwierania, kierowca i pasażer wcale nie mają dużo miejsca nad głową. Osoby powyżej 190 cm będą narzekać, że Insignia im ugniata głowę.
Podróż umilają tak oczywiste rzeczy z listy wyposażenia dodatkowego jak radio z możliwością podpięcia przez bluetooth smartfona lub tabletu czy dwustrefowa klimatyzacja z wydajnym nawiewem. Na centralnym wyświetlaczu można oczywiście włączyć mapę nawigacji. Dane z nawigacji mogą też być wyświetlane na cyfrowym wyświetlaczu na desce rozdzielczej za kierownicą, podobnie jak 12 innych funkcji. Łącznie z taką, która pokazuje głównych pożeraczy energii – na tej liście króluje niepodzielnie klimatyzacja, która według komputera wciąga około pół litra ropy na 100 kilometrów.Dane z nawigacji mogą też być wyświetlane na przedniej szybie przed kierowcą, co jest szczególnie fajnym rozwiązaniem. HUD jest oczywiście konfigurowalny, można zdefiniować, jakie dane mają się na nim pokazywać, przesuwać go wyżej lub niżej na szybie oraz ustawić stopień podświetlenia. Zakres podświetlenia jest spory, przy czym "najciemniej" nie sprawdza się w słonecznym dniu, za to "najjaśniej" bije po oczach w nocy, więc warto nie zapominać, gdzie z lewej strony są przyciski do jego obsługi.
Insignia Sports Tourer – w tych trzech słowach zawiera się istota tego auta. Insignia to wiadomo, taki model Opla, nazwa funkcjonująca na rynku od kilku lat, odkąd Vectra przeszła na zasłużoną emeryturę. Za Sports odpowiada silnik diesla i 8-biegowy automat, których dane na papierze może nie robią wielkiego wrażenia, ale na trasie ten zestaw pozwala na szybką jazdę i więcej niż sprawne wyprzedzanie. Tourer to nic innego jak kombi.
I jak przystało na kombi samochód oferuje całkiem dużą przestrzeń bagażową. Dużą i co najważniejsze ustawną, choć warto zwrócić uwagę na to, że dość niską. Między podłoga bagażnika, a roletą nie ma wiele miejsca i pralka tam na pewno nie wejdzie. Oczywiście można roletę po prostu schować i problem przestaje być problemem. Gdy z jakiś powodów roleta musi pozostawać złożona, to aby zabezpieczyć się przed wpadaniem na tylną kanapę różnych drobnych rzeczy z bagażnika, można rozciągnąć siatkę zabezpieczającą. Fajna rzecz.
A gdy komuś będzie mało miejsca, zawsze można złożyć oparcia dzielonej kanapy. Dobra wiadomość – w takiej konfiguracji miejsca jest dość, żeby wsadzić do środka materac 200x120 cm i wygodnie się przespać. Zła jest taka, że taka wydłużona przestrzeń nie jest idealnie równa, więc jak ktoś lubi spać na płaskim, bez poduszki, to w Insigni z głową o parę centymetrów powyżej stóp poczuje się mniej komfortowo. Za to przed zaśnięciem może przez odsłonięty dach popatrzeć na gwiazdy. Zimą zamiast materaca można wozić narty, które będą się mieścić w otworze na długie przedmioty.
Jak się jeździ Insignią? Bardzo przyjemnie. Samochód w testowanej wersji z pewnością nie był zawalidrogą i osiągnięcie prędkości uznanych przez prawodawcę za dozwolone osiąga bardzo szybko, czy to w mieście czy na autostradzie. Robi to niemal niezauważalnie, choć na autostradzie zaczyna się robić głośno. Cóż, silnik 2.0 CDTi to diesel, z wszystkimi jego dobrodziejstwami i przekleństwami – mało pali, jest bardzo elastyczny, ale klekocze i hałasuje. Insignia naturalnie spełnia wszystkie normy euro i siwego dymu z rury wydechowej nie uświadczymy.
Auto jest bardzo przyjazne, aż chce się do niego wsiadać i podróżować. Najlepiej jednak, żeby drogi były równe. Zawieszenie zdecydowanie nie lubi dziurawego asfaltu, polnych dróg czy kocich łbów. Szczególnie na tych ostatnich auto zamienia się w wibrator, od którego zęby zaczynają boleć i tylko marzymy o tym, żeby jak najszybciej wjechać na równą drogę. Przy czym nie musi być bardzo szeroka. Choć auto jest długie, to nawet na wąskich parkingach manewruje się nim bez większych problemów. Ułatwiają to kamery, które włączają się, gdy tylko włączymy wsteczny bieg.
Jeśli jednak ktoś nie lubi parkowania, to może zdać się na automat. Insignia może parkować sama zarówno równolegle jak i prostopadle, po lewej lub po prawej stronie. Wystarczy wcisnąć przycisk, przejechać obok miejsca parkingowego i włączyć bieg wsteczny – reszta dzieje się sama. Tyle tylko, że równolegle parkuje... jak ostatnia oferma. Zamiast podjechać maksymalnie do krawężnika zostawia około 40 cm wolnego miejsca. Na ciasnych parkingach lepiej poprawić automat, jeśli nie chcemy narazić naszego auta na uszkodzenia przez przejeżdżające obok samochody.
Wspomniałem już o tym, że podoba mi się kształt świateł nowej Insigni? Ale te światła są fajne także z innych powodów. Doświetlają zakręty, można je też tak ustawić, że same przełączają się z drogowych na mijania, żeby nie oślepiać jadących przed nami. Spektrum światła jest dość szerokie, więc gdy się jedzie ciemną drogą przez las nie ma się wrażenia jazdy tunelem. "Długie" są rzeczywiście długie, ładnie oświetlają drogę jasnym białym światłem na kilkaset metrów przed nami. I choć wszystko widać, to warto jednak pamiętać o tym, że wieczorem i w nocy żeruje większość dzikich zwierząt, lepiej więc zdjąć trochę nogę z gazu i zwolnić, by uniknąć wzięcia łosia czy sarny na maskę.
Samochód miałem przez tydzień i zdążyłem go polubić. Czy bym go kupił? Nie wiem, chyba nie, w zalewie wielu ciekawych ofert na rynku szukałbym jednak jakiegoś rodzinnego SUV-a. Ale Insignia może się podobać wszystkim tym, którzy nie lubią wchodzić do auta po drabince, którzy szukają samochodu o bardziej klasycznych kształtach. Ten Opel nie tylko może się podobać, ale też naprawdę dobrze jeździ. Przy czym nie rzuca się w oczy. Jest jakiś taki... przezroczysty, postawiony obok jakiegoś BMW czy Mercedesa staje się niewidzialny, co dla wielu osób może być nie lada zaletą. Mało kto będzie się za nim oglądał, raczej nie będzie też kłuł w oczy zawistnych sąsiadów. Jednocześnie daje sporo frajdy z jazdy i zdaje się gwarantować, że dowiezie nas do celu podróży całych i niewymęczonych, nawet jeśli droga zajmie cały dzień.